"Wyznaję dziś przed Wami ten popełniony przeze mnie przed laty błąd, tak jak wyznałem go już wcześniej Ojcu Świętemu"

Marzena Nykiel napisała wczoraj tekst uderzający w tych, którzy zarzucali abp. Stanisławowi Wielgusowi współpracę z SB. W tekście mojej redakcyjnej koleżanki padło wiele gorzkich słów, do których ma ona oczywiście prawo. Chciałbym jednak przypomnieć kilka faktów związanych ze "sprawą Wielgusa".

 

"Samym faktem tego uwikłania skrzywdziłem Kościół. Skrzywdziłem go ponownie, kiedy w ostatnich dniach w obliczu rozgorączkowanej kampanii medialnej zaprzeczyłem faktom tej współpracy" –

napisał w 2006 roku abp i dodał:

"powodowany pragnieniem odbycia ważnych dla jego specjalności naukowej studiów, wszedł w te uwikłania bez należytej roztropności, odwagi oraz zdecydowania do ich zerwania".

"Jeśli mnie przyjmiecie, o co ze skruszonym sercem Was proszę, będę bratem wśród Was, który chce jednoczyć, a nie dzielić, modlić się i jednać ludzi w Kościele, Kościele świętych i grzeszników, który my wszyscy stanowimy" –

zwracał się abp do wiernych.

Abp. Wielgus przyznał, że przed wyjazdem do Monachium w 1978 r. funkcjonariusz wywiadu "wrzaskiem i groźbami" skłonił go do podpisania deklaracji współpracy z wywiadem. Zaprzeczył zarazem, by podpisał deklaracje współpracy z SB. Stwierdził, że nigdy nie wyrządził nikomu żadnej krzywdy.

"Nie chcę się usprawiedliwiać. Wiem, że nie powinienem utrzymywać żadnych relacji ze służbami PRL. Żałuję tego bardzo, że w ogóle podjąłem wyjazdy zagraniczne, które te kontakty spowodowały. Wydawało mi się jednak wówczas, że moim obowiązkiem jest prowadzenie wartościowych badań naukowych i kształcenie się dla dobra Kościoła" –

stwierdza w oświadczeniu hierarcha.

Kościelna Komisja Historyczna po zbadaniu akt Wielgusa z IPN uznała, że istnieją liczne, istotne dokumenty potwierdzające gotowość świadomej i tajnej współpracy ks. Wielgusa z organami bezpieczeństwa PRL oraz to, że została ona podjęta. Przypomniała, że współpraca z SB była zakazana przez Episkopat.

"Jeśli chodzi o współpracę z wywiadem PRL, analiza dokumentów nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, że ks. Stanisław Wielgus wyrządził komukolwiek szkodę"

- napisała komisja. Nie zapominajmy jednak, że argument o „nie wyrządzaniu szkody” nie wytrzymuje krytyki. Warto przeczytać słynną pracę ks. Tadeusza Isakowicza- Zaleskiego by dowiedzieć się, że bezpieka wykorzystywała nawet informacje o jakości żyletek do golenia, które używał Jan Paweł II. Dla agenta przekazanie takiej wiedzy mogło być nieistotna. Dla komunistów taka wiedza była bardzo ważna. Potwierdzają to inny wybitni badacze historii PRL-u. Jednak jest to ułamek problemu ze sprawą hierarchy. Nie zamierzam analizować dokumentów z teczki abp Wielgusa. Od tego są historycy. Pragnę zwrócić uwagę na coś innego.

Sprawa Abp Wielgusa była niezwykle bolesna dla całego Kościoła w Polsce. W walkę o prawdę zaangażowało się wiele środowisk na co dzień sobie dalekich od niechętnego lustracji „Tygodnika Powszechnego” aż po ludzi „Frondy”. Taka sytuacja miała miejsce pierwszy raz w zakłamanej III RP, która została zbudowana na antywartościach. Po bolesnej dla nas wszystkich sprawie, wielu dziennikarzy ( ja również) postanowiło zaangażować się w trudny problem lustracji naszego ukochanego Kościoła, który sam nie potrafił zmierzyć się ze swoją przeszłością. Nie odmawiam prawa do wątpliwości w sprawie abp. Wielgusa jakie wyraziła w swoim tekście moja redakcyjna koleżanka Marzena Nykiel. Jednak pisanie, że ks. abp Wielgus „zarażał nas miłością do prawdy” jest głęboką przesadą i rani wiele osób, które postawiły własny autorytet by bronić prawdy. Pragnę przypomnieć, że abp. Wielgus „bronił” jej w kuriozalny sposób nawet na łamach „Gazety Wyborczej”. Było to ponure podsumowanie problemu z przeszłością hierarchy, który sięgnął nawet po takie instrumenty jak sojusz ze środowiskiem, które ma wiadome „sukcesy w rozliczaniu przeszłości”. Marzena Nykiel zauważa w swoim tekście, że:

„Sytuacja, w której zdecydowana większość mediów – od skrajnie lewicowych po prawicowe – mówi jednym głosem, linczując publicznie katolickiego biskupa, była dla mnie wyjątkowo trudna”.

Dla mnie trudniejszy był sojusz takiego zasłużonego w walce o prawdę medium jak „Radio Maryja” z „Gazetą Wyborczą”, które razem torpedowały w tamtych ciężkich dniach lustrację. Do dziś trudno zapomnieć o tym szokującym wydarzeniu. Nie przeczę, że abp. Wielgus jest wielkim intelektualistą i jego obecność w dyskursie publicznym byłaby wielką wartością dla dzisiejszych sporów z lewicą. Marzenia Nykiel ma prawo do przypominania o znakomitych dziełach duchownego. Rozumiem osobiste uczucia mojej koleżanki. Ja również bardzo lubiłem i podziwiałem dziekana wydziału teologii UWM, który był recenzentem mojej pracy magisterskiej. Jednak nie przeszkodziło mi to zaangażować się w lustrację tego człowieka, która (dwa wyroki sądowe) pokazała, że on również ( zaprzeczał podobnie jak abp. Wielgus) był tajnym współpracownikiem SB. Abp. Wielgus przyznał się do współpracy z bezpieką, wcześniej klucząc i mijając się z prawdą. Zrezygnował dopiero po interwencji Watykanu ( który jest bardzo, bardzo rozważny w takich sprawach) i bardzo mądrej postawie ówczesnych polityków na czele z prezydentem Polski śp. Lechem Kaczyńskim. Nie można przejść obok tego obojętnie. Przypominam jak się zakończyła sprawa abp. Wielgusa. „Roma locuta, causa finta”. Mnie jako katolikowi to wystarczy do zamknięcia tego bolesnego epizodu w życiu naszego Kościoła.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.