Dyskusja podczas posiedzenia sejmowej Komisji kultury i środków masowego przekazu tydzień temu była gorąca. Chodziło o wykluczenie TV Trwam z pierwszego multipleksu cyfrowej telewizji naziemnej. Gościem komisji był o. Tadeusz Rydzyk. Posłanka Ruchu Palikota Anna Grodzka (jakiś czas temu będąca panem Grodzkim) uparcie mówiła o duchownym „pan”. Nie był to przypadek ani jednorazowe przejęzyczenie, ale celowy przejaw lekceważenia, przywodzący zresztą na myśl czasy Peerelu, kiedy to organa tytułowały duchownych słowem „obywatel”. W Polsce przyjmuje się, że użycie wobec danej osoby odpowiedniego tytułu (premier, minister, doktor, profesor, ksiądz, ojciec, marszałek itd.) jest wyrazem należnego szacunku, zaś ostentacyjne pomijanie tegoż – wyrazem impertynencji. I takiej impertynencji dopuszczała się poseł Grodzka. Kiedy zwrócono jej na to uwagę, oznajmiła bezczelnie: „Słowo »pan« nie jest obraźliwe”. Wtedy odezwał się poseł Jan Dziedziczak: „Ma PAN rację”.
Była to riposta arcytrafna, kąśliwa, a przy tym dowcipna, ale też łamiąca brutalnie absurdalny kanon poprawności politycznej. Kanon ten każe uznawać zmianę płci i fakt, że z mężczyzny robi się kobietę lub odwrotnie, za coś naturalnego, a każde przypomnienie, że pani poseł była jeszcze niedawno panem – za straszliwy nietakt.
Ruch Palikota chce za tę wypowiedź postawić Jana Dziedziczaka przed Komisją etyki, a lewicowe media zatrzęsły się z oburzenia. Czy słusznie? Oczywiście – nie. Jeżeli poseł PiS stanąłby przed Komisją etyki, a ona by go ukarała, mielibyśmy do czynienia z tryumfem poprawności politycznej w najgłupszym wydaniu.
Anna Grodzka podczas posiedzenia komisji kultury zachowywała się prowokacyjnie i arogancko. Należał jej się prztyczek w nos. A że ten prztyczek dotknął sprawy, z której pani poseł jest najbardziej znana i dzięki której weszła do Sejmu? Bo przecież nie dlatego Anna Grodzka zyskała mandat, że jest świetnym fachowcem w jakiejkolwiek dziedzinie, a jedynie dlatego, że karierę medialną zrobiła opowieść o operacji zmiany płci, jakiej się poddał(a). Szczytem hipokryzji jest teraz udawanie, że nic takiego nie miało miejsca.
Zresztą na korzyść Jana Dziedziczaka przemawia, że słowa „pan” nie użył wobec posłanki RP po to, aby jej wypominać jej problemy z płcią. Uczynił to, sprowokowany, aby pokazać, jak obłudne jest jej wcześniejsze stwierdzenie, że używanie tego samego słowa wobec duchownego nie jest w żaden sposób obraźliwe. Tylko gdzie tu równowaga, skoro nad arogancją Grodzkiej lewicowo-liberalni komentatorzy przeszli do porządku dziennego, obiektem swojego oburzenia czynią wyłącznie Dziedziczaka? Jeśli już chcieli się pooburzać, to na oboje po równo.
Terror politpoprawności prowadzi do absurdów. Fakt, że człowiek zmienia płeć, każe nam uważać za normalny (choć nie popadliśmy jeszcze w absurd tak głęboki, aby ustawowo zakazywać – jak w niektórych krajach – mówienia o „tacie” i „mamie” w instytucjach publicznych, zamiast tego każąc używać sformułowania „rodzic A” i „rodzic B”). Bojownicy politpoprawności starają się nam wciskać swoje chore wyobrażenie o tym, co wolno, a co nie. Jak choćby Mamadou Diouf, mieszkający w Polsce murzyński wokalista, który półtora tygodnia temu w rozmowie z Robertem Mazurkiem w „Plusie-Minusie” dowodził, że słowo „Murzyn” jest obraźliwe i powinniśmy przestać go używać.
Politpoprawność jest gwałtem na zdrowym rozsądku. Wymaga wgrania sobie do głowy obsesyjnej obawy, czy aby w jakiś sposób nie obraża się jakiejś mniejszości. Przy czym obrazić ją można używając najnormalniejszych słów, takich właśnie jak „Murzyn” czy „pederasta”. Co ważne, działa to tylko w jedną stronę. Nazwanie „panem” osoby po zmianie płci jest obraźliwe, ale nazwanie w ten sam sposób zakonnika – już nie. Homoseksualisty nie wolno nazwać „pedałem”, ale osobę wierzącą wolno wyzywać od „katola”.
Jaka jest na to rada? Tylko jedna: nie dać się zwariować i wierzyć w zdrowy rozsądek. On jest największym wrogiem politycznej poprawności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/126479-kogo-wolno-nazwac-panem-czyli-politpoprawnosc-w-natarciu-riposta-arcytrafna-kasliwa-a-przy-tym-dowcipna