Uważaj, co mówisz, czyli na obserwację do psychiatryka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Drodzy Czytelnicy, radzę wam bardzo uważać na to, co mówicie w urzędach administracji centralnej. Owszem, można wyrażać głośno swój zachwyt dla świetnej organizacji pracy, dla polityki rządu Tuska, dla życzliwości urzędników lub dla konkretnego ministra. Ale nie powinno się nikogo ani niczego krytykować, a już w szczególności nie należy używać zwrotów frazeologicznych lub jakichkolwiek przenośni czy metafor, mogących sugerować narastanie w obywatelu uczuć gwałtownych i trudnych do kontrolowania. W tym także emocji, które obywatel w desperacji mógłby skierować sam przeciwko sobie, bo władza bardzo się o każdego obywatela troska i również w takiej sytuacji musi interweniować.

Taki los spotkał pewnego pana, którego historię opisał dziennik „Metro”. Pan ten jest właścicielem domu, który wynajmuje na biura. Państwo zamierza go wywłaszczyć z parkingu przed nią, żeby zbudować tam wiadukt. Jak nietrudno się domyślić, dla właściciela domu oznacza to koniec zarabiania na wynajmie. Dlatego złożył protest w dawnym Ministerstwie Infrastruktury, obecnie – transportu. Protest leżał sobie półtora roku, bo akurat żaden urzędnik nie miał chwilki, żeby rzucić na niego okiem. Oni tam są od dbania o Polskę, a nie od wczytywania się w papierki jakichś pieniaczy.

Wreszcie pana X (nie zdradza nazwiska) dopuszczono do akt, których było 40 tomów. Oczywiście nie był w stanie przeczytać ich w ciągu jednego dnia, więc spytał, czy może wrócić dnia następnego. Na co urzędnik odpowiedział: „Nie”. Wtedy zirytowany i jakże nierozważny obywatel wypalił: „To mam się podpalić, jak ten pod Kancelarią Premiera?”.

Obywatel nie wiedział, że troskliwy urzędnik bardzo się o niego zmartwił. Tak bardzo, że sporządził notatkę i przekazał ją policji, a ta następnego dnia raniutko przyjechała do obywatela wybadać, czy na pewno chce się podpalić. Obywatela zabrano na komisariat i przesłuchano. Ale obywatel nadal był nierozważny, bo w trakcie przesłuchania wyznał, że przez tę sprawę nie chce mu się żyć. No, tu już władza musiała interweniować na poważnie. Prosto z policji obywatela zabrano do psychiatryka na badania, gdzie spędził pięć dni. Wypada mieć nadzieję, że po tych doświadczeniach pan X nabrał już właściwego stosunku do władzy i jej przedstawicieli.

Dbałość urzędników Ministerstwa Transportu o zdrowie psychiczne petentów jest wzruszająca. Nie wiadomo niestety, czy był to tylko odruch serca jednego urzędnika, czy też taka jest standardowa procedura w całym MT, a może nawet we wszystkich urzędach centralnych. Skierowałem w tej sprawie pytanie do rzecznika ministerstwa, ale niestety odpowiedzi nie otrzymałem.

Ponieważ jednak – jak łatwo się domyślić – pobyt w psychiatryku nie należy do przyjemnych, nawet jeśli wynika z troski władzy o obywatela, przeto warto sobie zapamiętać, że podczas wizyt w urzędach nie należy w szczególności używać zwrotów w rodzaju: „ja się zastrzelę”, „zaraz mnie szlag trafi”, „rzuciłbym chętnie granatem”, „nic, tylko się powiesić” i tym podobnych.

W jednej ze swoich piosenek Ryszard Makowski  śpiewał:

„Lepiej się zgłosić na ochotnika na obserwację do psychiatryka, bo nasza władza, choć prędka, rzutka, to nie wykryje każdego czubka”.

Otóż stara się usilnie wykryć przynajmniej niektórych. Reszta niezadowolonych, sfrustrowanych, mędzących – na ochotnika na obserwację do psychiatryka.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych