Radosław Sikorski wybrał się na antypody. Do Australii, gdzie wygłosił wykład w prestiżowym Australijskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Wykład był – jakżeby inaczej – błyskotliwy.
Minister dla jego potrzeb nauczył się nawet kilku idiomów z australijskiego slangu. Przyjemnie się to czyta. A treść…? Tu zaczynają się schody.
http://www.canberra.msz.gov.pl/en/new/poland_and_the_european_union_in_the_asian_century.
Z jednej strony - Sikorski nie powiedział niczego złego, w kontekście sydnejskiego wystąpienia trudno mu zarzucić coś konkretnego. Puszy się wprawdzie i kilkakrotnie przedstawia Polskę jako rosnącą w UE potęgę. Można z tym dyskutować, ale zarazem to poniekąd naturalne, że szef MSZ chwali swoje państwo i przedstawia je jako kraj sukcesu. Przedstawia skrajnie wizję skrajnie euroentuzjastyczną – ale znów, to jego prawo.
Z drugiej strony coś jednak zgrzyta niemiłosiernie.
Bo niemal całość długiego wykładu poświęcona jest… Unii Europejskiej, jej prawdziwym czy rzekomym dokonaniom i szansom. O Polsce poza kontekstem unijnym polski minister nie mówi niemal nic. Nie mówi nic o rzeczywistych dylematach i problemach naszej polityki zagranicznej.
Słowo „Rosja” pojawia się w przemówieniu Sikorskiego raz – w passusie:
For decades we in Europe have achieved extraordinary results in political reconciliation and fair compromises (…) It’s how Poland and Germany – and, with ups and downs, Poland and Ukraine and Russia – are making eastern Europe more prosperous and stable.
Czyli:
Przez dziesięciolecia my w Europie osiągnęliśmy nadzwyczajne rezultaty w politycznym pojednaniu i uczciwych kompromisach (…) W ten sposób Polska i Niemcy – a także, pomimo wzlotów i upadków, Polska i Ukraina oraz Rosja – czynią Europę Wschodnią bardziej kwitnącą i stabilną.
Jest to tym bardziej zastanawiające, że gospodarze (czyli Instytut) zapowiadali, że Sikorski „will deliver a speech on Europe’s efforts to preserve the Eurozone and the continent’s rising challenge from Asia and Russia” (“wygłosi mowę o europejskich wysiłkach w celu obrony strefy euro oraz o rosnącym wyzwaniu dla kontynentu ze strony Azji oraz Rosji”). Słuchacze Sikorskiego mogli więc poczuć się zawiedzeni…
Zapewne minister pominął Rosję i jej „wyzwanie”, bo to nieprzyjemny temat, związany z jakąś dozą niezgody. A filozofia Platformy każe demonstrować zgodę ze wszystkimi (prócz PiS-u rzecz jasna). By osiągnąć ten cel, minister nie waha się przed mijaniem się z prawdą. Bo w kontekście obecnego stanu relacji polsko-rosyjskich mówienie o sukcesie pojednania można określić tylko tymi słowami.
Ale można to też pojąć w kontekście tego, co wspomniałem powyżej – Sikorski swoje wystąpienie poświęca w 90 procentach Unii Europejskiej. Jest ono pod tym względem skonstruowane tak konsekwentnie, że można by niemal odnieść wrażenie, że to amerykański Sekretarz Stanu wygłasza wykład gdzieś na świecie. Chwali USA, i nawiasowo wspomina swoją „małą ojczyznę” – np. Teksas…
Przy lekturze przemówienia Sikorskiego narzuca się niestety silne wrażenie, że mentalnie i emocjonalnie on już jest gdzie indziej, w innej rzeczywistości. Że wszystkie jego ambicje związane są z Brukselą.
Że czuje się już ministrem spraw zagranicznych nie jakiejś tam prowincjonalnej Polski, tylko potężnej Unii. A że ta Unia wcale nie jest taka potężna, jej przyszłość nie jest jasna, jej wpływ na politykę światową – taki sobie, a w dodatku interesy najważniejszych wewnątrzunijnych podmiotów wpływu nie zawsze muszą być zgodne z polskimi? Mniejsza o to. Ważna jest odpowiednio wielka przestrzeń dla wielkiego człowieka…
Narzuca się przykra hipoteza - wirtualnym odbiorcą wykładu Sikorskiego nie byli ani australijscy słuchacze, ani też polska publiczność. Byli nim unijni wielcy – z Berlina i Brukseli. Czy należy ich drażnić jakimś tam kręceniem nosem na Rosję? Czy w ogóle należy zbyt wiele mówić o Polsce? Przecież to mogłoby skomplikować ministrowi szanse w europejskim rozdaniu…
Przerośnięte ego wielkich graczy jest tylko groteskowe. Przerośnięte ego małych graczy bywa samobójcze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/156941-sikorski-na-antypodach-nauczyl-sie-idiomow-z-australijskiego-slangu-by-mowic-o-brukseli-czy-czuje-sie-juz-ministrem-unii-a-nie-polski