Nałęcz zachęca do przebrania się za biało-czerwone zające, Tusk za znak niepodległości uważa drogi i mosty. Może być gorzej?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Prof. Nałęcz, doradca prezydenta Komorowskiego, rozpoczął dziś dzień od namawiania widzów TVN24 do porzucenia patosu w rozmyślaniach o Polsce. Oprócz przedstawienia własnej wersji karnawałowego przeżywania Święta Niepodległości, próbował wytłumaczyć wszystkie dotychczasowe (i prawdopodobnie przyszłe) kotylionowe gafy Bronisława Komorowskiego.

Prezydent proponuje od początku, żeby dekorować płaszcze, kurtki, czapki kokardą narodową, ale prezydent nazywa to kotylionem. Konsekwentnie, ku niezadowoleniu heraldyków, specjalistów od historii, mówi o tym kotylion, bo po pierwsze: młodym ludziom, zwłaszcza dziewczynom trudno nazwać coś co jest okrągłe kokardą, a poza tym kokarda narodowa to jest coś strasznie koturnowego. A kotylion to jest karnawał, zabawa. I prezydent nie zważając na gromy, mówi niepoprawnie pod względem poprawności historycznej czy heraldycznej - kotylion narodowy.

Tym oto sążnistym wyjaśnieniem Tomasz Nałęcz zamknął sprawę nieporozumień nazewniczych, zachęcając do podjęcia prezydenckiego zaproszenia na jutrzejszą zabawę.

W pochodzie "Razem dla Niepodległej" będzie bardzo dużo zabawy, radości, będzie nie tylko wojsko i orkiestry, ale na przykład oddziały rekonstrukcyjne. A takim elementem patosu będzie właśnie ten czołg, który udało się kilka dni temu sprowadzić z zagranicy".

- mówił Nałęcz, nie dając się zbić z tropu dziennikarzowi, podpytującego o większą potrzebę patosu w takim dniu.

Moim zdaniem to powinna być fiesta, karnawał, nie powinniśmy tego święta tylko patetycznie obchodzić

- powiedział, wskazując że "elementem patriotycznego patosu są Msze Święte za Ojczyznę".

Na zabawę prof. Nałęcz także znalazł swój pomysł. W jego opinii powinno być coraz więcej przebierania. Idea skądinąd ciekawa. Mogę sobie wyobrazić, że tego dnia nie tylko oddziały rekonstrukcyjne wcielają się w rolę bohaterów, którzy przelali krew za Ojczyznę, ale uczestnicy obchodów wyrażą strojem swoje przywiązanie do wielkich postaci z przeszłości, zgłębiając przy tym wiedzę historyczną. Sądzę, że można by idąc w tym kierunku wypracować coś ciekawego. Tomasz Nałęcz wybrał jednak zupełnie inną, zaskakującą ścieżkę, nawiązującą do przywdziania na siebie barw narodowych w dowolnej formie:

Może być z uszami czerwonymi zająca i z białym nosem czy odwrotnie

- zaproponował. Miejmy nadzieję, że uczestnicy prezydenckiego pochodu potraktują tę zachętę poważnie, a prezydent Komorowski będzie mógł w karnawałowym nastroju poprowadzić gromadę rozbawionych zajęcy. Oby tylko nie zapomniał założyć własnych czerwonych uszu. Ale o to już, miejmy nadzieję, doradca prezydenta zadba osobiście.

 

Na prezydenckim pochodzie nie może jednak, poza barwami narodowymi, zabraknąć symboli niepodległości. Wyczerpująco opowiedział dziś o nich premier, przecinając dumnie wstęgę nowootwartej, czterokilometrowej obwodnicy Przemyśla, która kosztowała 245 mln złotych. Donald Tusk, spoglądając z radością na świeżo wybudowany most nad Sanem, jasno wytyczył patriotyczny kierunek narodowi:

Mam nadzieję, że wszyscy w Polsce będziemy coraz lepiej rozumieć, że nasze nowoczesne znaki polskiej niepodległości to drogi i mosty, które powstają czasami z kłopotami, ale jednak powstają w całej Polsce i że dla polskiej niepodległości, dla dobrobytu Polaków o wiele ważniejsze będą dziś i jutro drogi i mosty, niż zasieki i barykady czy okopy.

- powiedział.

To są mosty, które powinny łączyć serca Polaków. Najwyższy czas, aby w rocznicę niepodległości i przy tak fajnych okazjach, jakimi są otwarcia mostów, dróg i obwodnic, powiedzieć sobie, że te mosty, które powstają naszym wysiłkiem i przy europejskiej pomocy, powinny być także mostami pomiędzy naszymi sercami

- wyraził swoją nadzieję premier.

 

Oto propozycja "fajnego", karnawałowego świętowania niepodległości przez przedstawicieli "fajnej" Polski. Byle jak najdalej od faktów, od prawdziwej historii, od świadomości płynącej z doświadczeń minionych wieków i geopolitycznego położenia naszego kraju. Byle bez patosu, bez szkolnych akademii, bez nadmiaru lektur i przeciążania pamięci wiedzą. Widać gołym okiem, że lęk przed polskością, którą Donald Tusk dzielił się z czytelnikami "Znaku" już w 1987 roku, trwa do dziś:

Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię…

CZYTAJ WIĘCEJ: "Polskość to nienormalność", czyli ostatnie szlify edukacyjnej strategii Tuska, wyzwalające Polaków z "teatru niespełnionych marzeń"

 

Trudno się zgodzić na bezrefleksyjny karnawał, przeżywany w stroju biało-czerwonego zająca, z miniaturą autostrady pod pachą. Trudno co najmniej z dwóch powodów.

Większość uczestników Marszu Niepodległości weźmie w nim udział, by świętować odzyskanie niepodległości po 123 latach formalnego nieistnienia państwa polskiego. Maszeruje, by wyrazić współczesnego ducha patriotyzmu, zjednoczonego z duchem tych, którzy przez ponad wiek krzewili w swoich sercach polskość i przekazywali ją następnym pokoleniom. Maszeruje, by zjednoczyć się z bohaterami, którzy nigdy na brak suwerenności i tułaczkę narodu nie wyrazili zgody. Którzy życiem płacili za zwrócenie Polakom prawa do posiadania Ojczyzny. Maszeruje, by złożyć hołd setkom tysięcy Polaków, a w szerokim kontekście milionom, którzy nie lękali się walczyć o honor narodu. Maszeruje, by nie uronić ani chwili z narodowej pamięci.

To także dzień, w którym raz jeszcze można spojrzeć wstecz i przyjrzeć się z bliska mężom stanu, mądrym politykom, narodowym wizjonerom, dla których dobro narodu było najważniejszym celem politycznym, walecznym żołnierzom i oddanym Ojczyźnie Polakom.

To czas porównania minionego z obecnym. I choćby podejmowano najbardziej strategiczne działania propagandowe, nie uda się uciec od prawdy. Małość nigdy nie stanie się cnotą, a tchórzostwo nie będzie nigdy bohaterstwem. Nawet, jeśli uda się kiedyś komuś skutecznie zamienić pojęcia, fakty nadal pozostaną faktami.

Tegoroczny Marsz Niepodległości kroczy pod hasłem "Odzyskajmy Polskę!". Patrząc na rosnący dług publiczny, masową likwidację szkół, niszczenie polskiego rolnictwa, ograniczanie miejsc pracy, prywatyzację szpitali, likwidację sądów i posterunków policji, sprzedaż polskich sreber narodowych, plagę korupcji, nepotyzmu, zaniechań i niesprawiedliwości wymiaru sprawiedliwości, wprowadzanie niekorzystnych dla Polski rozwiązań unijnych i usłużne podporządkowywanie się jej zaleceniom, bezczelne kłamstwa wokół śledztwa smoleńskiego i rażące zaniedbania rządu, nie sposób nie zgodzić się z faktem, że Polskę trzeba odzyskać. Karnawałowa zachęta do kotylionowego grillowania na pewno tej sytuacji nie uzdrowi.

 

Może więc czas wsłuchać się w głos gigantów z przeszłości i poszukać nowych rozwiązań, zamiast zaśmiewać rzeczywistość? Niepodległość to stan, który przez nieuwagę można łatwo stracić, o czym Feliks Koneczny pisał już w 1921 roku:

Faktyczne znaczenie Polski zależeć będzie od tego, czy zdoła wyzyskać należycie swe dary przyrody i czy w Polsce wytworzy się polski handel i przemysł. Bez spełnienia tego warunku będziemy dla Europy tylko krajem, ale nie społeczeństwem, kolonią dla państw silnych ekonomicznie. A za tem pójdzie iluzoryczność naszej niepodległości.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych