Kłótnie Millera z Palikotem są nieistotne. Czerwony duch Gramsciego i tak wpływa na mainstream rządzący Polską

Coraz wyraźniejsza kłótnia między Januszem Palikotem a Leszkiem Millerem jest dobrą wiadomością dla naszej demokracji. Niestety groźny „marsz przez instytucje” jest wciąż w Polsce realny i Aleksander Kwaśniewski nie do końca żyje złudzeniami o zjednoczonej lewicy. Nie można zapominać, że lewicowe hasła podchwytuje bezideowa grupa rządząca Polską i mogą one przez to zagościć w umysłach Polaków na dłużej.

Aleksander Kwaśniewski od dawna marzy o wielkiej, zjednoczonej lewicy bez betonu SLD. Trudno się więc dziwić, że z nadzieją spogląda wciąż na Ruch Palikota, który wydawał się ruchem „mesjasza” a okazał się być błazeńską zbieraniną cyników, którzy dla poklasku są gotowi sprowadzić dyskurs publiczny do poziomu argumentacji pijanego wujka komucha u cioci na imieninach. Kwaśniewski wydaje się jednak liczyć na to, że głęboki sojusz między SLD i Ruchem Palikota ucywilizuje tę drugą partię zaś pierwszej da zapał i „odnowę w lewicowym duchu nieświętym”. Niestety (dla niego) ponad możliwym sojuszem zwyciężyły cechy charakteru obu liderów i ich ambicja. Janusz Palikot postanowił uderzyć w Millera (i przy okazji w polską rację stanu) domagając się dla niego kary za więzienia CIA w Polsce, czym dowiódł, że jest skrajnym cynikiem. Gdyby bowiem chodziło mu o prawa człowieka, to domagałby się Trybunału Stanu również dla byłego prezydenta. Natomiast Miller w swoim stylu postanowił bawić się w językową szermierkę wyzywając posłów Palikota od „naćpanej hołoty”. Możliwy sojusz skończył się więc pyskówką i podkupywaniem sobie polityków i działaczy partyjnych. Dziś Kwaśniewski musi pluć sobie w brodę, że pomógł w powrocie do polityki staremu wyjadaczowi Millerowi, który wciąż marzy o „żelaznym kanclerstwie” i nie jest skłonny do ścisłych porozumień.

Brak jedności partyjnej lewicy w Polsce nie oznacza jednak upadku jej ducha. Absurdalne są narzekania lewicowych publicystów, że lewica w Europie leży dziś na deskach. Patrząc na reformy, jakich dokonują europejscy „konserwatyści” trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w Unii rządzi lewica w szatach chadecji. Najlepszym tego przykładem są Torysi w Wielkiej Brytanii, którzy wspierają prawo do homomałżeństw i nie sprzeciwiają się prawu do aborcji. W Hiszpanii większość praw dla gejów uchwaliła „prawica”, która dała podkładkę pod reformy zapaterystów. To samo dotyczy „konserwatystów” z krajów skandynawskich czy, pożal się Boże, prawicy z Holandii, która zaczyna przypominać coraz mocniej narodową odmianę socjalizmu. Niestety postulaty dzieci pokolenia '68 o dorwaniu burżuazji przez jej dzieci i opanowaniu umysłów i mentalności zostały zrealizowane.

Dokładnie to samo robi przecież „Krytyka Polityczna”, która jest ekspansywna w życiu kulturalnym i tym opanowuje młode umysły. Naprawdę tylko wyjątkowo naiwna osoba może mówić, że marksizm kulturowy nie odnosi dziś sukcesów. Nie wszystkim to jednak wystarcza. Dziś Marek Beylin w znamiennym tekście w „Gazecie Wyborczej” ubolewa nad upadkiem lewicy, pisząc że socjaliści muszą się wziąć w garść bo demokracja byłaby pogrzebana gdyby nie europejskie państwo opiekuńcze. Przykład najbardziej demokratycznego i kapitalistycznego państwa na ziemi czyli Stanów Zjednoczonych pokazuje, że ta teza jest zupełnie kuriozalna. Prawdą jest jednak to, że niezaprzeczalny fakt, iż kapitalizm jest efektywniejszy niż socjalizm spowodował, że lewica przedefiniowała się w pewnym stopniu. Dlatego dziś na marszach pierwszomajowych coraz częściej można spotkać hasła w obronie mniejszości seksualnych czy „praw kobiet” niż walkę o biednych. Dlatego na marsze oburzonych w Warszawie przychodzili młodzi ludzie w jeansach Tommego Hilfingera i kubkiem Starbucksa w ręku zaś Ryszard Kalisz podjeżdżał swoją wypasioną furą.

