Kiedy dwa lata temu startował „Nowy Ekran” od znajomego, który zaangażował się w ten projekt usłyszałem, że „budujemy trzecią siłę”. Dodajmy trzecią siłę polityczną, czyli coś, co miało wskoczyć tuż za plecy PO i PiS. Na czym budowali w sobie przekonanie ci, którzy wierzyli - podobnie jak ów znajomy - że wokół „Nowego Ekranu” uda się zbudować silne środowisko polityczne i jednocześnie opiniotwórcze do dziś nie mam pojęcia.
Z pewnością założyciele „Nowego Ekranu” dobrze wyczuli koniunkturę i w zasadzie wystartowali w najlepszym chyba dla takiego projektu momencie. Tyle tylko, że na luźnej zbieraninie blogerów, publicystów czy pojedynczych ludzi, którzy gdzieś tam funkcjonowali w polityce, ale nie mieli żadnego zaplecza, nie da się zbudować w kilka miesięcy formacji politycznej.
Nawet jeśli stoją za takim projektem jakieś tam pieniądze. Sam wygląd zresztą strony głównej portalu był raczej jakimś, przepraszam za określenie, śmietnikiem niż stroną portalu opiniotwórczego. Nie tylko poziom redakcyjny okazał się słabą stroną „Nowego Ekranu”.
„Trzecia siła” okazała się niezwykle słaba organizacyjnie. Udało jej się co prawda zebrać ponad 1000 podpisów umożliwiających zgłoszenie komitetu wyborczego do wyborów parlamentarnych w 2011 roku, ale Państwowa Komisja Wyborcza zakwestionowała część podpisów i „Nowy Ekran” musiał walczyć o rejestrację przed Sądem Najwyższym. Batalię ostatecznie wygrał, ale nie musiałby jej toczyć, gdyby od razu złożył listę z kilkoma tysiącami podpisów, tak, aby PKW nie miała pretekstu do jej odrzucenia. Dla „Nowego Ekranu” decyzja PKW zdaje się, że była tak naprawdę wybawieniem.
Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby „NE”, który ledwo uzbierał trochę ponad 1000 podpisów był zdolny w następnej fazie kampanii zebrać w 21 okręgach wyborczych po 5 tys. podpisów, czyli sporo ponad 100 tys., aby móc zarejestrować listę ogólnopolską umożliwiającą start w całym kraju we wszystkich 41. okręgach.
A jak już wspomniałem na początku, start „NE” był chyba dobrze nawet skalkulowany. Początek roku 2011 wydawał się najwłaściwszym czasem dla formacji, która miała jakieś ambicje polityczne. Do jesiennych wyborów parlamentarnych było sporo czasu i na bazie własnego portalu, który pozyskał by sympatyków już można coś było budować. Tym bardziej, że jak pokazały wybory prezydenckie w roku 2010 na prawicy jest sporo miejsca. Skoro w wyborach prezydenckich czwarte miejsce zajął tak ekscentryczny polityk jak Korwin-Mikke, to przy silnym zjednoczeniu rozdrobnionej prawicy to rzeczywiście była szansa na stworzenie politycznego bloku, który mógłby pokusić się o walkę o wejście do parlamentu. Tej szansy nie wykorzystał wspomniany Mikke, ale zupełną klapą okazały się starania „Nowego Ekranu”.
Po tej porażce założyciel „Nowego Ekranu” dostrzegł potencjał w Marszu Niepodległości i pod tę inicjatywę postanowił się podpiąć. Jeszcze przed marszem w roku 2011 „Nowy Ekran” udzielił gościnności i udostępnił salę na organizowanie konferencji prasowych. Jak widać z perspektywy czasu nie była to gościnność bezinteresowna. Po samym Marszu bez żadnego uzgodnienia ze Stowarzyszeniem Marsz Niepodległości „Nowy Ekran” wydał nawet publikację książkową o wydarzeniach jakie miały miejsce podczas Marszu Niepodległości 2011.
Od tego też momentu założyciel „NE” wręcz zaczął się kreować na organizatora Marszu, a ostatnio nawet postanowił powołać jakieś stowarzyszenie powołując się na Marsz Niepodległości. Tutaj już musiało nastąpić zdecydowane odcięcie się narodowców od „NE”. Czym innym bowiem jest życzliwa współpraca i pomoc, a czym innym próba zrobienia sobie z narodowców, jak to określił Robert Winnicki, „żołnierzy” do kampanii wyborczych.
I wydaje się, że w tym momencie wszelkie już projekty polityczne „Nowego Ekranu” można spokojnie zakopać i o nich zapomnieć. Ryszard Opara pozostał z portalem, który nie stał się portalem opiniotwórczym, który ciągle jest przypadkową zbieraniną autorów, obecnie przeżywa też spore kłopoty finansowe, a na dodatek utracił już jakąkolwiek szansę na budowanie silnego ruchu politycznego.
Wydaje się, że istnienie „Nowego Ekranu”, który traci cel polityczny jakim było budowanie „trzeciej siły” i który przeżywa problemy finansowe może ostatecznie oznaczać nawet zamknięcie (lub sprzedaż) serwisu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149224-nie-bedzie-trzeciej-sily-budowanej-przez-nowy-ekran-mozliwe-jest-nawet-zamkniecie-lub-sprzedaz-serwisu