Sikorski na antypodach: nauczył się idiomów z australijskiego slangu, by mówić … o Brukseli. Czy czuje się już ministrem Unii, a nie Polski?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. MSZ/Justyna Cieślikowska/radeksikorski.pl
fot. MSZ/Justyna Cieślikowska/radeksikorski.pl

Radosław Sikorski wybrał się na antypody. Do Australii, gdzie wygłosił wykład w prestiżowym Australijskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Wykład był – jakżeby inaczej – błyskotliwy.

Minister dla jego potrzeb nauczył się nawet kilku idiomów z australijskiego slangu. Przyjemnie się to czyta. A treść…? Tu zaczynają się schody.

http://www.canberra.msz.gov.pl/en/new/poland_and_the_european_union_in_the_asian_century.

Z jednej strony - Sikorski nie powiedział niczego złego, w kontekście sydnejskiego wystąpienia trudno mu zarzucić coś konkretnego. Puszy się wprawdzie i kilkakrotnie przedstawia Polskę jako rosnącą w UE potęgę. Można z tym dyskutować, ale zarazem to poniekąd naturalne, że szef MSZ chwali swoje państwo i przedstawia je jako kraj sukcesu. Przedstawia skrajnie wizję skrajnie euroentuzjastyczną – ale znów, to jego prawo.

Z drugiej strony coś jednak zgrzyta niemiłosiernie.

Bo niemal całość długiego wykładu poświęcona jest… Unii Europejskiej,  jej prawdziwym czy rzekomym dokonaniom i szansom. O Polsce poza kontekstem unijnym polski minister nie mówi niemal nic. Nie mówi nic o rzeczywistych dylematach i problemach naszej polityki zagranicznej.

Słowo „Rosja” pojawia się w przemówieniu Sikorskiego raz – w passusie:

For decades we in Europe have achieved extraordinary results in political reconciliation and fair compromises (…) It’s how Poland and Germany – and, with ups and downs, Poland and Ukraine and Russia – are making eastern Europe more prosperous and stable.

Czyli:

Przez dziesięciolecia my w Europie osiągnęliśmy nadzwyczajne rezultaty w politycznym pojednaniu i uczciwych kompromisach (…) W ten sposób Polska i Niemcy – a także, pomimo wzlotów i upadków, Polska i Ukraina oraz Rosja – czynią Europę Wschodnią bardziej kwitnącą i stabilną.

Jest to tym bardziej zastanawiające, że gospodarze (czyli Instytut) zapowiadali, że Sikorski „will deliver a speech on Europe’s efforts to preserve the Eurozone and the continent’s rising challenge from Asia and Russia” (“wygłosi mowę o europejskich wysiłkach w celu obrony strefy euro oraz o rosnącym wyzwaniu dla kontynentu ze strony Azji oraz Rosji”). Słuchacze Sikorskiego mogli więc poczuć się zawiedzeni…

Zapewne minister pominął Rosję i jej „wyzwanie”, bo to nieprzyjemny temat, związany z jakąś dozą niezgody. A filozofia Platformy każe demonstrować zgodę ze wszystkimi (prócz PiS-u rzecz jasna). By osiągnąć ten cel, minister nie waha się przed mijaniem się z prawdą. Bo w kontekście obecnego stanu relacji polsko-rosyjskich mówienie o sukcesie pojednania można określić tylko tymi słowami.

Ale można to też pojąć w kontekście tego, co wspomniałem powyżej – Sikorski swoje wystąpienie poświęca w 90 procentach Unii Europejskiej. Jest ono pod tym względem skonstruowane tak konsekwentnie, że można by niemal odnieść wrażenie, że to amerykański Sekretarz Stanu wygłasza wykład gdzieś na świecie. Chwali USA, i nawiasowo wspomina swoją „małą ojczyznę” – np. Teksas…

Przy lekturze przemówienia Sikorskiego narzuca się niestety silne wrażenie, że mentalnie i emocjonalnie on już jest gdzie indziej, w innej rzeczywistości. Że wszystkie jego ambicje związane są z Brukselą.

Że czuje się już ministrem spraw zagranicznych nie jakiejś tam prowincjonalnej Polski, tylko potężnej Unii. A że ta Unia wcale nie jest taka potężna, jej przyszłość nie jest jasna, jej wpływ na politykę światową – taki sobie, a w dodatku interesy najważniejszych wewnątrzunijnych podmiotów wpływu nie zawsze muszą być zgodne z polskimi? Mniejsza o to. Ważna jest odpowiednio wielka przestrzeń dla wielkiego człowieka…

Narzuca się przykra hipoteza - wirtualnym odbiorcą wykładu Sikorskiego nie byli ani australijscy słuchacze, ani też polska publiczność. Byli nim unijni wielcy – z Berlina i Brukseli. Czy należy ich drażnić jakimś tam kręceniem nosem na Rosję? Czy w ogóle należy zbyt wiele mówić o Polsce? Przecież to mogłoby skomplikować ministrowi szanse w europejskim rozdaniu…

Przerośnięte ego wielkich graczy jest tylko groteskowe. Przerośnięte ego małych graczy bywa samobójcze.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych