Dwa cele Rosji: pokazanie Polaków jako oszalałych rusofobów i manifestacja komunistycznych symboli bez ryzyka konsekwencji

fot. PAP / M. Kulczyński
fot. PAP / M. Kulczyński

Niedawno pisałem w „Fakcie” o tym, że Władimir Putin byłby niemądry, gdyby nie spróbował wykorzystać dzisiejszego przemarszu rosyjskich kibiców przez Warszawę dla własnych interesów. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że grupa, która przyjechała do naszego kraju, jest w ten czy inny sposób pod uważnym nadzorem rosyjskich służb. Nadzór oznacza w tym wypadku także możliwość sterowania i przeprowadzania prowokacji. Sceptykom radzę pamiętać, że nie mówimy o normalnym, demokratycznym, europejskim kraju, ale o satrapii, maskującej się pozorami demokracji. Oczywiście jest w tym wszystkim jakiś element autentycznej kibicowskiej organizacji, ale z całą pewnością nie gra głównej roli.

Dzień przed tym wydarzeniem warto pomyśleć, czego możemy się spodziewać. Cele Kremla są następujące:

Po pierwsze – pokazanie przynajmniej części Polaków – najlepiej tej mniej wygodnej – jako oszalałych rusofobów. To da argument – w ramach wielostronnej gry z zachodnimi partnerami – do odpowiedniego urobienia zachodniej opinii publicznej i znieczulenia jej na ostrzeżenia, płynące z Polski gdy idzie o zachowanie Rosji. Będzie je można tym łatwiej kwitować jako owoc nieracjonalnej rusofobii. Co będzie szczególnie użyteczne, gdyby doszło do zmiany ekipy rządzącej oraz gdyby nastąpiła eskalacja zagrożenia od wschodu. Ewentualne polskie obawy zostaną wtedy przedstawione jako obsesje i możemy być pewni, że w materiałach filmowych znalazłyby się także migawki z ewentualnych starć podczas dzisiejszego przemarszu. Odpowiednio spreparowane, rzecz jasna.

Po drugie – Moskwa chce pokazać, że Rosjanie są w stanie zamanifestować w polskiej stolicy pod komunistycznymi symbolami, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Jeżeli w dodatku na meczu pojawi się Władimir Putin, będzie to miało dodatkowe znaczenie. Nie bez znaczenia jest tu także stworzenie precedensu, który potem będzie można wykorzystać w innych miejscach (mówi o tym w swoim wideokomentarzu Piotr Maciążek z portalu Polityka Wschodnia).

 

Jak nietrudno zauważyć, te dwa cele doskonale się uzupełniają i nawet jeżeli przemarsz odbędzie się w spokojnej atmosferze, osiągnięty zostanie przynajmniej drugi z nich, a zapewne częściowo także pierwszy.

Do tego trzeba dodać, że forma prawna przemarszu jest dość zadziwiająca. Jak już wiemy, nie został on zarejestrowany jako demonstracja, co łączyło się z kuriozalnym tłumaczeniem, że nie stało się tak, ponieważ Rosjanie nie spełnili wymogów. Potem pojawiła się inna wersja: że Rosjanie od początku nie chcieli rejestrować demonstracji, a jedynie zgłosić swoje „przejście”. Nie odmówiono im zatem rejestracji demonstracji (której podobno wcale nie zgłaszali), ale wydano zgodę (?) na „przemarsz”, nie podlegający ustawie o zgromadzeniach. Okazuje się zatem, że każdy mógłby sobie zgłosić „przemarsz”, omijając całkowicie jakiekolwiek wymogi, związane ze zgromadzeniem publicznym.

W trakcie przemarszu Rosjanie mogą niestety zaprezentować dowolną symbolikę, ponieważ kodeks karny w swoim art. 256, mówiącym o propagowaniu symboliki ustrojów totalitarnych, został w lipcu zeszłego roku wykastrowany przez Trybunał Konstytucyjny, który zakwestionował paragraf, zawierający pojęcie „nośników”. TK argumentował (zresztą chyba nie bez racji), że jest to pojęcie zbyt ogólnikowe.  W rezultacie polskie prawo jest w tym momencie praktycznie bezbronne wobec demonstrantów z symbolami nazistowskimi lub komunistycznymi, jako że posłowie nie byli uprzejmi zająć się tą sprawą i znowelizować kk. (Opieram się tu na opinii sędziego Wiesława Johanna, którego trudno podejrzewać o sprzyjanie demonstrantom, niosącym komunistyczne symbole.)

Nasze pole manewru wobec rosyjskich posunięć jest więc tutaj niewielkie, ale nie zerowe.

Co możemy zrobić, skoro zgoda na „przejście” już jest? Pierwsza i naczelna zasada powinna brzmieć: nie wpisywać się w rosyjski scenariusz. Polskie państwo nie było w stanie zablokować przemarszu Rosjan. W tej sytuacji trzeba pogodzić się z tym, że on się odbędzie. Wszelkie próby jego zakłócania i blokowania będą wpisywaniem się w punkt pierwszy rosyjskiej listy celów. Nie powinniśmy Rosjanom ułatwiać ich osiągnięcia. W tej kwestii powinien nas obowiązywać bezwzględny pragmatyzm, który tak naprawdę oznacza niedziałanie wbrew własnemu interesowi.

Takim działaniem wbrew własnemu interesowi są ostre słowa ze strony polityków opozycji (podkreślam: polityków, bo osoby publiczne – publicyści, naukowcy, komentatorzy to inna sprawa), i pomysły takie jak Ewy Stankiewicz, aby zorganizować na trasie przemarszu pikietę. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia jest symptomatyczna, bo to klasyczny przykład działania bardziej sercem niż rozumem. Stankiewicz tłumaczy, że nie chce się dać sterroryzować. Co do zasady ma rację. Co do taktyki – nie. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, że jeżeli Rosjanie planują faktycznie jakiegoś rodzaju prowokację, którą następnie zamierzają wykorzystać propagandowo, ona idealnie się w ich plany wpisuje.

Rozsądnie jest czekać na to, co nastąpi i w razie potrzeby reagować protestami, zdjęciami, filmami w sieci. Wykorzystując wszelkie dostępne środki, prowadzić kontrakcję wizerunkową. Źle byłoby atakować Rosjan fizycznie za same pokazywane symbole lub wznoszone hasła, choć można sobie wyobrazić sytuację, w której ręce będą świerzbić. Tutaj niewiele możemy już zrobić. W punkcie drugim rosyjskiej listy celów już przegraliśmy jako państwo. To wina polityki obecnych władz, a także posłów, którzy nie zadbali o zaktualizowanie przepisów kodeksu karnego. Rosjanie przejdą, pokażą, co będą chcieli i nic na to nie poradzimy. Nie warto zatem przynajmniej ułatwiać roboty kremlowskim piarowcom.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.