Wybór nowego Papieża niektórym obserwatorom przyniósł krew, pot i łzy. TVN24 pyta: „Czy Papież stanie po stronie wykluczonych ze wspólnoty Kościoła?"

fot. EPA/PAP
fot. EPA/PAP

Fantastyczny wybór nowego Papieża niektórym obserwatorom spraw Kościoła przyniósł krew, pot i łzy. Krew uderzyła do głowy dziennikarzom mediów ostro lub umiarkowanie antykatolickich, gdy okazało się, że trzeba będzie relacjonować coś tak tajemniczego, a jednocześnie głęboko im obcego, jak konklawe wybierające Ojca Świętego.

Pot ociekał z czół wydawców, by nie przesadzić i nie stworzyć nagle wrażenia, że tam w Watykanie dzieją się sprawy naprawdę ważne dla przyszłości i kształtu naszego świata. Bo, jakże to – Kościół, wierni, duchowni mieliby mieć autentyczny wpływ na nasze „tu i teraz”, a nawet „tu, ale potem”?

Wreszcie łzy - wzruszenia, że Duch Święty pozwolił wybrać człowieka tak skromnego i mądrego, ale i – śmiechu, gdy nie sprawdziły się prognozy bezpartyjnych fachowców od Kościoła, gwiazd katolickiego dziennikarstwa w antykatolickich mediach, i prezenterek oszalałych z niepojętej chyba także dla nich ekscytacji, że oto dym z komina, że dzieje się coś ważnego, bo to musi być coś ważnego, skoro tyle telewizji, tyle gazet, tylu ekspertów...

Jak się w tym odnaleźć, skoro się wspominało o wierze katolickiej tylko wtedy, gdy Lis dał księdza z dzieckiem na okładkę? Gdy się na każdym kroku dowala „czarnym”, że siedlisko zła i pedofilii, Sodoma i Gomora? A tu nagle tak podniosła atmosfera, że aż głupio w kółko gadać o kardynalskim jadłospisie i bałaganie w rzymskiej kurii. Ratunku, niech to się już skończy!

 

I o to nagle jest – Habemus Papam, kardynał Bergoglio. Cisza. Cisza w TVN24. Cisza w TVP Info. Popłoch, zaskoczenie, szok. Nie jestem watykanistą, ale wydaje mi się to co najmniej dziwne, że nikt z szacownych ekspertów „nie obstawiał” w swoich typach kardynała, który podczas ostatniego konklawe, osiem lat temu, zajął w głosowaniu kardynałów nieoficjalnie drugie miejsce, po Josephie Ratzingerze. Skąd pomysł, że kardynał z Buenos Aires stracił swe przymioty? Zbyt łatwo przykładamy do spraw Kościoła miary rzeczywistości Facebookowej, szybkiej, nieskomplikowanej i powierzchownej jak upatrywanie w nowym Papieżu Franciszku wzoru cnót z tego tylko powodu, że jeździł komunikacją miejską, a nie limuzyną. Przyjemnie się tego słucha, ale, na litość boską, na kilometr pachnie to płycizną portali plotkarskich.

A czym grożą owe płycizny? Ano uczynieniem z Papieża Franciszka dobrego wujka, który ma się uśmiechać, epatować skromnością, ale przede wszystkim – gruntownie przebudować Kościół we wspólnotę pod hasłem „Wszyscy wszystko ze wszystkimi”. Następnym krokiem powinno być zapewne wyzwolenie się z więzów chrześcijańskiej tradycji, wyrzeczenie się starego Boga i zastąpienie go Wielkim Bratem Unijnym, wybieranym raz na 25 lat przez europosłów strefy euro. Przesadzam? Tylko troszkę.

„Czy Papież stanie po stronie wykluczonych ze wspólnoty Kościoła”?

– pyta pani prezenterka z TVN24 swojego gościa, który na jej szczęście udaje, że nie słyszał tego niezwykłego w swej absurdalności pytania. Kogo ma na myśli pytająca? I czy oczekuje, że Ojciec Święty opowie się po stronie niewierzących?

W tej samej stacji Jacek Pałasiński szukał w Watykanie kardynalskich koterii, próbując za wszelką cenę „uczłowieczyć” kardynałów, by zaraz potem podśmiechiwać się z ich „uczłowieczania”. „W Watykanie nie ma żartów, jak obiad ma być o 13, to musi być o 13, także o 13 nastąpi przerwa w konklawe i kardynałowie udadzą się na obiad” – opowiadał. Ale przecież gdzie mu tam do najwybitniejszych ekspertów w dziedzinie wielkiej reformy Kościoła.

„Cieszę się, że światło katolicyzmu przesunie się na inny ląd - mówiła Magdalena Środa. - Być może dzięki temu w Polsce zaczną się dokonywać przyśpieszone procesy laicyzacji. Papież z Argentyny to postać odległa”.

Ależ blask bije z tej profesorskiej wypowiedzi, prawda? Z drugiej strony – co ma mówić Środa, kiedy szlag już ją trafia, że się tyle mówi o Kościele, zamiast o Paradzie Równości Opowiadania Głupot. Drugi ekspert salonu – ks. Sowa wędruje śladami swoich arcyświeckich, postępowych kolegów i koleżanek, więc nie zaprząta sobie głowy duchowymi aspektami takiego, a nie innego wyboru Papieża. Podobnie jak red. Pałasińskiego interesuje go przede wszystkim, kto z kim, za ile i do kiedy. „Podzielam opinię pani profesor. Wielkiej rewolucji nie będzie – mówił ks. Sowa uduchowionej jak nigdy przedtem Monice Olejnik. – Ale Bergoglio może doprowadzić do ciekawych zmian personalnych w kurii rzymskiej”.

Że ojca Rydzyka różne barany nazywają „Tadeuszem Rydzykiem”, to widziałem wielokrotnie. Ale żeby ksiądz nie potrafił powiedzieć „Ojciec Święty”, „Papież”, „Papież Franciszek”, tylko walił po prostu po nazwisku – „Bergoglio”? To już nie cud, to cudak.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych