To były ostatnie Święta w Unii Europejskiej. "Na naszych oczach dożywa swoich dni wielki pomysł zjednoczenia"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Obraz wiszący w Parlamencie Europejskim w Brukseli. Fot. wPolityce.pl
Obraz wiszący w Parlamencie Europejskim w Brukseli. Fot. wPolityce.pl

Na naszych oczach dożywa swoich dni wielki pomysł zjednoczenia Europy, którego autorami byli chrześcijańscy demokraci z Niemiec, Francji i Włoch, na czele z Adenauerem, Schumanem i De Gasperim. Ich plan powojennej odbudowy i przeciwstawienia się komunistycznemu zagrożeniu, wspierany przez Stany Zjednoczone, stał się w 1951 roku podstawą tworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, z której – w miarę zawierania kolejnych umów i przystępowania kolejnych państw – wyłoniła się współczesna Unia Europejska.

Dziś nic już nie zostało z planu trzech europejskich polityków. Wtedy Niemcy chciały odbudować swoją potęgę, ale dobrze wiedziały, że wywoła to sprzeciw państw, napadniętych lub okupowanych w czasie II wojny światowej. Jedyną szansą stało się zbliżenie z innymi krajami, przede wszystkim z Francją. Niestety, gdy w miarę upływu lat Niemcy okazały się najpotężniejsze na kontynencie, uległy pokusie, aby znów podporządkować sobie resztę Europy. Obecnie są państwem, które zarabia na kryzysie, a równocześnie zachęca do stworzenia „narodu europejskiego”, w którym Niemcy byliby gospodarczą i polityczną elitą. Czy Europa, która pamięta dwie wojny światowe, wywołane przez Niemców – może sobie na to pozwolić?

Pomysł zjednoczenia Europy zakładał również triumf demokracji nad zbrodniczą ideologią komunizmu. Co z tego zostało? Czy narzucanie europejskim narodom decyzji brukselskich urzędników, bojących się jak ognia demokratycznych procedur, wyborów czy referendów, ma jeszcze coś wspólnego z obroną wolności i demokracji?

Dziś za dalszym jednoczeniem opowiadają się lewackie mniejszości, komuniści, imigranci, sprzedajni dziennikarze oraz łapczywa finansjera. Ta ostatnia tak bardzo przyzwyczaiła się do nadzwyczajnych zysków i życia ponad stan, że straciła instynkt samozachowawczy oraz umiar w uzależnianiu Europejczyków od łatwych kredytów. Gdy okazało się, że zwykli obywatele nie są już w stanie ich spłacać, rządy państw opowiedziały się po stronie banków, a nie własnych obywateli.

Pomysłodawcy zjednoczenia chcieli Europy chrześcijańskiej, opartej na tradycji, rodzinie, uczciwej pracy i szacunku dla prawa. Ich następcy stworzyli karykaturę tej idei, oddając władzę w ręce kasty biurokratów, niszcząc chrześcijański fundament Europy i przyzwalając na szerzenie społecznych patologii. Obawiając się oporu europejskich narodów, otworzyli kontynent na inwazję islamskich imigrantów, obniżyli poziom edukacji, zastąpili kulturę papką bezwartościowej szmiry, a politykę jazgotem telewizyjnej propagandy. Teraz wierzą, że ich wysiłek przyniesie efekty i Europa przekształci się w posłuszny obóz pracy, w którym wynagrodzeniem będzie tania rozrywka i pozory dostatku.

Ale obroża kredytów przestaje krępować, gdy trzeba bronić wolności. Gdy ludzie wychodzą się na ulicę, telewizyjni krętacze mówią sami do siebie. Gdy zagrożona jest niepodległość, wtedy liczy się wojsko oraz determinacja obrońców, a budżetowy deficyt, walutowe fundusze czy kredytowe zdolności lądują w koszu, wśród bezwartościowych papierów. Unia Europejska nie ma przywódców, którzy byliby zdolni zawrócić ją z drogi donikąd. To co dziś obserwujemy, to nie jest kryzys euro, ale kryzys idei Unii Europejskiej. Ten kryzys zostanie przezwyciężony, gdy większość Europejczyków zrozumie, że Unia nie działa już w ich interesie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych