Zobaczyć radość Wałęsy, Komorowskiego, Tuska i Lisa - bezcenne! Za wszystko inne zapłacimy my, podatnicy

Rys. Jerzy Wasiukiewicz
Rys. Jerzy Wasiukiewicz

Zobaczyć radość Wałęsy, Komorowskiego, Tuska i Lisa - bezcenne! Za wszystko inne zapłacimy my, podatnicy.

Ma rację Lech Wałęsa, który pisze o EURO 2012, że „Mija właśnie czerwiec zasłużonej dumy narodowej. Czerwiec polskiego sukcesu. Po nim wiele nam zostanie.” Wiele nam zostanie. Do zapłacenia.

Na Polsat News kilka dni temu szybkie podsumowanie imprezy we Wrocławiu: spłata kredytu za stadion (przez 15 lat) + opłaty utrzymanie stadionu to około 80 milionów zł rocznie jakie będzie musiało płacić miasto. Na szybko policzyłem i wyszło mi nawet w sumie przecież niewiele, że każdy Wrocławianin zapłaci coś ponad 100 zł rocznie. W sumie, co to dla bogatego narodu z zielonej wyspy. Emeryt, który Euro mógł obejrzeć sobie co najwyżej w telewizorze, taką stówkę wywali bez problemu, kiedy dotrze do niego tekst redaktora Tomasza Lisa o tym jak to w atmosferze pełnej szczęśliwości i dumy oglądał on na „pięknych stadionach” mecze EURO 2012 wraz ze swoimi córkami (o step-córkach, które wymienia w swoim biogramie na portalu natemat.pl, jakoś redaktor Lis w kontekście EURO 2012 nie wspomina; może Kopciuszki nie zasłużyły, żeby pójść z macochem na EURObal..).

Bzdury o tym, że zarobimy na EURO 2012

Sporo usłyszeliśmy przed EURO o tym ile to my na tej imprezie zarobimy, jakie to będą zyski z tego, że przyjadą do nas kibice, którzy zostawią kasę, a po Euro będą do nas wracać. Pod koniec zeszłego roku Mikołaj Piotrowski ze spółki PL.2012 tak sprawę przedstawiał: - Mamy olbrzymią szansę na swego rodzaju bonus, czyli nawet 20 mld zysku dzięki Euro 2012.
Może i spółka PL.2012 będzie miała z tego jakiś bonus, ale mieszkańcy tego kraju nie będą mieli żadnego bonusa, choćby w obniżce któregoś z podatków. A to oni ponieśli koszty tej imprezy i będą te koszty ponosić jeszcze latami.

O tym choćby, że ŻADEN wybudowany stadion nigdy na siebie nie zarobi jest jasne i wie o tym każdy biznesmen, który na tak koślawy interes nie wyłożyłby ani złotówki. W końcu Walterowi i Wejchertowi stadion musiała zafundować prezydent Warszawy, aby im się opłacało w stolicy prowadzić drużynę piłkarską (choć i nawet z takim kilkusetmilionowym wsparciem interes okazał się dla nich zbyt trudny do pociągnięcia). Stadion Narodowy po Euro będzie w ciągu dwóch miesięcy gościł chyba jakieś dwie imprezy. Na waciki do czyszczenia stadionowej wentylacji może starczyć, ale na to, żeby kiedykolwiek zwróciła się budowa tego molocha w środku miasta to już szansy nie ma żadnej. Walnę teraz populistycznie: gdyby te 2 miliardy złociszy co poszły w Narodowy wydać na budowę domów, licząc po 100 tys. zł za budowę każdego mieszkania, to wybudowano by 20 tys. mieszkań. I kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie raz na kilka tygodni, na kilka godzin miałoby dach nad głową (na Narodowym rozsuwany i zasuwany), ale codziennie. No tak, ale wtedy co byśmy wspominali po latach?

A tak impreza była fajowa i warto było przepłacić, żeby mieć co na stare lata wspominać:

Entuzjazm opadnie, ale wspomnienie wspólnej wielkiej radości, niezwykłego współprzeżywania, pozostanie.” – w uniesieniu pisze redaktor Lis. „Mam 46 lat. 23 lata z tych 46 żyłem w PRL-u. Pointą drugich 23 były właśnie kończące się mistrzostwa Europy. Wspaniała pointą. Nie wiem czy Bogu, czy losowi, czy historii, ale za tę pointę z całego serca dziękuję.

Bida z nędzą w kraju coraz większa - według GUS przybyło nam w poprzednim roku 400 tys. osób ubogich - ale jak widać EUROentuzjam trwa w najlepsze. Premier już nawet widzi oczami wyobraźni, że organizujemy Mundial! Co nawet miałoby sens, bo może by się udało dokończyć do tego czasu wszystkie te prace przy drogach i kolejach, które miały być zrobione na Euro i awansować z drugiej do pierwszej setki krajów ocenianych pod względem jakości owych dróg. Może wówczas byśmy osiągnęli ten „skok cywilizacyjny” o którym coś tam bredzi nasz pokojowy noblista:

Dokonaliśmy nieprawdopodobnego skoku. Trudno go nam docenić, bo rodził się w bólach i codziennych trudach, nie bez kłopotów, narzekań, wymagał ciężkiej pracy na każdym kolejnym centymetrze nowego stadionu czy nowej drogi. Ale to już za nami, możemy się tym cieszyć i pracować dalej.”

Nasza „elita” jest całkowicie oderwana od rzeczywistości. Gadają więc jak nie o dumie z betonowych stadionów, to o owych mitycznych zyskach z Euro. O tym ile to kasy np. zarobimy dzięki kibicom. Zapytałem znajomą, która prowadzi pub w Warszawie, czy miała w trakcie EURO jakichś zagranicznych klientów:

- Tak, wpadło któregoś dnia dwóch. Arabów.

W efekcie na całym EURO ona straciła, bowiem w te dni w których odbywały się mecze to większość ludzi z okolicy pubu śmigała do strefy kibica. Niewielu zamawiało w tym czasie stoliki w knajpie. I tak to wygląda od strony małego przedsiębiorcy, który musi co miesiąc płacić różnego rodzaju koncesje, podatki, opłaty, a nie liczyć na jednorazowy strzał w postaci wielkiej imprezy. Jaki np. też zysk z EURO miał „Teatr 6.piętro”, który mieści się w Pałacu Kultury i który musiał zdjąć swoje reklamy, bo akurat tam wymyślono sobie strefę kibica w której nie wolno było eksponować reklam innych niż tylko sponsorów EURO 2012?

Między bajki też można włożyć zapowiedzi, że dzięki EURO do polski w przyszłości zjedzie więcej turystów. Czy do Grecji turyści wybierają się dlatego, bo była tam olimpiada w 2004? Czy Portugalię odwiedzają ludzie mając w pamięci jakieś Mistrzostwa Europy w piłce nożnej? W roku 2000 ten kraj odwiedzało 12,1 mln, w roku 2005 10,6 mln. Jak na moje oko więc kilka lat wcześniej Portugalia miała więcej turystów niż po EURO 2004. Natomiast żaden ze stadionów wybudowanych na tę imprezę nigdy się nie zwrócił, a użytkowników tylko 3. stadionów stać na pokrycie ich utrzymania.

Fajnie jest się cieszyć, bawić, poskakać w tłumie ludzi, napić piwa, uściskać i wycałować obcokrajowca i w tym zabawowym amoku obiecywać sobie, że się jeszcze na tej zabawie kasę jakąś zarobi. Tyle tylko, że po każdej większej imprezie przychodzi kac, ale nie ten alkoholowy jest najgorszy, gorszy jest ten drugi kac, kiedy człowiek w końcu spojrzy na stan swojego konta i zobaczy na tym koncie jaki ma debet. Wówczas może się jednak okazać, że imprezka nie była warta wydanej kasy.

Oczywiście inaczej sprawa wygląda - jak w przypadku Lecha, Bronka, Donka i Tomka - kiedy to nie jest nasza kasa…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.