Takiej Polski chcieliśmy? UKŁAD ZAMKNIĘTY wbija w fotel. NASZA RECENZJA

„Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego jest najważniejszym od czasów „Długu” Krzysztofa Krauzego filmem o patologiach współczesnej Polski. Dawno na naszych ekranach nie mieliśmy filmu tak gęstego od pokazanego zła, intensywnego w emocje oraz dosłownie bolącego widza. „Jutro mogą przyjść po ciebie” nie jest jedynie pustym marketingowym sloganem dystrybutora filmu.

Oglądając dzieło Bugajskiego odnosimy wrażenie, że naprawdę każdy z nas może stać się ofiarą mafii. Jest to jednak mafia zupełnie inna od tej, do której przyzwyczaili się mieszkańcy pięknej Sycylii czy nawet krajów byłych republik radzieckich. Tym razem mamy do czernienia z mafią działającą w majestacie prawa, i nie dającej żadnych możliwości wyboru swoim ofiarom. To nie jest mafia, która zabiera tylko część utargu w ramach „ochrony”. Ta mafia pazernie bierze wszystko. I wszystko po drodze niszczy. Ta mafia nie ma jednego capo di tutti capi. To jest mafia, która charakteryzuje się biznesowo-towarzyskimi zależnościami wyniesionymi z PRL. Ryszard Bugajski nie tylko w pigułce dał nam obraz współczesnej Polski, ale przede wszystkim wszedł w psychikę ofiar systemu oraz ich katów. Najbardziej przerażający jest na dodatek fakt, że film Bugajskiego z 2013 roku jest oparty na faktach, i można go porównać do słynnego filmu Bugajskiego z roku 1982.

Od syjonistów do Syjonu po kapitalistów do więzienia

"Układ Zamknięty" został oparty na prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w 2003. Ryszard Bugajski wraz ze scenarzystami „Czarnego Czwartku” Michałem Pruskim oraz Mirosławem Piepką opowiada historię trzech biznesmenów, którzy w wyniku decyzji organów państwa zostają pozbawieni nie tylko majątku, ale również zamieniają się w emocjonalnie zrujnowanych ludzi. Pętle wokół prężnych biznesmenów zaciska demoniczny tercet składający się z prokuratora Andrzeja Kostrzewy, jego ucznia Kamila Słodowskiego oraz naczelnik urzędu skarbowego Miroława Kamińskiego. Pod skrzydłami ministra rządu RP planują oni punktowe uderzenie w przedsiębiorców, i ich ostateczną eliminację jako „elementów antyspołecznych”. To bardzo ważne określenie, które pada z ust prokuratora Kostrzewy. Zostaje ono przeniesione z czasów, gdy w Polsce ścigano zaplute karły reakcji, a syjonistów wysyłano do Syjonu. „Aspołeczne jednostki” zmieniły jedynie twarz. Parafrazując bohatera innego ważnego filmu o początkach „wolnej Polski”, aż chce się rzec, że czasy się zmieniają, ale niektórzy zawsze są w komisjach.

Ryszard Bugajski 31 lat temu zrealizował głośne „Przesłuchanie” opowiadające o kafkowskim procesie kobiety w czasach stalinizmu. Dziś powraca filmem o kafkowskim procesie trojki biznesmenów po upadku komunizmu. Czy można zestawiać ze sobą oba obrazy? Niestety odpowiedź na to pytanie jest boleśnie twierdząca. Możliwe, że Bugajski obsadzając w głównej roli „Układu zamkniętego” Janusza Gajosa, który grał w „Przesłuchaniu” brutalnego ubeka, miał na celu zaznaczenie paraleli między obiema historiami. Gajos w rozmowie ze mną opowiadał, że zarówno podczas realizacji najsłynniejszego filmowego „półkownika” PRL jak i teraz starał się uprawdopodobnić swoją postać. Major UB jak i prokurator Andrzej Kostrzewa, który niczym demiurg reżyseruje powolne morderstwo odnoszących sukcesy młodych kapitalistów są jednak tylko trybikami w wielkiej maszynie bezprawia. Obaj są cynicznymi, zdemoralizowanymi i złymi ludźmi, którzy nie mają żadnych oporów by uderzyć w przeciwnika. Obaj korzystają jednak z istniejącego prawa, umożliwiającego zniszczenie każdego obywatela. „Znajdź mi człowieka, a ja znajdę na niego paragraf”- mówi stare bolszewickie przysłowie. Mogłoby ono być podtytułem „Układu zamkniętego”. Dla Kostrzewy trójka biznesmenów, którzy zadziwili Europę swoją technologią produkcyjną, nie tylko są zagrożeniem dla wydumanego przez niego ładu społecznego, ale również przypominają mu o jego własnej niechlubnej przeszłości. Gajos w rozmowie z nami mówił, że starał się zrozumieć motywację Kostrzewy, które miały swoje źródło, gdy ten był na studiach, by odszukać punkt jego przejścia na złą stronę. Był to pamiętny marzec 1968 roku, gdy na polskich uczelniach za pomocą antysemickich haseł prowadzono potrzebne komunistom czystki. Dla prokuratora w III RP taki trup w szafie zawsze może ożyć. A jak tego trupa może wyjąć syn uznanego człowieka, który przez jego donos został uznany za syjonistę?

Postkolonialne piekło

W Kostrzewie jak i w jego dawnym przyjacielu będącym naczelnikiem Urzędu Skarbowego odbija się cała struktura współczesnej Polski- kraju dzikiego, skorumpowanego i rządzącymi się prawami państwa postkolonialnego. Kilku aktorów „Układu…”, z którymi miałem okazję rozmawiać o ich roli, przekonywało, że film ma uniwersalny wydźwięk i może dotyczyć każdego kraju. Nie do końca się zgadzam z tym poglądem. Świat przedstawiony w filmie Bugajskiego nie jest światem cywilizowanym. Nie obowiązują w nim standardy demokratycznych krajów Europy zachodniej ani państw Anglosaskich. Oczywiście decyzje czarnych antybohaterów filmu są podszyte zwykłą ludzką zawiścią i czystym złem, które towarzyszy całej ludzkości od pierwszego kuszenia. Zawiść, zazdrość i korzystanie z przywilejów władzy pojawiają się na każdej szerokości geograficznej. W „Układzie zamkniętym” są one jednak wpisane w kontekst społeczno-polityczny III RP. „To, że 20 lat temu zmienił nam się system, nie oznacza, że zmieniliśmy się wszyscy.”- mówi Janusz Gajos. Jednak dzisiejszy system wsiąknął nie tylko ustrojowe patologie komunizmu, ale również oparł się na skarlałych moralnie jego funkcjonariuszach. Powracający po dłuższej przerwie do kina Kazimierz Kaczor, wcielający się w naczelnika urzędu skarbowego w doskonały sposób uchwycił charakter ludzi z awansu społecznego, którzy dzięki komunie stali się „elitą”. Kamiński nie jest diabolicznym Kostrzewą, który wprost przyznaje, że prawo dżungli jest jego opoką, a swoje ludzkie ofiary porównuje do trofeów z polowań wiszących w jego domu. Naczelnik ma w sobie resztki wyrzutów sumienia za czyny jakie popełnia. Są to jednak wymuszone wyrzuty sumienia i pojawiają się dopiero w chwili porażki. Zakompleksiony Kamiński nie potępia w pewnym momencie czynów swojego kolegi z uwagi na ich niegodziwość. Robi to wyłącznie ze względów personalnych i ambicjonalnych. W świecie byłych studentów koniunkturalistów, którzy dokonywali nagonki na swoich profesorów nie ma czegoś takiego jak kodeks honorowy czy moralny. A to ma wpływ na kształt naszego kraju.

Zło w czystej postaci

Wiele osób ma przeświadczenie, że problem przesiąkniętych PRL-em ludzi w strukturach państwowych jest drugorzędny, bowiem oni w końcu powymierają. Niestety budowniczy totalitarnego PRL wychowują w III RP godnych siebie następców. Ba, ich wychowankowie są jeszcze bardziej cyniczni, i jeszcze mocniej zepsuci od nich samych. Niewielu z nich doznaje olśnienia jak Kevin Lomax odrzucający świat swojego ojca Szatana w „Adwokacie diabła”. Polska rzeczywistość w wielu obszarach życia publicznego dowodzi, że sukcesja zbydlęcenia moralnego nie jest marginesem. Przykładem tego w filmie Bugajskiego jest młody prokurator Kamil Słodowski. Grany przez debiutującego na wielkim ekranie Wojciecha Żołądkowicza młody prokurator, który niczym mafijny cyngiel dostaje zlecenie od bossa, jest najbardziej mroczną postacią filmu Bugajskiego. Nie widać w nim moralnych oporów wobec brutalnej akcji, jaką szykują przeciwko polskim biznesmenom jego przełożeni. Jeżeli pojawia się w nim sprzeciw, to nie dotyczy on metod ani celu ataku, ale jego prawnego opakowanie. Dla Słodowskiego ważne jest bowiem by można było zatopić znienawidzonych kapitalistów w majestacie polskiego prawa. To sprawia, doskonale zgranemu przez Żołądkowicza, prokuratorowi niemal perwersyjną przyjemność. On się wręcz upaja krzywdą swoich ofiar. Przy tym nawet nie dostrzega, że wykonanie zadania nie różni się niczym od metod ubeckich. A może to dostrzega? Przesłuchanie biznesmenów Marka Stawskiego ( najlepsza w karierze rola Przemysława Sadowskiego) i Piotra Maja ( dramatyczna i porażająca kreacja Roberta Olecha) przypomina metody późnego PRL-u, gdzie nie katowano już fizycznie opozycjonistów, ale doprowadzano ich do psychicznego załamania. Słodowski wydaje się być jeszcze bardziej bezwzględny ( zresztą wprawia w końcu w zdumienie samego Kostrzewę) niż umoczeni w PRL-owskie donosicielstwo przełożeni. Czy jest to zło większe, bowiem dotyczy osoby funkcjonującej w „wolnym kraju”? Czy możliwość nie babrania się w komunistycznym łajnie powoduje, że wina po przejściu na stronę zła jest większa? W jednej ze scen zdruzgotany biznesmen, którego żona poroniła podczas aresztowania krzyczy do prokuratora, że ten zabił mu dziecko. Jako pożeracz filmów spodziewałem się sceny, w której zobaczymy choć przez sekundę ludzką twarz Słodowskiego zszokowanego informacją o tragedii aresztowanego. „Niech Pan mnie nie bierze na litość Panie Stawski”- mówi z zimnym spojrzeniem młody prokurator. Zło w czystej postaci.

Oni wciąż mogą jutro przyjść po nas

Ryszard Bugajski pokazując w taki sposób antybohaterów „Układu…” stąpał po cienkim lodzie. Mógł bowiem niechcący otrzeć się o kicz i komiksowość postaci. Możliwe, że wielu reżyserów wpadłoby w takie sidła. Nie można jednak zapominać, że Bugajski w porażający sposób opowiedział o złu w „Generale Nilu” czy „Śmierci Rotmistrza Pileckiego”, i nawet z postaci czerwonych oprawców potrafił wydobyć drugie dno. To samo widzimy w „Układzie zamkniętym”. Słodowskiego nie poznajemy poza prokuraturą, i nie wiemy jaką ma twarz w życiu prywatnym. Możemy natomiast się przyjrzeć Kostrzewie i jego rodzinie. Czy prokurator w domu jak wielu oprawców, którzy „wykonują tylko rozkazy” jest kochającym mężem i ojcem? A może również w życiu prywatnym zachowuje się jak tyran? Scenarzyści nie idą żadnym z tych prostych fabularnych rozwiązań. O ile widać miłość Kostrzewy do wnuczki czy zwierząt ( to akurat przypadłość niemal każdego drania), o tyle w relacjach z własną córką, autorytaryzm bawiącego się w Boga prokuratora przejawia się z całą mocą.

Czy jednak to uczucie do dzieci rzutuje na jego życie zawodowe? Twórcy filmu niewiele zmieniają losy filmowych bohaterów. W dwóch przypadkach nieprawna akcja organów państwa spowodowała tragedię dzieci biznesmenów- jedno z nich po zobaczeniu o 6 rano zamaskowanych szturmowców rzucających na podłogę jego rodzinę przestało mówić. Inne będąc w prenatalnej fazie rozwoju umarło. Jego matka zaś ( epizodyczna, ale niezwykle ruszająca rola Moniki Kwiatkowskiej) straciła przez poronienie możliwość ponownego zajścia w ciążę. Kostrzewa musiał być świadom jakie były konsekwencje decyzji o potraktowaniu biznesmenów jak przywódców Pruszkowa. Czy pamiętał o tym, gdy przez awanturę domową jego córka zaczęła przedwcześnie rodzić mu wnuka? Czy może jednak rodziny znienawidzonych biznesmenów były dla niego jedynie „słabszymi zwierzętami”, które trzeba odstrzelić?

To nie tylko film o III RP

„Układ zamknięty” pozwala nam nie tylko przyjrzeć się współczesnej Polsce, ale pomaga też dostrzec dramaty jakich doświadczają zaszczuci przez skorumpowane media i organa ścigania niewinni ludzie. Twórcy pokazują różne postawy prześladowanych przez system Polaków. Jedna z żon jak lwica walczy o męża ( Beata Ścibakówna) i z pomocą dziennikarza wydaje wojnę „układowi”. Inna załamuje się i ukrywa we własnym łóżku. Jak my byśmy się zachowali? Chyba nikt nie chce tego sprawdzać. Przed premierą filmu rozmawiałem z jednym z poszkodowanych przedsiębiorców z Krakowa, który był inspiracją dla twórców „Układu…” Uderzyło mnie w tym człowieku jego wycofanie i dystans. Ten wizerunek był totalnym przeciwieństwem pewnego siebie przedsiębiorcy, który buduje jedną z najprężniejszych fabryk w kraju. Nie zapominajmy, że takich połamanych przez polskie organa ścigania przedsiębiorców są w naszym kraju setki.

„Układ zamknięty” jeszcze przed premierą został nagrodzony Wektorem Nadziei przez Pracodawców Rzeczpospolitej Polskiej. Film jest objęty też patronatem Business Center Club. Jest to film sfinansowany przez samych przedsiębiorców i Kasę Stefczyka, która pomogła obraz skończyć, po tym jak Państwowy Instytut Sztuki Filmowej czterokrotnie odrzucił prośbę twórców o wsparcie finansowe. Z jakich przyczyn? Tego możemy się tylko domyślać. Tak samo jak możemy się domyślać dlaczego twórcy filmu mieli kontrolę skarbową podczas jego realizacji. Zapewne to też był tylko przypadek a la III RP. Tak jak przypadkiem był awans jaki spotkał prokuratora i jego pomocnika, którzy posłużyli jako pierwowzory postaci odgrywanych przez Janusza Gajosa i Wojciecha Żołądkowicza. Awans obaj dostali mimo tego, iż zniszczeni przez nich przedsiębiorcy okazali się bezpodstawnie oskarżeni o działanie w grupie przestępczej. Nie zapominajmy więc, że oni wciąż mogą jutro przyjść po nas.

Łukasz Adamski

Zapraszamy na portal wNas.pl, gdzie można przeczytać NASZE wywiady z twórcami filmu:

Kostrzewa jak ubek z Przesłuchania? NASZ WYWIAD z JANUSZEM GAJOSEM

ŻOŁĄDKOWICZ o roli bezwzględnego prokuratora w UKŁADZIE ZAMKNIĘTYM. WYWIAD

KWIATKOWSKA o UKŁADZIE ZAMKNIĘTYM: To jest film o zmielonych przez system

PRODUCENT UKŁADU ZAMKNIĘTEGO: Na szczęście nikt nas nie aresztował. NASZ WYWIAD

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.