I w tym lewica niestety jest coraz lepsza. Przekucie dusz odniosło swój skutek na tyle mocno, że nawet jeżeli SLD wygra wojnę na lewicy (o czym marzą niektóre środowiska prawicowe) to i tak poprzez sukces Palikota postulaty postkomunistów na zawsze się zmienią. Kto bowiem odpuści elektorat, który wybrał Biedronia, Grodzką i Nowicką do Sejmu?

Sukces Palikota pokazał, że mrzonki o robotniczej lewicy należą do przeszłości. Po erze Tonego Blaira, który ukłuł swoją wersją lewicowości takich polityków jak Kwaśniewski, Ikonowicz jako minister pracy jest raczej niemożliwy. Niestety to nie oddala nas od groźby lewicowej Polski, w której coraz wyraźniej widać realizację wizji komunisty Antonio Gramsciego, który uważał (słusznie) , że robotnicy nie mogli rozpoznać swojego prawdziwego interesu klasowego, ponieważ ich dusze przesiąknięte były ideami chrześcijaństwa. Dlatego planem zarówno włoskiego filozofa jak i całej Szkoły Frankfurckiej było przejmowanie szkół, gazet, sztuki i uniwersytetów by przekształcić kulturę. Nowożytne areopagi miały ukształtować nowego, wolnego od chrześcijaństwa człowieka. Inni przedstawiciele pokolenie 68 i jego kreatorzy zwracali uwagę, że należy również uderzyć w rodzinę. Taki pomysł miał ( realizowany dziś niemal w każdym kraju europejskim) węgierski filozof komunistyczny György Lukacs, który postulował wprowadzenie do szkół edukacji seksualnej, gdzie nauczałoby, że monogamia nie jest niczym wartościowym. O to właśnie chodzi w rewolucji seksualnej, która jest dziś na ustach wszystkich liberalnych publicystów w Polsce. Jednym z głównych haseł Szkoły Frankfurckiej była tzw. teoria krytyczna czyli teoria mówiąca, że kultura zachodnia odpowiedzialna jest za pojawienie się takich zjawiska jak imperializm, rasizm, nazizm, faszyzm, antysemityzm, seksizm, ksenofobia czy homofobii.  Oczywiście winne jest chrześcijaństwo. Czyż dziś nie czytamy tych bredni w mainstreamowej polskiej prasie? Nawet jeżeli narracja Palikota jest prymitywna i żeruje na najniższych ludzkich instynktach to niestety oswaja Polaków z kontrkulturowymi hasłami. Na razie mają one formę kabaretu dla motłochu jednak przygotowują grunt pod bardziej wyrafinowaną formę „pierekowki dusz”. Niestety nawet barbarzyńska odmiana idei Herberta Marcuse’a wpływają na rzeczywistość.

Czy prace ekipy rządzącej nad ustawą o in-vitro, legalizacją związków partnerskich bądź bombardowanie takich ludzi jak Gowin za nieśmiałe próby dystansowania się od lewackiej rewolucji, nie jest dowodem na to, że duch Gramsciego, Lukacsa czy amerykańskich architektów kontrkultury unosi się nad polską polityką? Nawet jeżeli wynika to z bezideowości rządzących i płynięciem „z głównym europejskim prądem” to czy nie jest to dowód, że elity nieświadomie mówią językiem lewicy, o czym marzył Gramsci? Kwaśniewski nie musi już więc próbować pogodzić Millera z Palikotem. Wystarczy, że razem z zaprzyjaźnionymi elitami będzie dążył do przesuwania PO na lewo. Wówczas Beylin i jemu podobni „architekci” nowego człowieka będą szczęśliwi. Niestety wyprana z wszelkiej ideowości ekipa Tuska jest najlepszym narzędziem do postępującej laicyzacji w duchu kapłanów „nowego wspaniałego świata”.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych