Fotoplastikon Markiewicza. Mielizna. "Słomkę się wsadzi na dłużej, IPN rozwiąże, kopalnię „Wujek” przemianuje na „Ciotka”"

Przed ogłoszeniem wyroku w procesie w sprawie stanu wojennego, policja usunęła z sali Adama Słomkę, który po chwili wrócił na salę i wygłosił swoje oświadczenie uniemożliwiającrozpoczęcie ogłaszania wyroku, 12 bm. w Warszawie. Fot. PAP/Bartłomiej Zborowsk
Przed ogłoszeniem wyroku w procesie w sprawie stanu wojennego, policja usunęła z sali Adama Słomkę, który po chwili wrócił na salę i wygłosił swoje oświadczenie uniemożliwiającrozpoczęcie ogłaszania wyroku, 12 bm. w Warszawie. Fot. PAP/Bartłomiej Zborowsk

Już od początku roku było dziwnie, dziś jest jeszcze gorzej.
Oto 5 stycznia Stanisław Kania, ostatni z pozostałych na ławie oskarżonych o udział w grupie zbrojnej, która wprowadziła stan wojenny, wygłosił mowę końcową. Jej zapis  udostępnił portal wPolityce.pl.

Był interesujący. Kania, przecież nie byle kto w PRL, bo I sekretarz partii, domagając się uniewinnienia, podał kilka interesujących szczegółów. Miał być on naciskany przez Rosjan na wprowadzenie stanu wojennego, którego dyrektywę podpisał już w marcu z Jaruzelskim, ale się opierał. Miał być wymieniony już w czerwcu 1981 roku na Stefana Olszowskiego, odwołano go jednak dopiero w październiku, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego, a zastąpił go niezawodny wojskowo i politycznie Wojciech Jaruzelski.

Kania wspomniał, że interwencja sowiecka mogła nastąpić latem 1980 roku, kiedy trwał strajk w Stoczni, a władze bohatersko negocjowały, realna była  wiosną 1981, kiedy szykował się strajk generalny i miała miejsce prowokacja bydgoska, nie była natomiast możliwa i spodziewana  pod koniec  roku, kiedy stan wojenny wprowadzono.

Zadziwiające te oświadczenia nie znalazły się na czołówkach gazet, nie były też sensacją na miarę dwudziestolecia,  i to pierwszy powód do zdziwienia.

Przez dziesięć dni nie było sensacją, że poprzednik Jaruzelskiego zaprzeczył tezie, którą generał raczy nas od trzydziestu lat, że wyzwolił nas od interwencji konstytucyjnych sojuszników, którzy przelaliby ”morze krwi”. Dlaczego milczano? Bo może nie tylko generał nas raczył i trzeba by sięgnąć do nazwisk innych raczących?

To dobre pytanie po  trzydziestu latach  od wprowadzenia stanu wojennego i w dwudziestym drugim roku niepodległości.

Jeśli zatem nie groziły nam sowieckie czołgi to jednak grozili sowieci, gotowi do  mianowania nam Stefana Olszowskiego, chyba że Jaruzelski by wystarczył. Szczęściem starczył. Dla siebie.

Nikt nie przypomniał Olszowskiego, który od dawna mieszka w USA, a my czekamy na efekty jego pracy publicystycznej i naukowej, którą obiecał wyjeżdżając.

Postać to ponura, widać szczególnie dla Jaruzelskiego, który internował Gierka i Grudnia, a Olszowskiego – dla dobra Ojczyzny - nie mógł, choć niewątpliwie chciał. Trudne więc były uwarunkowania generała Jaruzelskiego, trudne przynajmniej dla niego.

Może dlatego o nich nie pisano za wiele, by generała nie denerwować.

W okolicach trzynastego grudnia gazety pełne były dramatycznych komunikatów niemalże o agonii generała, potem komunikatów nie było, zapewne ze względu na poprawę lub pogorszenie.

Chwytu medycznego dziennikarze nie zastosowali przed ogłoszeniem wyroku, na które generał nie przybył, bo zawieszono przecież postępowanie przeciw niemu ze względu właśnie na stan zdrowia.
Tyle, że Sąd nie wspomniał, czy stan ten badał przed zakończeniem sprawy, media też milczą, więc nie wiadomo czego życzyć choremu w najbliższych miesiącach. Przed wyrokiem  pojawiły się poważne głosy o niepoważnym oskarżeniu tak dostojnych osób. Gdybym nie słyszał byłego ministra sprawiedliwości Kubickiego, to bym nie uwierzył. Jednak powiedział, że sprawę sprawców stanu wojennego umorzył już Trybunał Stanu, więc wyrok nie może być skazujący, bo dotyczyłby rzeczy już osądzonej. Jeśli były minister i profesor nie chce pamiętać, to co mówić o szarym obywatelu i szarym dziennikarzu, choćby nazywał się Żakowski.

Minister skłamał.

Sprawa nigdy nie doszła do Trybunału Stanu, bo Sejm II kadencji, ten od lewej nogi,  umorzył postępowanie uchwałą z 29 października 1996 roku.

Sejm, a nie Trybunał.

Jaką sprawę umorzył Sejm?

Ano tę, którą 5 grudnia 1991roku rozpoczął wniosek 51 posłów Konfederacji Polski Niepodległej  o pociągnięcie  sprawców stanu wojennego do odpowiedzialności konstytucyjnej.

To by tłumaczyło obecność Adama Słomki w Sądzie Okręgowym 12 stycznia, miał on bowiem większy, niż wielu innych obserwatorów,  tytuł, by pytać, co z wyrokiem, po  dwudziestu latach od wniosku o ukaranie.

Tym wnioskiem zajmowała się już od 1991 roku Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej Sejmu I kadencji i już była gotowa do zamknięcia sprawy i przedłożenia wniosku o postawienie sprawców przed Trybunałem gdy Pan Prezydent Wałęsa zechciał Sejm I kadencji rozwiązać, wszak wiedząc o stanie prac w komisji i szykowanym wniosku. Sejm następny z większością koalicji SLD-PSL wniosek przejął, ale  Komisja następna, w słuszniejszym składzie, wystąpiła o umorzenie sprawy.

Skąd więc związek zbrojny? Istotnie, tylko Sejm mógłby ewentualnie do sprawy wrócić, ale nie wrócił.

Za to Sejm następny, znów inny politycznie,  wydał w jedenastym roku niepodległości ustawę o IPN z definicją zbrodni komunistycznej – jedyną furtką, która pozwoliła wrócić do Kiszczaka i innych, przez przepis kodeksu karnego o związku zbrojnym, bo innego już nie było, dzięki temu też IPN jako oskarżyciel.

Taka to i śmieszność oskarżenia, nad którą utyskują twórcy świadomości narodowej, w tym redaktorzy Wołek i Żakowski w piątkowym poranku w TOK FM. Przecież wiedzą jak było, przecież nie wiadomo - czemu nie pamiętają. Bo jeśli wiadomo…? Skoro oni nie mówią, to co ma wiedzieć szary obywatel i bardziej szarzy żurnaliści.

I o dziwo Sąd kupił to oskarżenie, choć dziwne, lecz jednie możliwe, ale straszne w wydźwięku.
Sąd powiedział, że stan wojenny był nielegalny, takoż dekrety , którymi go wprowadzono. Sąd powtórzył więc wyrok Trybunału Konstytucyjnego z marca ubiegłego roku, ale i dodał, że istotnie powstała grupa generałów, która z naruszeniem Konstytucji  nazwała się WRON i – czego Sąd nie dopowiedział – w istocie dokonała – no właśnie zamachu stanu, czy puczu wojskowego?

Dość, że była zbrojna i siły użyła, z wiadomymi rezultatami. Ciekawe – i  to też nie znalazło się na czołówkach i w komentarzach, a przecież jest zajmujące i rodzi niebanalne wnioski.

Jeśli bowiem generał Kiszczak uznany został za winnego zbrodni komunistycznej, to znaczy, że jest zbrodniarzem.

Jeśli tenże był naszym pierwszym ministrem spraw wewnętrznych, to znaczy, że mieliśmy zbrodniarza w rządzie niepodległej i Najjaśniejszej.

A gdyby dotarł na proces pan generał? To wyszłoby na to, że mieliśmy pierwszego prezydenta - zbrodniarza.

No, no, no…

Ale przecież sam się nie wybrał, nie tylko sam się wytypował, nie miał odwagi zaprzeczyć, gdy nazywano go człowiekiem honoru, ale też nie zdementował, wprowadzając się do Belwederu.

Po wyroku miał dość siły, by porównać się do Piłsudskiego. Nie miejsce tu na uwagi o podkuwaniu żab, wszelako Piłsudski nie sprawował władzy przed przewrotem, a ryzykował rozstrzelanie, gdyby mu się nie udało, a i sukces miał większy, niż powstrzymanie Stefana Olszowskiego przed  parciem do władzy z pomocą konstytucyjnych sojuszników.

Gdybym nie słyszał okrzyków Słomki, to bym nie uwierzył, dlaczego nie przetrwało w mediach – dziennikach i komentarzach to, co rzeczywiście wykrzykiwał. A krzyczał o urzędujących nadal sędziach, tych którzy sądzili w stanie wojennym.  Ciekawe – dlaczego nie sięgnięto do i tego wątku.

Skoro sądzili na podstawie dekretu, który uznany został za nielegalny, to znaczy, że sądzili i skazywali bezprawnie, jeśli tak , to czy nie ma już innych sędziów?

Byłoby to rozumowanie zbyt proste. Oto Sąd Najwyższy  w specjalnej uchwale sprzed dwóch lat orzekł, że skoro w konstytucji PRL nie było zakazu retroakcji, czyli sądzenia za czyny, które nie były przestępstwem w chwili popełnienia, to sędziowie nie byli zwolnienia z obowiązku sądzenia. Tak orzekł Sąd Najwyższy ledwo dwa lata temu, gdy IPN chciał wszcząć postępowania z udziałem kilku sędziów najwyższej instancji i trzeba było wydać uchwałę, by IPN dał sobie spokój i ludzi nie niepokoił.

To ciekawy wątek, także i próba Rzecznika Praw Obywatelskich Kochanowskiego, który uchwałę tę zaskarżył w Trybunale Konstytucyjnym i wygrał, prawda, że tylko częściowo.  I nie ma Rzecznika, jest uchwała, ale jest i nowy wyrok, który jednoznacznie uznał cały dekret za nielegalny, więc bez niuansów może wrócić sprawa tych, którzy w oparciu o dekret sądzili.

Ale chyba nie wróci.

Senator, wszak były,  Celiński w czwartkowy wieczór wykrzyczał w Polsacie, że sąd jest dla niego „zerowym autorytetem”, a o stanie wojennym on swoje wie. Dziwne. Jak wykrzykuje były senator, nie ma aresztu, jak były poseł – to jest.  Senator swoje wiedział przez dwadzieścia ostatnich lat, i nie on, tylko teraz, gdy wyszło, że niedobrze wiedział, to sąd nagle jest zerowym autorytetem?

Już raz Premier nawoływał do niepłacenia abonamentu i są kłopoty, to co teraz pocznie Sąd Okręgowy zelżony przez Senatora? Każdy złodziej teraz Sądowi wykrzyczy, by dał spokój , bo autorytetu nie ma, podobnie oszust i morderca. Ciekawe – czy ja tylko słyszałem tę audycję ?

Pan Prezydent w tym czasie przesłuchiwał podwładnego na temat szefa, więc chyba nie słyszał. Szef przecież za wszystko odpowiada, więc odejdzie Seremet , za to szef Kiszczaka pozostanie nietknięty, chyba że znów Słomka coś zmaluje, jak wyjdzie z aresztu. To się Słomkę wsadzi na dłużej, IPN rozwiąże, kopalnię „Wujek” przemianuje na „Ciotka” – też po śląsku, a mniej się kojarzy  i jakoś dobijemy do brzegu.

Chyba, że osiądziemy na mieliźnie, jak włoski statek, który pochłonął dziś wszystkie media.
Mówią, że nadział się na skałę, ale przez błąd człowieka.
Coś to przypomina.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.