Dokument bioetyczny wydany przez KEP wywołał w kręgach liberalno-lewicowych prawdziwą wściekłość. Ruszyła lawina obelg i oskarżeń pod adresem Kościoła. "Gazeta Wyborcza" nie powstrzymała się nawet przed ostatecznością - przedmiotowym wykorzystaniem do swojej antykatolickiej nagonki pierwszej urodzonej w Polsce osoby poczętej metodą in vitro. No, dobrze. Tylko dlaczego to dla nich aż tak ważne? Dokąd prowadzi?
Agnieszka Ziółkowska, pierwsza Polka poczęta "na szkle", ogłosiła na łamach "Wyborczej" wolę apostazji, wyjaśniając, że powodem opuszczenia Kościoła jest wydany przez Episkopat dokument, uwłaczający jej godności.
Hierarchowie kościelni mają prawo przekonywać wiernych, by nie korzystali z tej metody leczenia niepłodności. Jednakże zabierając tak zdecydowanie głos w debacie publicznej, apelując już nie do sumienia wiernych, tylko do polityków o zakazanie in vitro w Polsce, powinni stosować te same zasady, które obowiązują wszystkich uczestników dyskursu publicznego: trzymać się faktów oraz nie piętnować i nie obrażać innych ludzi, tu - dzieci poczętych tą metodą i ich rodziców
- pisze Ziółkowska w swoim liście. Oczywiście, gołym okiem widać, że jej działanie nie jest aktem samorodnym. Na co dzień współpracuje ze Stowarzyszeniem "Nasz Bocian", które od lat zajmuje sie lobbingiem na rzecz in vitro. To ono ma spory udział w inicjatywach samorządowych, polegających na dofinansowywaniu procedury in vitro z miejskich budżetów. Należy przy tym jasno powiedzieć, że pary objęte programem otrzymują zaledwie kilka na kilkadziesiąt potrzebnych tysięcy złotych. Pieniądze trafiają do kasy prywatnych klinik, bo tylko takie wykonują w Polsce zapłodnienie pozaustrojowe. Publiczne fundusze z zadłużonych na miliardy złotych samorządów, przekazywane są więc w prywatne ręce wraz z pacjentami. Tak oto urzędnicy przyjmują rolę marketingowych naganiaczy klientów dla prywatnego biznesu biotechnologicznego.
CZYTAJ WIĘCEJ: Populizm, lobbing czy polityczne gwiazdorstwo? Co stoi za decyzją władz Częstochowy o dofinansowaniu in vitro?
Wbrew temu, co wmawia opinii publicznej pro-szklany lobbing, Kościół nie opiera swojego stanowiska na ideologii, lecz od lat rzeczowo wykazuje, że taka metoda zapłodnienia narusza ludzką godność, niszczy ludzkie życie i stanowi przestrzeń do szkodliwych i nieetycznych działań. Dyskusja toczy się wokół faktu, że procedura in vitro nie tylko nie gwarantuje bezpieczeństwa zarodkom, ale zakłada ich śmierć. Najbardziej negatywne aspekty stosowania tej metody sprowadzają się do czterech zagadnieniem: eugeniki, kriokonserwacji, diagnostyki przedimplantacyjnej i embrioredukcji.
W programie in vitro występują dwie płaszczyzny: płaszczyzna walki o życie i płaszczyzna śmierci. Chcąc doprowadzić do skutecznego programu in vitro, trzeba powołać do życia kilka lub kilkanaście istnień ludzkich, z których część, na skutek naszego działania, będzie musiała umrzeć. Definicja życia jest jedna. Nauka o embriologii człowieka mówi wyraźnie: życie zaczyna się z chwilą połączenia komórki jajowej z plemnikiem. Nie ma innej definicji
– twierdzi dr Tadeusz Wasilewski, jeden z prekursorów zapłodnienia in vitro w Polsce, który po 15 latach pełnej sukcesów pracy, zrezygnował ze stosowania tej metody, przyznając, że jako lekarz nie może dłużej niszczyć ludzkiego życia. Porzucając in vitro, odkrył naprotechnologię - niezwykłą przestrzeń medyczną, która w przeciwieństwie do in vitro, jest prawdziwym leczeniem niepłodności. Niestety, lobbing zapłodnienia "na szkle", skutecznie walczy z dostępem do tych informacji, by nie stracić ani złotówki w swoim międzynarodowym biznesie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Finansowanie in vitro to skandaliczny transfer środków publicznych do prywatnych klinik. Dla CZD pieniędzy nie było
I oto sielankową propagandę o tym, jak to in vitro pomaga spełnić marzenia o rodzicielstwie, przecina skandaliczna sprawa z Poznania. Komentarz ministra Gowina wstrząsnął internautami. Ich zaskoczenie jednak dziwi, bo przecież to nie pierwszy na świecie przypadek. Właśnie takie procedery są jednym z ważnych przeciwko stosowaniu metody in vitro.
Nie mamy żadnych gwarancji, że nie dochodzi do handlu embrionami. Przeciwnie. Myślę, że możemy być pewni, że do takiego handlu dochodzi i możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że na embrionach dokonuje się rozmaitych eksperymentów naukowych
- powiedział minister sprawiedliwości na antenie TVN24, wskazując, że " wszystko wskazuje na to, że życie ludzkie straciły dziesiątki, oby nie tysiące ludzkich istnień".
CZYTAJ WIĘCEJ: Szok! Jarosław Gowin sugeruje, że zamrożone w Polsce ludzkie embriony trafiały do Niemiec, gdzie poddawano je eksperymentom
Szok? Niestety, można się obawiać, że jedynie czasowy. Działania te wkalkulowane są na zimno w cały bioetyczny proceder. Można się obawiać, że większości ludzi nawet trudno sobie wyobrazić jego dalsze etapy. Długo wyczekiwany dokument Konferencji Episkopatu Polski "O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek" precyzyjnie to punktuje. Właśnie dlatego jest tak zwalczany. Biskupi, opisując liczne zagrożenia, związane z realizacją poczęcia w sztucznych warunkach, wskazują na konsekwencje stosowania diagnostyki przedimplantacyjnej, polegającej na wykrywaniu zmian genetycznych zarodka uzyskanego in vitro.
Na tej podstawie dokonuje się selekcji ludzi w fazie zarodkowej: zauważone lub podejrzewane zmiany genetyczne stanowią podstawę do decyzji o niszczeniu życia dziecka – jako niechcianego właśnie z powodu zaburzeń genetycznych. Nierzadko dzieci bywają też odrzucane na tym etapie ich rozwoju, gdyż są niechcianej przez rodziców płci. Toteż metoda in vitro jest kolejnym eksperymentowaniem na człowieku. To „produkcja” człowieka, stanowiąca w istocie formę zawładnięcia życiem ludzkim
- piszą członkowie Zespołu KEP ds. Bioetycznych.
Dokument wywołał potężną burzę. Za wszelką cenę próbowano podważyć jego wiarygodność i ośmieszyć nauczanie Kościoła. Czyżby przeciwnicy in vitro naprawdę cierpieli na pomieszanie zmysłów? A może właśnie to oni, trzymając się zdrowego rozsądku, stanowią coraz bardziej jaskrawe tło dla schizofrenicznych planów wynaturzeńców? Odpowiedź jest prostsza, niż sądziliśmy. Wystarczy posłuchać pieśni o eugenicznej przyszłości w wykonaniu prof. Hartmana.
Hołubiony przez salon, wiceprzewodniczący masońskiej loży B'nai B'rith Polska, prof. Jan Hartman, podzielił się swoją eugeniczną wizją z Grzegorzem Miecugowem w programie "Inny punkt widzenia". Co ciekawe, Miecugow wpatrzony w salonowy autorytet, słuchał tych wynaturzonych majaczeń jak nic nierozumiejący uczniak, stawiający rozmówcę na mistrzowski piedestał za sam fakt istnienia. Zdaniem Hartmana, powinniśmy się zacząć żegnać z samowolą i "przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona w stosunku do tej zupełnej swobody, którą mamy dzisiaj". Jak twierdzi salonowy guru, chińska polityka jednego dziecka "to dopiero zapowiedź czegoś, co będzie prawdopodobnie globalnym standardem". Nie ma co panikować. Przyzwyczailiśmy się do ograniczenia wolności w przemieszczaniu się, szanując własność prywatną, to i do odgórnej regulacji urodzeń przywykniemy. Wizja Hartmana sięga jednak znacznie dalej.
Jeśli człowiek może coś poddać regulacji i swojej władzy racjonalnej, to prędzej czy później tak się stanie. Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji prawdopodobnie ustali się etyczny standard, że prokreacja powinna być odpowiedzialna, a więc przebiegać pod kontrolą etyczną. (...) Nie ma żadnej oczywistości moralnej na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: prokreacji całkowicie dowolnej, zdanej na przypadek i prokreacji ograniczonej i kierowanej. Nie ma tu żadnej oczywistej intuicji moralnej, że jedno jest lepsze od drugiego. Sądzę, że taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem, a poza tym, ludzie mogąc wpływać na cechy swojego potomstwa, co najmniej na płeć, a pewnie na różne inne cechy, być może będą się na to decydować, chociaż może się to nam nie podobać
- zapowiada i dodaje:
To nam się wydaje próżne i paskudne, ale trzeba odróżnić swoje intuicje, czy jakieś odczucia, czy wrażenia od porządku przewidywania. Możemy przewidywać, że to przestanie być w wielu kręgach uważane za niewłaściwe, niestosowne, małoduszne, małostkowe i że ludzie się będą na to decydować, i że będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie. Nadal jeszcze ludzi. Może w przyszłości także istot, które będą bardziej zmanipulowane genetycznie, nie będą podpadały pod gatunek człowieka. Z tym też się musimy liczyć, w końcu gatunek ludzki istnieje niedługo
- wieszczy szaleńczo Hartman.
Można odnieść wrażenie, że stery kształtowania opinii publicznej przechodzą powoli w ręce szarlatanów. Dokąd nas zaprowadzą? Wystarczy spojrzeć wstecz. Zapędy eugeniczne prowadziły już do ludobójczych rozstrzygnięć. Nazistowskie eksperymenty na ludziach wcale nie są zjawiskiem odległym. Cóż... Tylko idioci nie wyciągają wniosków z doświadczeń.
----------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę naszej publicystki Marzeny Nykiel "Pułapka Gender. Karły kontra orły. Wojna cywilizacji".
------------------------------------------------------------
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/155813-uwaga-szarlatani-u-sterow-prof-hartman-zapowiada-eugeniczny-dyktat-urodzen-i-stworzenie-nowego-gatunku-handel-embrionami-to-ledwie-poczatek