Krzysztof Czabański: Wirówka zagłady. "Rządzący Polską proszą Niemcy, żeby wzięły Europę pod swój protektorat"

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

(Artykuł w wersji skróconej opublikowany kilka tygodni temu w tygodniku "Uważam Rze". Publikujemy całość na prośbę Autora.)

Jak wiadomo co najmniej od czasów Szekspira, „w tym szaleństwie jest metoda”. Podobnie szaleństwo,  jakie obserwujemy na polskiej scenie publicznej, politycznej i medialnej, odbywa się nie  bez przyczyny i nie bez celu dalej sięgającego niż tylko pusta zabawa. Jest to  metoda do realizacji zamiarów. W tym wypadku, zamiarów śmiertelnie niebezpiecznych dla państwa polskiego. Przyjrzyjmy się temu bliżej.

Trochę tak, trochę inaczej

Dobroduszny obserwator wydarzeń politycznych w Polsce od czerwca 1989r. mógłby uważać, że mamy dziś do czynienia z prostą kontynuacją polskiej polityki zagranicznej, która po upadku komunizmu i ZSRR polegała, z istotnymi wyjątkami wprawdzie, ale jednak,  na ścisłym – trochę nieraz „za wszelką cenę” – wiązaniu się z Zachodem dotychczasowych stronników Moskwy.

Było to  widoczne już wówczas, gdy Polska została  zaproszona  do NATO  w lipcu 1997 roku, bo przecież to postkomuniści zawarli wówczas  przyjaźń  z Amerykanami. Wyraziło się  to m.in.zabiegami Leszka  Millera o przyjazd Kuklińskiego do ojczyzny, a przede wszystkim,  zawiązaniem sojuszu służb specjalnych obu państw, także nie zreformowanej i nie zlustrowanej WSI. Doszło najpewniej do odwrócenia i przejęcie przez Amerykanów wielu struktur agenturalnych; znawcy tematu twierdzą, że w istocie tylko służb cywilnych, czyli z wyłączeniem wspomnianych WSI, które wprawdzie „przyjęły do wiadomości”, że współdziałanie z Amerykanami jest niezbędne i warunkiem ich przetrwania, ale przecież nie może oznaczać  odwrócenia się od Rosjan.   Na ile trwale, czy  skutecznie w ogóle  „odwrócono” cywilną   agenturę,   też jednak trudno powiedzieć. Pytania o rolę służb specjalnych w III RP i zagraniczne ośrodki kierownicze tych służb, to są dobre elementarne pytania, na które nie ma jednak do dziś odpowiedzi.

Generalnie rzecz biorąc,  rządzący od jesieni 1997r. politycy AWS nie mieli nic do powiedzenia w sprawie działań Amerykanów, przygotowujących się do przyjęcia Polski do NATO, a sojusz postkomunistów z CIA mogli tylko przyjąć do wiadomości.

Na pozór, jeszcze wyraźniej widać to było w czasie przyjmowania Polski do Unii Europejskiej. Każda próba sformułowania polskich warunków członkostwa w UE napotykała zmasowaną kanonadę polityczno-medialną ze strony krajowych stronników Brukseli (czytaj: Berlina, Paryża lub Moskwy).  Ale niezależnie od tego  i niezależnie od wagi spraw stawianych przez różne grupy polityczne w kraju, a  wymagających poszanowania przez Brukselę, polskie elity polityczne były w pozycji zdecydowanie słabszej. Przeważający był  argument, że właściwie i tak nie mamy innej drogi, jeśli chcemy być krajem rozwijającym się i jeśli chcemy wyjść z postkomunistycznego zapyzienia. Stronnicy  Rosji  zakładali (niektórzy formułowali to wprost, tzw.otwartym tekstem), że Moskwa i tak będzie miała przeważający wpływ na Brukselę i Niemcy i  zachowa swoje dominium w Polsce, jednak w pewnych bardziej cywilizowanych ramach, a przede wszystkim  - będzie szanować prawo własności, co dla uwłaszczonego na majątku państwowym establishmentu miało  zasadnicze znaczenie.

I tak jest  dzisiaj. Rządzący Polską  proszą  Niemcy, żeby wzięły Europę  pod swój protektorat. Świadomie godzą się w ten sposób na przedłużanie dominacji Rosji w Polsce, ale  chcą sobie umościć nieco lepsze warunki, deklarując   służbę Berlinowi, niż gdyby mieli podporządkować  się bezpośrednio Moskwie. O ile zatem, w procesie wchodzenia do NATO chodziło o związanie się z USA i oderwanie od Rosji – czego symbolicznym wyrazem była triumfalna wizyta Ryszarda Kuklińskiego w Polsce w kwietniu 1998r. -  to członkowstwo w UE i opowiadanie się za kolejnymi przekształceniami Unii, nie musi już mieć takiej treści politycznej. Równie dobrze droga przez Brukselę lub Berlin można wpaść pod komendę Putina.

W realizacji takiego właśnie planu rosyjskiego  ważną rolę odgrywają mass media, czyli tzw.media „głównego nurtu”.

Cyrk  celowy

Gdyby ktoś sądził, że polskie media „głównego nurtu” są marne profesjonalnie, stronnicze, a nadto krzykliwe i aroganckie, to nie mijałby się z prawdą. Ale byłby w błędzie, gdyby sądził, że to stanowi o ich słabości. Wręcz przeciwnie, to ich siła, bo dzięki temu realizują zadanie przed nimi postawione: ułatwiają akceptowanie przez Polaków  działań sprzecznych z polską racją stanu. Ba, nie dopuszczają do tego, żeby publicznie roztrząsano na czym  nasza racja polega.

Klasyczną techniką stosowaną  np. przez ikony dziennikarstwa establishmentowego, Monikę Olejnik i Tomasza Lisa,  jest zakrzykiwanie wszystkich osób, które mają inne zdanie niż salonowe – i prezentowanie własnych, salonowych właśnie, przekonań. Nieuważny obserwator mógłby przypuszczać, że Olejnik i Lis cierpią na chorobę zwaną mania grandioso, czyli w swoich programach mają miejsce tylko dla samych siebie, lecz to nie wyjaśniałoby  wszystkiego. Mania manią, jednak właściciele mediów patrzą na efekt końcowy – czyli na to, co dzieje się w głowach odbiorców programów. Zakrzykiwanie argumentów i sprowadzanie wszystkiego – jak przez Olejnik i Lisa -  do poziomu magla służy pozbawieniu debaty publicznej jakiegokolwiek sensu. Największy udział mają w tym prywatne media elektroniczne, ale także media publiczne nie są bez ciężkich grzechów. I nie mam na myśli tylko   prezesa Brauna; to przecież za czasu prezesa TVP rekomendowanego przez PiS narzucono publicystyce i informacji w tej telewizji białoruskie standardy małżeństwa Lisów.

Typowe i wymowne były czystki przeprowadzone w mediach publicznych po objęciu władzy przez Donalda Tuska. Najpierw usunięto kierownictwa tych mediów (przy współpracy z Giertychem ),  przemożny wpływ na media uzyskała LPR i Samoobrona , następnie  chwilowo – SLD z PiS-em, i już na długo, może na bardzo długo  – PO, PSL i SLD. Po usadowieniu nowych kierownictw mediów zlikwidowano programy dziennikarzy niesalonowych. Ale to okazało się niewystarczające. Przestano zapraszać do radia i telewizji dziennikarzy o innych niż salonowe poglądach. Ale to też mało. W  mediach  publicznych nie można już nawet w formie reklamy informować, że na rynku pojawił się produkt dziennikarski, zawierający treści niesalonowe.  Zresztą, jeśli chodzi o reklamę „Gazety Polskiej Codziennie”, bo o niej tu mowa, została ona zarekwirowana także w telewizjach prywatnych. Gdyby ktoś miał jakieś złudzenia, co do „prywatności” TVN i Polsatu, to w tym momencie powinien się ich nieodwołalnie wyzbyć.

Wszystkie te działania służą wykastrowaniu mediów z  jakiejkolwiek samodzielnej myśli. Bardzo przydatne okazało się tu sprzedanie „Rzeczpospolitej” ludziom o poglądach politycznych tożsamych  z omawianą grą na niesuwerenność Polski, czego dowodem komentarz nowego zastępcy redaktora naczelnego gazety, Andrzeja Talagi,  z entuzjazmem popierającego stanowisko min.Sikorskiego. Operacja odmóżdżenia i ubezwłasnowolnienia Polaków , jak zatem widzimy, przebiega pomyślnie!  Także  u części publicystów prawicowych, którzy jeszcze czasem przedrą się do „głównego nurtu”.  Powtarzają oni niczym mantrę  zdanie, że Polska ma opozycję, czyli PiS,  „równie beznadziejną jak władzę”.  Robią to systematycznie – szczególnie uparcie Ziemkiewicz, Warzecha i Janke -  aż zachodzi podejrzenie, iż  stało się to dla nich pustą figurą retoryczną – i zwalnia z konieczności analizowania rzeczywistości. Owszem, PiS ma wiele istotnych słabości (głównie organizacyjnych), ale  „gołym okiem”  widać, że w przeciwieństwie do rządu Tuska partia ta podejmuje   poważne  problemy i stara się wprowadzić je do debaty publicznej. W ostatnich tygodniach odbyły się organizowane przez PiS  konferencje -  nie prasowe, a naukowe i polityczne -  o kryzysie w Unii Europejskiej,  o solidarnym państwie,  o polskiej polityce zagranicznej. A parę miesięcy temu była konferencja „Polska- wielki projekt”.  Nie dostrzeganie tego świadczy, niestety,  o premedytacji, niedbalstwie i lenistwie umysłowym polskich dziennikarzy, także publicystów prawicowych. Żeby było zabawniej, towarzyszą temu nieraz narzekania, że PiS nie umie ze swoim przekazem dotrzeć do mediów.

Absolutyzm  z pomrocznością

Białorusyzacja czy, jak kto woli, PRL-izacja mediów „głównego nurtu” jest bardzo dziś władzy potrzebna. I nie chodzi tu jedynie o chęć pozbycia się przez rząd  jakiejkolwiek kontroli nad własnymi poczynaniami. Oto nadszedł  czas, gdy establishment III RP stanął przed szansą utrwalenia swojego panowania nad Polską raz na  zawsze, i to bez jakichkolwiek ustępstw na rzecz demokratycznych wymogów. Po prawdzie, panowania nie w państwie suwerennym lecz w kolonii, lecz to lepsze dla establishmentu niż co wyborczy niepokój przed tym, co wysypie się z urny. Dlatego minister Sikorski wystąpił ze swoistym „hołdem berlińskim”, deklarując polskie służby w realizacji niemiecko-rosyjskiej  wizji Europy. W Niemczech to tylko jeden z pomysłów na Europę, są też inne koncepcje i plany; dalece nie wszystkim tam podoba się Kreml. Jednak Sikorski postanowił wesprzeć w imieniu Polski  wyłącznie wersję prorosyjską. Wyrafinowanym poczuciem humoru musi cieszyć się minister Sikorski, skoro pojechał  do Berlina  ogłaszać pełne poddanie się Kremlowi!   Nie bez przyczyny  minister Sikorski, gdy był w przeszłości politykiem PiS-u, określił gazociąg jamalski mianem nowego paktu Ribbentrop- Mołotow? Wiedział, jak sądzę, wówczas co mówi, zapamiętał swoją analizę i  wie dziś – przykro to skonstatować -  co robi.

Dla Polski to wszystko jest bardzo groźne. Kryzys w Europie, przy wyraźnie defensywnej polityce amerykańskiej, może zakończyć się dla nas bardzo nieprzyjemnie. Trzeba zatem poszukiwać nowych rozwiązań, ale na pewno nie takich i na pewno nie w taki sposób. Polsce potrzebna jest uczciwa solidna debata na temat naszej racji stanu. Absolutyzm władzy w tej kwestii, wsparty pomrocznością mediów „głównego nurtu” i bardzo ważnych ministrów, tworzy zabójczą dla opinii publicznej mieszankę. W efekcie – nadal większość obywateli popiera rząd, który chce ich pozbawić własnego państwa i  demokracji!

 

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych