Kapitał ma narodowość, czyli koniec bajki o dobrym kapitale, który niczym manna spada na Polskę

fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl

Przez ostatnie 20 lata uparcie wmawiano nam, że kapitał nie ma narodowości, bo jest... „globalny” i powinien w sposób nieskrępowany przepływać między krajami w poszukiwaniu najkorzystniejszych warunków pomnażania.

Cztery lata temu, ten sielski przekaz został nagle popsuty przez kryzys finansowy, który od tego czasu uporczywie trawi światową gospodarkę, uderza w najmniej spodziewanych miejscach, przybierając przy tym coraz to nowe formy.

Na świecie rośnie rozwarstwienie majątkowe, wywołujące narastające zagrożenie niepokojami społecznymi. Na wierzch wychodzą sprzeczności w interesach narodowych, wzrasta w konsekwencji prawdopodobieństwo wybuchu kolejnych gorących konfliktów regionalnych. Dość przytoczyć przykłady zamieszek na południu Europy, gwałtowne zmiany rządów w Afryce Północnej, wojnę domową w Syrii, napięcia między Chinami, Koreą Północną a Japonią, że nie wspomnę o blokadzie gospodarczej Iranu, czy niedawnych utarczkach na granicy Izraela. Czy zatem bajka o dobrym kapitale, który niczym manna spada na Polskę, choćby z unijnego nieba powinna trwać?

Czym jest kapitał?

Wg zestawienia „Forbesa” sprzed kilku dni skumulowane światowe PKB wyniósł 70 bilionów (70 tysiący miliardów) dolarów w 2011 roku. Aby go wytworzyć posłużono się kapitałem zgromadzonym na regulowanych i nieregulowanych rynkach finansowych oraz w systemie bankowym. Wartość rynku akcji, państwowych obligacji (włącznie z krótkoterminowymi papierami), prywatnych obligacji oraz aktyw zgromadzonych w globalnym systemie bankowych wyniosły na koniec tegoż 2011 roku odpowiednio 47, 45, 54, 110 bilionów dolarów, na łączną sumę 256 bilionów dolarów (to 366% światowego PKB).

To nie wszystko, bowiem należy również uwzględnić kapitał pochodzący z z tak zwanej „bankowości cienia” (shadow banking), który przekroczył 67 bilionów dolarów w 2011 roku wg informacji podanej w listopadzie 2012 roku przez agencję Bloomberg. Razem mamy więc 323 bilionów dolarów, co stanowi, bagatela, 461% światowego PKB! I prawdziwa wisienka na torcie. Ów kapitał (akcje, obligacje, kredyty) posłużył specom od bankowości inwestycyjnej do stworzenia nieregulowanego (wciąż) rynku instrumentów pochodnych (ang.: derivatives), którego wielkość szacowana jest wg różnych, acz poważnych źródeł na 700... do 1 200 bilionów dolarów. Kolejny 1000 do 1700% światowego PKB! O groźbie płynącej z rynku instrumentów pochodnych świadczy bankructwo amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers w 2008 roku, który pociągnął za sobą na dno największego na świecie ubezpieczyciela - AIG (American Insurance Group). Aby przerwać łańcuszek upadłości, rząd USA z dnia na dzień musiał dokapitalizował AIG kwotą 150 miliardów dolarów. Innym jaskrawym przykładem skali ryzyka jakie niesie rynek derywat, był casus Grecji, która musiała 4 lata poczekać z upadłością do czasu, aż wygaśnie znakomita większość kontraktów zabezpieczających przed tym wydarzeniem. Tenże tajemniczy kapitał, który wykreowano w nadmiarze i służy do spekulacji, wepchnął świat w poważne kłopoty.

Cały artykuł ukazał się w tygodniku wSieci.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.