Tu nie chodzi o świeckie państwo. Chodzi o państwo antyklerykalne! Medialna obrona ks. Lemańskiego obnaża tę strategię

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. YouTube
fot. YouTube

Żyjemy w skrajnej schizofrenii. Młotkowani przez lewicowo-liberalne środowiska, urabiani przez antyklerykalne media wrzeszczące bez opamiętania, że Kościół miesza się do polityki, nie dostrzegamy, że od dawna sytuacja jest dokładnie odwrotna. Ideologiczna propaganda sekularyzacji państwa sprawia, że antyklerykałowie starają się wpływać na decyzje Kościoła. Zabierają głos w każdej możliwej sprawie, czyniąc z siebie ekspertów ds. wiary, nauczania i prawa kanonicznego. Starają się przejąć sterowność na Kościołem, wpuszczając w jego środowisko własnych "agentów", wykorzystując pożytecznych idiotów i indoktrynując przekazem o nadmiernym wpływie Kościoła na państwo.

Konstytucja RP w punkcie 25. mówi wyraźnie, że "władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym".

Stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego.

Tyle przepisy prawa. W rzeczywistości niezależność Kościoła gwałcona jest na każdym kroku. Przykłady?

 

Wewnętrzne decyzje hierarchów, dotyczące podstawowych kwestii duszpasterskich bojkotowane są z zaciekłą nagonką. Najwyraźniej widać to na przykładzie ks. Bonieckiego czy ks. Lemańskiego. Ten ostatni przypadek wałkowany będzie w mediach do nieprzytomności.

Duchowny głoszący szkodliwe i sprzeczne z nauczaniem Kościoła poglądy, ulubieniec salonowych mediów, został przez swojego biskupa kilkakrotnie pouczony. Nie wpłynęło to jednak w żaden sposób na ograniczenie jego kontrowersyjnej obecności w mediach. Bezskuteczny okazał się też zakaz wypowiadania się dla mediów. Ostatecznie arcybiskup Henryk Hoser usunął kapłana ze stanowiska proboszcza, uznając że "publicznie głoszone poglądy nie spełniają wymogów prawa i przynoszą poważną szkodę i zamieszanie we wspólnocie Kościoła". Wskazał też na brak szacunku i posłuszeństwa biskupowi oraz nauczaniu polskich biskupów w kwestiach bioetycznych. Przypomnijmy, że ks. Lemański zasłynął z kwestionowania stanowiska swoich przełożonych. Był pierwszym krytykiem dokumentu bioetycznego KEP i  popierania in vitro. Nie ma wątpliwości, że na postawę szerzącą zgorszenie i zamęt wśród wiernych reakcja może być tylko jedna. Zbyt wielka odpowiedzialność spoczywa na kapłanach, by w tych trudnych czasach, niesprzyjających poznawaniu prawdy, podważali kwestie fundamentalne. Abp Hoser potraktował ks. Lemańskiego z życzliwością i troską, zapewniając mu bezpieczne miejsce, sprzyjające kapłańskiej refleksji. Lewackie media nie są w stanie tego pojąć, choć można by sądzić, że kategoria posłuszeństwa powinna być przez nich przećwiczona wystarczająco. Proboszcz z Jasienicy nie jest celebrytą ani politykiem. Powinien rozumieć znaczenie służby i cel mądrze pojętego posłuszeństwa. Niestety z dekretem swojego przełożonego dyskutuje w blasku fleszy. Czy Kościół kiedykolwiek angażował się taki sposób w personalne decyzje korporacyjne koncernów medialnych?

 

Przykładów agresywnego mieszania się dziennikarzy w wewnętrzne sprawy personalne pomiędzy kapłanami jest więcej. Wystarczy tu choćby przypomnieć atak tygodnika "Wprost" na arcybiskupa Głódzia. W duchu rzekomej troski o Kościół, Magdalena Rigamonti napisała pełen oskarżeń tekst, oparty na anonimowych doniesieniach skrzywdzonego księdza, podległego swego czasu arcybiskupowi. Sprawa nie dotyczyła ani wiernych, ani nieprawidłowości finansowych, ani rozwiązłości. Ot, niewłaściwego traktowania podwładnych. Na jakiej podstawie wewnętrzne problemy w relacjach miedzy duchownymi miałyby być leczone publicznie przez dziennikarzy? Zdumiewające przekroczenie kompetencji. Celem jest rozłam Kościoła, nie jego naprawa.

 

Kuriozalną nagonką antyklerykałów było bojkotowanie rekolekcji "Jezus na Stadionie", prowadzonych przez o. Bashoborę. Lewackie media wychodziły ze skóry, by skompromitować genialną ideę abp. Hosera. Budując wspólny front z lewicowymi politykami, próbowali przedstawić misjonarza jako niebezpiecznego szamana z Afryki, którego Kościół chce wykorzystać w masowym oszustwie.

Największym cudem jest cud finansowy. Na zaproszenie abp Hosera przyjeżdża ksiądz, wynajęty jest stadion narodowy i będzie z tego dochód - może milion może półtora miliona - dla Kościoła. W dodatku poprzez oszustwo nie zostanie zapłacony podatek, ponieważ będzie się ta impreza quasi cyrkowa nazywała się rekolekcjami, a jedynym elementem rekolekcji będzie to, że księża będą chodzili wśród zgromadzonych, którzy kupili bilety i będą zbierali jeszcze dodatkowo na tacę. Powinien od działalności gospodarczej zostać odprowadzony podatek 18 procent.

- mówiła z diaboliczną zaciekłością posłanka SLD Joanna Senyszyn w rozmowie z Moniką Olejnik. Miejmy nadzieję, że pani poseł sięgnie do dokumentów i przekona się, że Uwielbienie Jezusa na Stadionie Narodowym było jedną (jeśli nie jedyną) z najbardziej rentownych imprez na tym przeszacowanym, przynosząą milionowe straty obiekcie. Z biletów sfinansowano wynajęcie stadionu oraz zapewnienie 60 tysiącom ludzi odpowiednie warunki do dobrego przeżycia tego wyjątkowego wydarzenia. Do kogo należy stadion? Kto zarobi na jego wynajmie?

Co do tacy - nie zbierał jej ani jeden ksiądz. Lniane torby zostały puszczone na trybuny. Wierni przekazywali je sobie z rąk do rąk, składając ofiary wedle życzenia. Taka jest idea dobrowolnej ofiary, przed którą poseł Senyszyn stara się uchronić katolików. Grzebiąc nam w kieszeniach chce wyrwać złotówki przeznaczone na tacę, ale bez pytania próbuje sfinansować aborcję i in vitro z przymusowych ofiar składanych na rzecz państwa w postaci podatków.

 

Ambicją antyklerykałów jest też wpływanie na zmianę treści nauczania Kościoła w sprawie aborcji, in vitro, związków partnerskich, edukacji seksualnej czy rozumienia rodziny. Gdy nie udaje się skłonić biskupów do zmiany stanowiska, uderzają w nich pomówieniami. W próbie zdyskredytowania duchownych i podejmowanych przez nich inicjatyw, coraz częściej sięgają po argumenty teologiczne. Używają też autorytetu papieża, wyciągając z kontekstu jego nauczania poszczególne frazy, mające uderzyć w innych pasterzy. Ta tendencja będzie postępować. Stanie się coraz bardziej zajadła i bezwzględna. Pocieszające jest to, że schizofrenia wykończy się sama. Zanim to nastąpi, warto uważnie obserwować rzeczywistość, by nie popaść w sidła manipulacji.

 

CZYTAJ TAKŻE: Narodowe wylanie Ducha! Wielki dzień modlitwy z o. Bashoborą za Warszawę i całą Polskę to początek przemiany "oblicza Tej Ziemi"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych