Prezydent Komorowski wie lepiej. Wie doskonale co miał na myśli Barack Obama, mówiąc o "polskich obozach śmierci" podczas ceremonii pośmiertnego odznaczenia legendarnego kuriera AK prof. Jana Karskiego.
Niesprawiedliwe, bolesne dla nas wszystkich słowa prezydenta Stanów Zjednoczonych o "polskim obozie śmierci" w moim przekonaniu nie odzwierciedlają ani poglądów, ani zamysłów naszego amerykańskiego przyjaciela
- usprawiedliwia prezydenta USA prezydent Komorowski.
Jestem przekonany, że każda pomyłka, każdy błąd jest do naprawienia, jeśli zostanie odpowiednio przemyślany
– podkreślił, mając zapewne w pamięci niezliczoną liczbę pomyłek własnych. Na długiej liście nie zabrakło przecież niestosowności wobec samego Baracka Obamy, do którego zwrócił się z metaforą wspólnego polowania. Jak doskonale pamiętamy, zmilczenie prezydenta USA próbował wówczas przykryć kolejnymi błyskotliwymi sentencjami, jak np.
Bo z Polską i USA to jest, panie prezydencie, jak z małżeństwem. Swojej żonie należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna.
Wpadek podczas tej wizyty było znacznie więcej. Na szczęście przeszły w łaskawą, amerykańską publiczną niepamięć. Zapewne to ona podyktowała prezydentowi Komorowskiemu treść dzisiejszego oświadczenia.
Każdy rozpoznany i przemyślany błąd może nas do siebie nawzajem zbliżać.
I odwrotnie. To, co jest naznaczone tylko bólem i żalem, pretensjami, na ogół od siebie ludzi oddala
- wyznał podczas konferencji prasowej. Aby nie wzbudzać więc żalu, pretensji i przykrego oddalenia, Komorowski wziął Obamę w obronę. Gest ten miał prawdopodobnie kilka przyczyn. Jedną z nich mogła być chęć uchronienia amerykańskiego prezydenta w przedwyborczym czasie przed trudnymi konsekwencjami, jakie mogłyby mieć miejsce, gdyby głowa sojuszniczego państwa zażądała oficjalnych przeprosin. Kryją się za tym zapewne inne, zawikłane wspólne interesy dyplomatyczne. Jest jednak coś więcej.
Prezydent Komorowski, znany ze swojej słabości i niedowartościowania wobec silniejszych od nas państw, jak zwykle poddał sprawę bez walki. Nie tylko uznał, że żadnej sprawy nie było, ale i pochwalił sojuszniczą wielkoduszność amerykańskiego prezydenta. Usprawiedliwiając Baracka Obamę zadowolił się jedynie samym faktem pośmiertnego odznaczenia prof. Karskiego.
Cenimy sobie jako kolejny krok ku poznaniu i ku pełnemu opowiedzeniu naszej polskiej historii o tamtych strasznych czasach, opowiedzeniu również historii zagłady Żydów na naszych polskich ziemiach wtedy okupowanych przez niemieckiego najeźdźcę
- mówił, nadal unikając nazwania obozów koncentracyjnych hitlerowskimi czy niemieckimi. Nie warto przecież wchodzić w kolejny konflikt i to z sąsiadem.
Stanowisko Bronisława Komorowskiego było do przewidzenia. Wynika ono nie tylko z miękkiej polityki wobec mocarstw, jaką prowadzi od początku kadencji. Zarys dzisiejszego oświadczenia można było wyczytać z porannej rozmowy z prezydenckim doradcą Tomaszem Nałęczem na antenie radiowej Trójki. Wskazuje ono jednak na coś jeszcze.
Polska powinna starać się załagodzić sytuację, powstałą po wypowiedzi Obamy
- oświadczył Nałęcz, podkreślając że sprawę trzeba interpretować nie jako próbę zaszkodzenia Polsce, ale wpadkę człowieka bardzo życzliwego naszemu krajowi. Co więcej, Polska powinna pomóc amerykańskiemu prezydentowi wyjść z godnością z tej sytuacji.
Oto kwintesencja sprawy. Trzeba zachować się tak, jak wielokrotnie głowy innych państw zachowywały się wobec prezydenta naszego kraju. Czas odpłacić przemilczeniem na ich przemilczenia. Pobłażliwością na ich pobłażliwość.
Prezydent słynący z dyplomatycznych wpadek nie może żądać dyplomatycznej poprawności od innych. Dzisiejsza sprawa niezwykle precyzyjnie pokazuje, jak dalece słabość głowy państwa wpływa na słabość całego państwa. Czas zdać sobie sprawę z faktu, że ciągłe pobłażanie prezydenckim gafom zaprowadziło nas do niebezpiecznego zaułka niewiarygodności i dyplomatycznych przemilczeń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133473-dlaczego-komorowski-usprawiedliwia-obame-prezydent-slynacy-z-dyplomatycznych-wpadek-nie-moze-zadac-dyplomatycznej-poprawnosci-od-innych