Premier to wielki językoznawca. Ale paranoja pozostaje goła

Teatr Donalda Tuska traci widownię z każdym miesiącem
Teatr Donalda Tuska traci widownię z każdym miesiącem

 

Niesamowite są zabawy słowem w wykonaniu premiera Tuska. Jeśli mu się nie powiedzie ucieczka do przodu w stronę Brukseli, a może i jeszcze głębiej w Europę, powinien spróbować sił w scrabble, moim zdaniem – mistrzostwo kraju ma w kieszeni już za kilka lat. Ale na razie premier musi nam wystarczyć jako Wielki Językoznawca w polityce. Uwaga, proszę wstać, prezes Rady Ministrów mówi:

„Latem należy spodziewać się dużej zmiany w rządzie”.

I jak po ostatniej zapowiedzi „rekonstrukcji rządu”, po której twórca reformy służb specjalnych, minister Jacek Cichocki został od służb tych odsunięty możliwie daleko, a facet, który odpowiadał za organizację wyjazdu śp. Lecha Kaczyńskiego do Katynia, otrzymuje premię w postaci ciepłej posadki ambasadora w jeszcze cieplejszej Hiszpanii, tak i teraz zaczną się zbiorowe dywagacje nad słowami premiera. Uwaga, „Latem należy spodziewać się dużej zmiany w rządzie”. I cóż to może oznaczać? Spodziewać się „należy”, ale czy „warto”? Czy „należy”, bo premier tak każe, czy „należy” w sensie „trzeba”, a może chodzi o to, że już zawsze latem można się spodziewać zmian w rządzie? W głowie się kręci od palących pytań. A przecież są i poważniejsze. Którym latem? Najbliższym? Za pięć lat? Co oznacza „duża zmiana”? „Wielka” czy „ogromna”? W ilu resortach? Czy dymisja premiera także może być nazwana „dużą zmianą”, czy to już raczej „megagigantyczna rewolucja”? „Rewolucja” czy „rekonstrukcja”? I wreszcie najważniejsze – w jakim „rządzie”? Polskim, rosyjskim, niemieckim czy południowoafrykańskim? Oj, będzie się, czym zajmować do wakacji.

 

To ostatnie zdanie to oczywiście żart. Nikt się tym nie będzie zajmował, co może oznaczać, że premier już nie tylko traci chroniący go medialny „teflon”, ale i przypala mu się ziemia pod nogami. Media niezależne wiedzą, że szkoda czasu na analizę pięknych obietnic bez pokrycia, a media zależne mają inne obowiązki.

Ot, choćby już wczoraj Justyna Pochanke w rozmowie z Włodzimierzem Cimoszewiczem usprawiedliwiała dzisiejsze decyzje premiera.

„No przecież, jak premier wymieni pół rządu, to ja już słyszę opozycję, która mówi: No tak, pół tego rządu do niczego się nie nadaje” – oburzała się redaktor Pochanke na wszelki wypadek.

Gdy Cimoszewicz, wyjątkowo niesurowy krytyk tego rządu, nieśmiało wspomniał, że Michał Boni „jest wybitnym ministrem, chociaż miał więcej planów niż udało mu się zrealizować”, Justyna Pochanke natychmiast wygładziła fałdkę, mówiąc: „No, ale też dostaje zadania ponad swoje siły, i, ech, mam wrażenie – ze wszystkich dziedzin życia”. Cimoszewicz się zgodził, wszak zgoda buduje. Także przekaz.

Co tam jednak red. Pochanke, skoro większa siła prorządowej perswazji często tkwi w zapraszanych do studia gościach. Oto Waldemar Kuczyński dostał wczoraj w TVN24 pytanie o polską suwerenność w kontekście paktu fiskalnego, który suwerenność tę jawnie ogranicza. I co odpowiedział? „PiS-owi potrzebna jest władza do realizowania paranoi smoleńskiej!”. Jaki to ma związek z paktem fiskalnym? A jaki związek z neutralną politycznie opinią ma Waldemar Kuczyński, herbu „Siwy Dym”? I ostatnie pytanie: czy łączenie tematu tragedii smoleńskiej z każdą kwestią polityczną nie jest przypadkiem pierwszą oznaką autentycznej paranoi?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.