Nie wyjeżdżajcie mi z patriotyzmem, czyli niech Euro będzie klapą. "Mieliśmy zyskać wszyscy"

PAP/EPA
PAP/EPA

Mam nadzieję, że wszyscy już wiedzą, jakie jest oficjalne stanowisko Najwyższych Organów w sprawie oficjalnych ustaleń w kwestii katastrofy smoleńskiej. Jeśli nie, to przypominam: kto podważa oficjalną wersję, podważa wiarygodność państwa polskiego. Jeszcze moment, a politycy PO zaapelują do prokuratury, żeby ścigała za samo wyrażenie wątpliwości wobec raportu komisji Millera. Ja w każdym razie zrobiłem już podręczny pakiecik z bielizną na zmianę i szczoteczką do zębów, bo nie tylko co chwila wyrażam wątpliwości wobec oficjalnej wersji, ale w dodatku także wobec działalności rządu Słońca Peru (a może teraz Słońca Arabii?). Muszę być zatem gotów, że w każdej chwili wpadną do mnie antyterroryści, wrzucą kilka granatów hukowych, rozwalą mi łazienkę, ale nie przeproszą, bo to ja będę tą właściwą osobą, którą mieli zatrzymać.

Lecz wyrażenie nieufności wobec oficjalnej wersji w sprawie katastrofy to nic wobec tego, co teraz napiszę: mam nadzieję, że Euro 2012 okaże się wielką, spektakularną klapą. Żeby było jasne: nie piszę tego z powodu mojego kompletnego braku zainteresowania piłką nożną ani też dlatego, że najazd kibiców na stolicę będzie dla jej mieszkańców oznaczał armagedon – także dzięki światłym decyzjom pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, która akurat na czas Euro postanowiła pozamykać kilka głównych stołecznych arterii. Piszę to, ponieważ już dziś widać, że organizacyjnie mistrzostwa będą klęską, ale rząd będzie się starał pokazać je jako swój sukces.

Zgodnie z narracją jedynie słusznej partii, dzięki Euro mieliśmy zyskać wszyscy. Sieć dokończonych, gładkich jak stół dróg, zmodernizowane koleje, nowiutka infrastruktura w miastach (w Warszawie II linia metra). Z tego wszystkiego zostanie nam tylko kilka absurdalnie drogich, niefunkcjonalnych i źle wykonanych stadionów, z Bublem Narodowym w stolicy na czele.

Za kilka tygodni zacznie się festiwal propagandy, który prawdopodobnie będzie dorównywał temu z początku polskiej prezydencji w UE. Będzie się nas przekonywać, że wszystko działa wspaniale, podczas gdy gołym okiem będzie widać, że jest odwrotnie. I – podobnie jak przy okazji prezydencji – politycy PO oraz ich sojusznicy będą nam wmawiać, że kwestionowanie sukcesu Euro to brak patriotyzmu.

Powiem wprost: wy mi tu z patriotyzmem nie wyjeżdżajcie. Nie jest żadnym patriotyzmem żyrowanie rządowej propagandy. To ten rząd zawalił wszystko, co w przygotowaniach do Euro było do zawalenia. Co ma wspólnego patriotyzm z zakazem kwestionowania bajeczki o znakomicie przygotowanym do turnieju kraju?

To jest polityka. Platforma potrzebuje sukcesu jak kania dżdżu. Na realny sukces nie ma już szans, więc trzeba będzie malować trawę na zielono, a potem robić z tego relacje, w których zachwyceni prorządowi reporterzy będą piać z zachwytu nad tym, jak to polskie państwo kolejny raz zdaje egzamin. Nikt mi nie wmówi, że w imię wyimaginowanego interesu Polski mam siedzieć cicho i udawać, że „stan przejezdności” nie jest jedną wielką kompromitacją.

Podwykonawcy na kilku spośród budowanych autostrad zapowiadają blokady dróg podczas mistrzostw, jeżeli nie dostaną swoich pieniędzy. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad rżnie głupa ustami swojej rzeczniczki. A jest to rzeczniczka z doświadczeniem w rżnięciu głupa, bowiem wcześniej pełniła funkcję rzeczniczki warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich, zaś rżnięcie głupa to wśród urzędasów od HGW umiejętność podstawowa. GDDKiA twierdzi zatem, że nie jest stroną w sporze i może być w nim najwyżej rozjemcą.

Pozostaje mi życzyć sobie, żeby podwykonawcy spełnili swoją groźbę i na Euro zablokowali wszystko w cholerę. Niech się ten propagandowy teatrzyk ostatecznie zawali, tak, żeby nie sposób było udawać, że jest inaczej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych