Podczas gdy kanclerz Angela Merkel traci polityczny mandat po przegranych wyborach w kolejnych landach, Europa oczekuje od Niemiec solidaryzmu, historycznych decyzji, wspólnych europejskich obligacji, czy też nawet unii bankowej, co w uproszczeniu oznacza wspólne gwarancje depozytów w europejskim systemie bankowym. Merkel wzbrania się, że oczekiwania partnerów przerastają realne możliwości Niemiec. Czy ma rację? Na koniec 2011 r. zadłużenie Niemiec wyniosło 81,2 proc., podczas gdy Grecji aż 165 proc., a Włoch 120 proc. w odniesieniu do PKB każdego z tych krajów. W tym zestawieniu Hiszpania zdaje się prymusem z długiem zaledwie 72 proc. PKB. I tu dochodzimy do sedna problemu. Każdy z wymienionych krajów niesie dodatkowo garb ukrytych zobowiązań. Gwarantuje wypłacalność własnego systemu bankowego. Właśnie rozwój sytuacji w Hiszpanii w ciągu ostatnich dwóch miesięcy najlepiej obrazuje skalę zagrożenia.
Hiszpania szuka dna
100 mld euro, tyle tydzień temu Unia Europejska (UE) postanowiła przekazać na ratowanie hiszpańskich banków, to 2,5 razy więcej niż propozycja Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) zawarta w raporcie opublikowanym zaledwie 2 dni wcześniej. Skąd ta nagła szczodrość? Tylko w kwietniu Hiszpanie zlikwidowali depozyty bankowe na ogólną kwotę 31,44 miliarda euro. W maju potrzeby pożyczkowe netto banków hiszpańskich w Europejskim Banku Centralnym (ECB) zwiększyły się o ponad 24 mld euro, osiągając zawrotną kwotę 287,8 miliardów. Jednocześnie Bank Centralny Hiszpanii poinformował, że od początku kryzysu w 2008 r. dług publiczny tego kraju wzrósł dwukrotnie, o 7 proc. PKB w ciągu ostatniego roku i aż o 3,5 proc. w pierwszym kwartale 2012 roku. Doprawdy złowieszcza progresja. Jeśli Hiszpania zaakceptuje 100 mld euro pomocy z UE dla swoich banków, dług osiągnie ot, tak z dnia na dzień, bagatela 82 proc., podczas gdy jeszcze w 2008 r. stanowił zaledwie 35 proc. PKB. Depozyty firm i klientów indywidualnych hiszpańskich banków wyniosły 1624 mld euro na koniec kwietnia. I tej skali kwoty spędzają sen z oczu kanclerz Niemiec. Gdyby trucht Hiszpanów do banków zmienił się w "bankowy run", EBC, MFW i Niemcy razem wzięte nie będą w stanie postawić tamy narastającym niczym tsunami zobowiązaniom ukrytym w systemie bankowym. Niestety widać jak na dłoni, że Grecja po wyborach to nie jedyny problem strefy euro.
MFW tymczasem stawia przed Hiszpanią twarde cele. Chce podniesienia podatków, w tym VAT (obecnie 18 proc.), dalszych cięć płac w administracji (dotychczas zmniejszono je o 10 proc., po czym zamrożono) i liberalizacji rynku pracy. Doprawdy wyzwanie trudne do udźwignięcia w kraju, gdzie bezrobocie zbliża się do 25 procent.
Zaradni Węgrzy
Psy szczekają, a karawana idzie dalej, tak najkrócej można oddać determinację Fideszu, partii od dwóch lat rządzącej na Węgrzech. Dzięki większości ponad 2/3 głosów wprowadza reformy o mocy poprawek do konstytucji. Broni interesu obywateli, a po pieniądze w czasach kryzysu sięga do głębokich kieszeni korporacji międzynarodowych i zagranicznych banków.
Strategię Węgier skoncentrowano na walce z bezrobociem (obecnie na poziomie 12 proc. - niższym niż w Polsce...) i tworzeniu miejsc pracy. W tym celu rząd szuka wpływów podatkowych, obciążając konsumpcję dóbr i usług pochodzących z zagranicy, przy jednoczesnych ulgach dla lokalnych przedsiębiorców kreujących stabilne miejsca pracy. Dąży do akumulacji rodzimego kapitału, trwając uparcie przy niskim podatku liniowym. Chroni interes i zasoby pieniężne własnych obywateli, czego jaskrawym przykładem było i jest ustawowe umożliwienie refinansowania (wykupu) kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich i zastąpienia ich kredytami w forintach. Kolejne transze obligacji państwowych kieruje do własnych obywateli, pomniejszając zyski sektora bankowego. Pomimo takiej polityki, która stawia na pierwszym miejscu interes narodowy, żaden bank, żadna sieć sklepów wielkopowierzchniowych, jak dotychczas nie wycofały się z węgierskiego rynku.
Fidesz właśnie wprowadza (od 2013 roku) nowy podatek od transakcji finansowych, który według zachodnich analityków może potroić przychody podatkowe skarbu państwa w sektorze bankowym. Podatek w wysokości 0,1 proc. będzie odprowadzany od wszelkich transferów i transakcji bankowych, z wyłączeniem tych dotyczących papierów skarbu państwa. W tym samym czasie rząd przedłużył okres obowiązywania podatku od przychodów banków (tzw. kryzysowy podatek Robin Hooda, który wprowadzono w 2010 r., bezpośrednio po objęciu władzy przez premiera Orbána). W zamyśle oba podatki mają obowiązywać w 2013 r., przy czym podatek Robin Hooda zostanie najprawdopodobniej ograniczony o 50 proc. w 2013 r., by docelowo w kolejnych latach zastąpić go w całości przez podatek od transakcji finansowych. Jednocześnie, też od 2013 r., rząd wprowadza podatek od połączeń telefonicznych, odciążając zagraniczne firmy telekomunikacyjne.
Kontrproduktywna UE
4 czerwca w parlamencie węgierskim miało odbyć się głosowanie wprowadzające zmiany do konstytucyjnych zapisów o banku centralnym. Zostało odłożone. Ten krok daje czas na negocjacje z MFW i UE, które niezmiennie od dwóch lat starają się zahamować zmiany na Węgrzech. UE grozi wstrzymaniem transferów funduszy strukturalnych, wprowadza procedurę nadmiernego deficytu, a MFW, pomimo przyznanych jeszcze w 2008 r. kredytów, ciągle (pół roku od oficjalnej aplikacji Węgier w tej sprawie) wstrzymuje się od wznowienia pomocy finansowej. W międzyczasie, 8 czerwca, ogłoszono najnowsze dane statystyczne i okazało się, że pierwszy kwartał 2012 r. przyniósł spadki PKB o 0,7 proc. w stosunku do pierwszego kwartału 2011 r., o 1,4 proc. zaś w stosunku do poprzedzającego - czwartego kwartału 2011 roku. Jeśli w drugim kwartale nastąpi spadek PKB "kwartał po kwartale" - dwa kwartały z rzędu, to węgierska gospodarka oficjalnie wejdzie w recesję.
A przecież UE wyraziła wolę pomocy finansowej skierowanej do hiszpańskiego sektora bankowego. Różnice w traktowaniu Węgier, które w porównaniu z Hiszpanią o wiele skuteczniej ograniczyły bieżący deficyt budżetowy i obniżyły dług publiczny do 78 proc. PKB, wskazują namacalnie na hipokryzję i szkodliwe nastawienie zarówno UE, jak i MFW. Węgry, mimo dramatycznej zapaści gospodarczej w 2009 r. (8 proc. spadku PKB), radzą sobie bez porównania lepiej niż Irlandia, Portugalia czy Grecja i w przeciwieństwie do tych krajów są w stanie finansować swoje potrzeby na międzynarodowych rynkach finansowych. Węgierski forint znacznie umocnił się w ostatnich tygodniach na wieść o nowym podatku bankowym.
Jerzy Bielewicz dla Nasz Dziennik
I jeszcze kilka zdań komentarza zahaczającego o sprawy polskie:
Rząd partii socjalistycznej na Węgrzech „zdołał” zwiększyć zadłużenie tego kraju w 8 lat (2002 do 2010) „zaledwie” o 30%. Ekipa Tuska w ciągu tylko 4 lat podwoiła dług publiczny, podobnie jak miało to miejsce w Hiszpanii. Jeśli tempo wzrostu zadłużenia Polski utrzymałoby się w ciągu drugiej kadencji rzeczywisty dług publiczny może przekroczyć szybko nawet 90%,… 100% PKB! Przykład Hiszpanii pokazuje, że bez właściwego i skutecznego nadzoru, niekontrolowany i rozdęty system bankowy może pogrążyć kraj w długach i doprowadzić do bankructwa. Stąd warto uważnie śledzić doświadczenia zarówno Hiszpanii jak i naszych węgierskich bratanków, nie poddawać się przy tym unijnej poprawności politycznej szerzonej w mediach mainstreamu.
Gra MFW i UE na poskromienie Fidesz na Węgrzech będzie trwać dalej. Paradoksalnie, brak „pomocy” MFW wyjdzie gospodarce węgierskiej na dobre, gdy samodzielnie, na własnych warunkach, po okresie trudności odzyska pełną zdolność do finansowania swoich potrzeb rozwojowych. Na Węgrzech i w Hiszpanii jak w soczewce możemy obserwować walkę o model UE. W Hiszpanii biorą górę interesy lobby finansowego ponad dobrem zwykłych obywateli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134714-ekipa-tuska-w-ciagu-tylko-4-lat-podwoila-dlug-publiczny-podobnie-jak-mialo-to-miejsce-w-hiszpanii