Policyjne państwo PO. Prezydencka nowelizacja ustawy o zgromadzeniach jest zagrywką iście perfidną. Kolejnym krokiem do niszczenia społeczeństwa obywatelskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Jacek Turczyk
Fot. PAP / Jacek Turczyk

Główny przekaz, jaki poszedł do mediów w związku z nowelizacją ustawy „Prawo o zgromadzeniach” był taki, że gminy będą miały prawo odmawiać organizowania dwóch i więcej demonstracji w jednym miejscu i czasie, jeżeli może to doprowadzić do naruszenia porządku publicznego.

Niektórzy komentatorzy wskazywali jednak, że taka możliwość i tak zawsze istniała i nie potrzeba było do tego żadnej nowelizacji ustawy. Po co więc taka nowela? Po co Prezydent Bronisław Komorowski skierował w ogóle taki projekt do Sejmu i dlaczego ta nowelizacja przeszła w Sejmie głosami PO, SLD i PSL?

Przekaz jaki wypuściła większość mediów w ogóle nie dotyka istoty sprawy. Nie wskazuje na zaostrzenie prawa i na to, że nowe, ostrzejsze przepisy mogą posłużyć do wielu nadużyć i być skuteczną bronią służącą do uciszania niepokornych, do rozbijania społecznego protestu.

Zgodnie bowiem z nowelą organizator demonstracji zostaje ustawowo zobowiązany „do przeprowadzenia demonstracji w taki sposób, aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia”, a jeśli nie zapobiegnie to grozi mu kara finansowa do 7 tys. złotych. Jak może zapobiegać takim szkodom? Ano poprzez wydawanie poleceń manifestantom. Każdy zaś manifestujący, który nie zastosuje się do poleceń organizatora (przewodniczącego zgromadzenia) również może otrzymać karę finansową, ale już nawet w wysokości 10 tys. złotych.

Każdy kto uczestniczył w manifestacji, która zgromadziła kilka, kilkanaście tysięcy osób zdaje sobie doskonale sprawę, że nie ma takiej możliwości, aby komunikaty organizatora dotarły do wszystkich uczestników manifestacji. Technicznie jest to po prostu niemożliwe przy sprzęcie jakim posługuje się większość organizatorów demonstracji. Tak samo niemożliwym staje się, aby przewodniczący zgromadzenia miał baczenie na to, co robi tak ogromna liczba ludzi. Demonstracje potrafią rozciągnąć się na setki metrów, a nawet na kilometry, jak więc przewodniczący zgromadzenia idący w czołówce pochodu może widzieć i wiedzieć co się dzieje na końcu takiego pochodu, skoro nawet policja wyposażona w monitoring i setki funkcjonariuszy ma z ogarnięciem takiego tłumu problemy?

Przepis jest więc z pozoru absurdalny i nie tylko, że powinien być z miejsca odrzucony przez Sejm, ale w ogóle nie powinien zostać zgłoszony. Już wyjaśniam dlaczego napisałem, że zapis jest ten z pozoru absurdalny. Otóż, ten zapis ktoś przygotował w jakimś konkretnym celu. Już widzimy, że tym celem wcale nie jest zapobieganie „powstawaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia”, gdyż tego nie jest w stanie zapewnić organizator żadnej demonstracji! Podkreślam ŻADNEJ. Wystarczy bowiem, aby znalazło się w tłumie kilka osób, które dokonają jakiegoś aktu wandalizmu, a już za te szkody może grzywną odpowiadać organizator. Jest to więc zapis wymierzony właśnie w organizatorów demonstracji. Jest to zapis z którego będą korzystali chętnie różnego rodzaju prowokatorzy, tzw. nieznani sprawcy, po to, aby odpowiedzialność i kara spadła na organizatora.

W państwie takim jak Polska, w którym służby mają bardzo szerokie uprawnienia, takie prowokacje podczas demonstracji ze strony tych służb będą z pewnością na porządku dziennym. Warto w kontekście tej nowelizacji ustawy przypomnieć działania policji i innych służb w stosunku chociażby do kibiców. Aresztowanie kilka lat temu 700-osobowej grupy kibiców Legii, zorganizowanie meczu Pucharu Polski na obiekcie do tego nieprzygotowanym, wygarnięcie Starucha z imprezy rocznicowej Powstania Warszawskiego, czy ostatni numer z aresztowaniem kilkudziesięciu kibiców Legii przed EURO 2012. To wszystko to są tylko ćwiczenia służb. Takie testy przed trudniejszymi zadaniami, które mogą czekać te służby już niedługo. Nowelizacja ustawy o zgromadzeniach ma za zadanie ułatwić tylko tym służbom pracę.

Poprzez takie zapisy będzie można w praktyce dopaść każdego. Jeżeli przewodniczący zgromadzenia nie zareaguje, spotka go kara. Jeżeli natomiast zacznie nawoływać do zachowania spokoju, a w tym czasie będzie odbywała się jakaś przepychanka, to wówczas będzie pretekst to wymierzenia kar uczestnikom demonstracji, którzy brali (lub nie) udział w tej przepychance.

Zaostrzą się podczas demonstracji akcje policyjne, zaostrzą się prowokacje (niekoniecznie nawet ludzi ze służb). Może się więc okazać, że w trosce o demonstrantów organizatorzy, sami narażając się na kary finansowe, nie będą podejmowali żadnych apeli w trakcie ewentualnych rozrób, aby władza nie miała pretekstu do karania ludzi biorących udział w manifestacji. Cała perfidia tego zapisu ustawy polega na tym, aby można było w razie czego skłócić organizatorów z ludźmi biorącymi udział w demonstracji i na odwrót.

Organizator który zapłaci karę drugi raz się mocno zastanowi czy dalej bawić się w ludowego trybuna. Manifestant, który dostanie karę za to, że nie podporządkował się poleceniom organizatora, drugi raz na manifestację się nie wybierze. W każdym przypadku władza osiągnie zamierzony cel. Policyjne państwo właśnie w taki sposób działa. Nie tylko poprzez represje, ale również poprzez wzajemne napuszczanie jednych na drugich. Prezydencka nowela „prawo o zgromadzeniach” jest tylko odbiciem polityki ekipy, która stoi teraz u steru władzy.

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych