Paweł Burdzy z Chicago: Wciąż identyfikują ofiary zamachu na World Trade Center, aby rodziny mogły je pochować

fot. wikipedia
fot. wikipedia

Po jedenastu latach od zamachów na wieże World Trade Center nadal trwają prace nad identyfikacją szczątków. Cały czas szuka miejsc pochówku żołnierzy poległych w II wojnie światowej. Cel zawsze ten sam: dać rodzinie szansę pochować szczątki swoich bliskich.

Choć od sławnego „9/11” minęło jedenaście lat, dalej trwają prace nad identyfikacją szczątek ofiar. Z ruin wydobyto łącznie 21 817 fragmentów ciał. Do tej pory zidentyfikowano i pochowano 1 633 z 2 753 ofiar ataku w Nowym Jorku. Choć to żmudne zajęcie, prace nad identyfikacją trwają nadal. W 2012 r. – udało się przywrócić tożsamość i pochować jedne szczątki.

Dla 1 120 rodzin ofiar 11 września, których szczątków jeszcze niezidentyfikowani,  pojawił się promyk nadziei. Badacze z laboratorium policyjnego mają użyć najwyższej klasy technologii, która pozwoli użyć DNA z kości do rozpoznania koloru oczu i skóry zmarłego

- napisała we wrześniu gazeta „The New York Post”. Naukowcy mają nadzieję, że przeprowadzając testy na pozostałych 8 655 szczątkach zbliżą się do właściwej identyfikacji poprzez dojścei czy dana ofiara miała niebieskie oczy czy czarną skórę. Okazuje się, że można dojść do bardzo dobrych rezultatów: błąd przy rozpoznaniu koloru oczu wynosi 3 proc., w przypadku skóry – tylko jeden. Koszt – 50 mln dolarów pokryły solidarnie władze miejskie, stanowe i federalne.

Cały czas pracują za to federalne laboratoria. „Dotrzymać obietnicy”, „wypełnić Ich zaufanie” czy „nikogo nie zostawiamy” to motta POW/Missing Personnel Office Pentagonu - http://www.dtic.mil/dpmo/. Pracują tam ludzie, którzy cały czas szukają 83 tys. zaginionych amerykańskich żołnierzy od czasów II wojny światowej. Każdego dnia są w pogotowiu specjalne zespoły wojskowych, gotowe wyruszyć po znajdujących się poza liniami wroga żołnierzy. Żywych czy umarłych.

Najczęściej ich misja sprowadza się do odkrycia i identyfikacji szczątek. Tak było w przypadku porucznika Army Air Force Emil Wasilewskiego z Chicago. 13 września 1944 r. jego latająca forteca B-17G została strącona nad Niemcami. Ponieważ nie było ciała, rodzina pochowała pustą trumnę na St. Casimir Cemetery w Chicago. W zamian, zgodnie z tradycją, otrzymała zwiniętą w rożek amerykańską flagę.

Rok temu, urzędnicy z POW/Missing Personnel Office (Biuro ds. jeńców wojennych i zaginionych) Departmentu Obrony USA skontaktowali się z Danem Dove – bratankiem Wasilewskiego w celu pobrania próbki DNA. Po 67 latach od śmierci zespół badawczy odkrył prawdopodobnie szczątki porucznika i potrzebna była identyfikacja. We wtorek 26 czerwca na narodowym cmentarzu wojskowym w Arlington pod Waszyngtonem odbył się pogrzeb szczątków Wasilewskiego. Żegnany z pełnym ceremoniałem wojskowym, spoczął obok 400 tys. innych amerykańskich bohaterów, których chowa się na liczącym 253 ha terenie od czasów Wojny Secesyjnej.

Nikt tu nie podnosi ani kwestii kosztów, ani potrzeby identyfikacji. Jest bowiem czymś oczywistym, że prawo godnego pochówku szczątków bliskich – zwłaszcza tych, którzy zginęli na służbie państwu - jest jednym z fundamentów zachodniej cywilizacji. A obowiązkiem wszystkich władz jest udzielenie jak najdalej idącej pomocy w tej kwestii.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.