Wylewanie patriotyzmu z łysymi. "Naród polski jest i będzie, czy się to modernizatorom podoba czy nie. I naród polski ma prawo domagać się uznania swojej odrębności"

PAP/Leszek Szymański
PAP/Leszek Szymański

Polacy coraz mniej się wzajemnie rozumieją i coraz mniej poczuwają się do wspólnoty z przedstawicielami tej innej, nie-swojej Polski. Polska coraz mniej jest jedna, coraz bardziej rysuje się podział na dwie Polski, a może nawet więcej niż dwie.

Ale mnie tutaj interesują właśnie te dwie: Polska modernizacyjna i Polska patriotyczna. Ktoś powie, że przecież między pierwszą a drugą Polską nie musi być sprzeczności. Owszem, nie musi być, ale na naszych oczach te dwie Polski coraz bardziej się wykluczają, niestety.

Słucham ja w miniony piątek audycji „Off Czarek” w Radiu Tok FM, a w niej programu „Wielka Loża Komentatorska” z udziałem trzech profesorów Uniwersytetu Warszawskiego: Stanisława Obirka, Tadeusza Cegielskiego i Andrzeja Zieniewicza, rozmowa dotyczy wydarzeń sprzed kilku dni, a mianowicie z 11 listopada. I co słyszę?

Już na „dzień dobry” prof. Tadeusz Cegielski deklaruje, że nie chce być zaliczany do kategorii patriotów, skoro patriotami są zadymiarze z warszawskiego Marszu Niepodległości.

Potem pada ze strony prowadzącego (Cezarego Łasiczki) pytanie o ewentualną współodpowiedzialność uczestników tej dyskusji za owe warszawskie burdy, skoro wszyscy trzej są nauczycielami akademickimi. Pytanie przewrotne, ale dobrze, że padło (podobnie jak i inne pytania prowadzącego, który wie, że skoro trzej jego goście raczej sobie kadzą, to on przynajmniej musi stawiać jakieś kontry). Profesor Andrzej Zieniewicz poczuwa się do jakiejś – pośredniej, rzecz jasna – współodpowiedzialności. Za to profesor Stanisław Obirek nie poczuwa się (chyba, że – jak powiada – w sensie jaspersowskim, jako wrzucenie nas w „grzeszny byt”). No dobrze, można się poczuwać, można się nie poczuwać, nic mnie tu nie szokuje.

Ale oto prof. Obirek przechodzi do ataku na Ciemnogród i deklaruje, że przecież on od wielu lat razem ze swoimi znakomitymi studentami (profesor lęka się tylko, czy aby jego studenci są reprezentatywni) z entuzjazmem dekonstruuje takie szkodliwe pojęcia jak „naród” czy „patriotyzm”, a więc on się nie poczuwa do ojcostwa tych okropnych – „patriotycznych” i „narodowych” – postaw. W sukurs idzie mu prof. Tadeusz Cegielski. On też ma wspaniałych studentów i też wraz z nimi oddaje się chętnie tego rodzaju dekonstrukcji.

Profesor Obirek dodaje zaraz – rozumiem, że jest to egzemplifikacja tych strasznych mitów, które trzeba dekonstruować – że oto jakaś jego znajoma jechała 11 listopada pociągiem ze Szczecina do Warszawy, a w tym pociągu jechali też ludzie na warszawską manifestacji. I koleżanka profesora Obirka bardzo źle się czuła w tym towarzystwie, bo wprawdzie pociąg nie był sterroryzowany przez patriotów, ale czuło się tam atmosferę pogromową.

Nic nie dowiedzieliśmy się od prof. Obirka, co to byli za ludzie, wiemy tylko, że nie byli agresywni, ale sam fakt, że jechali na Marsz Niepodległości (zapewne z narodowymi flagami) sprawił, że koleżanka profesora poczuła jakieś bliżej nieokreślone (rasistowskie, skoro atmosfera była „pogromowa”?) zagrożenie. A profesor w pełni podziela ten lęk swojej koleżanki. Lęk przed potencjalna agresją, jak się zdaje, jedynie dlatego, że ludzie ci byli nastrojeni patriotycznie i narodowo. Można by zadać banalne pytanie: a jak mieli być nastrojeni, skoro w dniu święta narodowego, jechali świętować do stolicy swojego państwa? No, ale to może pytanie zbyt banalne dla wyrafinowanego antropologa kultury.

Zbyt banalne byłoby także tego rodzaju pytanie dla prof. Tadeusza Cegielskiego, a także dla prof. Andrzeja Zieniewicza, skora obaj na wyścigi deklarują w dalszej części audycji, że nic a nic ich nie łączy z przedstawicielami tej drugiej Polski, pomimo, że – jak podkreśla z nieukrywaną satysfakcją prof. Cegielski – tamci mówią jakąś odmianą języka polskiego. W domyśle: gorszą, bardziej prymitywną odmianą, nie to co my, intelektualiści.

Otóż w tej audycji wyrafinowani intelektualiści, antropolog kultury, historyk i literaturoznawca, zatrudnieni na najlepszym (czy jednym z dwóch najlepszych) polskim uniwersytecie delektują się swoim nie-rozumieniem znacznego (pewnie większościowego) odłamu własnego społeczeństwa. Nie to, że oni tamtych nie rozumieją, oni są z tego nie-rozumienia dumni.

I to jest miara alienacji wykształconych (choć już nie młodych), z dużych miast, w stosunku do Polski „B” – tu ucieleśnianej przez zadymiarzy, narodowców, ks. Rydzyka i Episkopat (z wyjątkiem abpa Muszyńskiego).

Chciałbym, aby potencjalni krytycy tego tekstu zechcieli nie zniekształcać tego, co piszę, więc podkreślę z naciskiem, że wiem, iż każda wielka i wzniosła idea może zostać zwulgaryzowana. Nie mam przesadnie dużych nadziei co do krytyków, ale niech tam… W każdym razie, ja się z Panami Profesorami zgadzam, że burdy w czasie warszawskich obchodów 11 listopada przynoszą nam wstyd. Ale to nie znaczy, żeby z powodu kiboli, ani nawet z powodu narodowców, odwracać się plecami do idei „narodu” i do idei „polskiego patriotyzmu”. Naród polski jest i będzie, czy się to modernizatorom podoba czy nie. I naród polski ma prawo domagać się uznania swojej odrębności, także w dobie procesów globalizacyjnych (na świecie) czy federacyjnych (w Europie).  Jak to zrobić, aby zarazem uczestniczyć z pożytkiem w owej globalizacji i w w procesach dokonujących się w Unii Europejskiej? To jest dobre pytanie.

Nie wiem, jak na nie odpowiedzieć, ale w przeciwieństwie do modernizatorów (a w każdym razie do tego rodzaju modernizatorów) nie zalecam wymiany realnie istniejącego narodu polskiego na jakiś inny, wymyślony w trakcie entuzjastycznych dekonstrukcji dokonywanych przez tych profesorów i ich studentów.

Pamiętam profesora Obirka, kiedy nie był jeszcze antropologiem kultury, lecz księdzem jezuitą i to jeszcze zanim mu odbiło (co skończyło się porzuceniem stanu kapłańskiego). I pamiętam jedną z nim moją rozmowę, wywiad dla – tu się zdziwicie – „Gazety Wyborczej”. Pytałem pobożnego jezuitę o sens postu, bo to było w czasie Wielkiego Postu. I niczego nie próbowałem dekonstruować, przeciwnie, chciałem się dowiedzieć od księdza Obirka, jakie duchowe moce tkwią w postawie postu w ogóle, a w postawie postu w okresie Wielkiego Postu w szczególności. I oto ks. Obirek powołał się wtedy na przykład swojego Ojca, prostego człowieka, który pościł w sposób szczególnie pobożny. Nie pamiętam już szczegółów, ale pamiętam, że ks. Obirek mówił o tej postawie swojego rodziciela z szacunkiem. I z pokorą.

Otóż takiej pokory (także pokory intelektualnej) dzisiaj nie znajduję w uczonych wywodach profesora Obirka i jego równie zadowolonych z siebie kolegów-profesorów. Może to coś wyjaśnia?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.