Łukasz Warzecha: odczep się, Google’u, czyli koloniści i ludy prymitywne. "Google zachowuje się jak nadęty kolonista"

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Cenię Google i jego założycieli – za przebojowość, pomysłowość, zdolność do tworzenia nowatorskich rozwiązań. Lubię ich produkty, choć wiem, że wielu je krytykuje. Sporo zależy od przyzwyczajeń i zapotrzebowań, ale z mojego punktu widzenia są praktyczne i ergonomiczne. Jestem jednak także zwolennikiem zasady, że jeżeli jakaś firma zajmuje się technologiami – lub ewentualnie modą, meblami czy transportem – to nie powinna się mieszać do dziedzin, o których nie ma pojęcia. A już szczególnie nie powinna pouczać innych o tym, jak powinni żyć.

Tymczasem Google ogłosiło właśnie, że rozpoczyna kampanię wspierania jednopłciowych pseudomałżeństw (uparcie przez lobby gejowskie nazywanych „małżeństwami”). Kampania ma polegać (jak podał serwis 300polityka.pl) na „nawiązywaniu współpracy firmy z lokalnymi organizacjami i wspieraniu kampanii oddolnych”, mających na celu popularyzację właśnie homoseksualnych związków.

Szczególnie zaś internetowy gigant zamierza skoncentrować się na krajach, w których – jego zdaniem – dominują nastroje antyhomoseksualne. Na pierwszy ogień ma pójść Singapur oraz Polska.

Nie wiem, na jakiej podstawie Google doszedł do wniosku, że właśnie w Polsce powinien rozpoczynać swoją kampanię. Jeżeli jakąś rolę odegrały w tym środowiska homoseksualne, to nie świadczy to o faktycznych nastrojach w naszym kraju, a jedynie o obrotności tychże środowisk. Jeżeli decyzja została powzięta na podstawie sondaży, wskazujących w Polsce wciąż na znaczną przewagę sprzeciwiających się jednopłciowym „małżeństwom”, a tym bardziej adopcji przez nie dzieci, to tym gorzej.

W tym bowiem wypadku Google zachowuje się jak nadęty kolonista, który patrzy z góry na prymitywnych tubylców i łaskawie zamierza się z nimi podzielić swoimi oświeconymi zasadami współżycia. Co upoważnia menadżerów z Mountain View do takiego protekcjonalnego podejścia?

Nic. Po pierwsze – ich wiedza na temat polskiej historii, kultury, obyczajowości, zapatrywań społeczeństwa jest z całą pewnością bliska zeru. A w najlepszym wypadku jest kształtowana przez homoseksualne lobby, które uczyni wszystko, aby promować swoje zapatrywania.  Przypominają w tym amerykańskich żołnierzy, którzy lądują gdzieś na krańcu świata i dziwią się, że nie ma tam jeszcze McDonalda. Po drugie – Polska jest krajem tolerancyjnym. Jednak tolerancja – warto powtarzać to do znudzenia – nie oznacza akceptacji dla każdego pomysłu ani też radosnego przyzwolenia. Oznacza tylko tolerowanie – nic więcej. Homoseksualiści cieszą się pełnią praw obywatelskich i jeśli sami nie robią ze swoich zainteresowań problemu, to inni im go nie tworzą. To jednak wcale nie oznacza, że automatycznie Polacy mają obowiązek godzić się na najdalej posunięte postulaty homoseksualnego środowiska. Po trzecie – ludzie z Google’a chyba zapomnieli, że w ich własnym kraju nie tylko nie ma jednomyślności wokół pomysłów, które chcą promować u nas, ale przeciwnie – trwa wokół nich zażarta wojna ideowa i prawna. Może więc najpierw zajęliby się własnym podwórkiem.

Niektóre firmy niestety wpadają od czasu do czasu na pomysł, żeby w swoim mniemaniu podciągnąć trochę cywilizacyjnie tych, których uznają za prymitywniejszych od siebie. Na przykład jakiś czas temu Ikea w swoim katalogu pokazywała szczęśliwe jednopłciowe pary. Wszystkim nadambitnym menadżerom, którzy chcieliby nas pouczać w kwestiach obyczajowych, mówię: pilnujcie swojego nosa, a od naszych zapatrywań się odczepcie. Jeżeli chcecie toczyć prawdziwą wojnę o cywilizowane standardy na najbardziej  podstawowym poziomie, to róbcie to w Arabii Saudyjskiej albo w Afganistanie. Tam, gdzie za domaganie się choćby równouprawnienia religii można dostać karę chłosty, wylądować w ciężkim więzieniu albo całkiem dosłownie stracić głowę. Zróbcie tam swoje kampanie o gejowskich „małżeństwach”, pojedźcie tam z wykładami o tym, jakie to cudowne rozwiązanie, a wtedy zasłużycie przynajmniej na odrobinę szacunku za zwykłą cywilną odwagę.

A na razie, drogi Google’u, łaskawie odwal się od nas i zajmij swoją wyszukiwarką.

 

PS. Po opublikowaniu tekstu w "Fakcie" z 11 lipca, do redakcji wpłynęło wyjaśnienie z biura prasowego Google'a. Wraz z odpowiedzią zostanie ono opublikowane w najbliższych dnia na łamach dziennika "Fakt".

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.