Wnyki Rogalskiego przytrzasnęły Lisowi łapę. Może naczelny propagandysta III RP liczy na to, że do sprawy zostanie oddelegowany „sędzia na telefon” z Trójmiasta

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Wydaje się, że sensem życia red. Tomasza Lisa stało się dowalanie PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wnioskuję to na podstawie zacietrzewienia oraz zaślepienia z jakim to robi. Bo naprawdę trzeba być niewidomym, żeby wierzyć w brednie opowiadane przez Rogalskiego przez sprzyjające mu media nazywanego jeszcze „mecenasem”. Najprawdopodobniej to właśnie Rogalski przyszedł do redakcji „Newsweeka” i wymachując swoją umową z klientem udowadniał wygodną dla Lisa propagandową tezę, jakoby to polski podatnik płacił honorarium temu, który ma jeszcze czelność podawać się za adwokata.

Nawet jeśli u Lisa nie był osobiście Rogalski, to jak tygodnik wszedł w posiadanie kontraktu na podstawie, którego pełnomocnik wykonywał zlecenie? W kontrakcie wcale nie musi być napisane skąd zleceniodawca wziął środki. Lisowi nie chciało się sprawdzać w papierach sejmowych klubu parlamentarnego PiS, nie chciało się zadzwonić do źródła, by zweryfikować informację, tylko od razu walnął na odlew, że za Jarosława Kaczyńskiego płacił podatnik. Tekst się ukazał, wybuchła „afera”. Za Lisem część dziennikarzy również „poczuła krew” i bez sprawdzenia newsweekowych rewelacji pobiegła na konferencje prasową z Adamem Hofmanem w roli głównej. Oczyma wyobraźni już widzieli pochwały w redakcjach, bo przecież taki news „przykryje” Nowaka, Muchę i inne ostatnie niepowodzenia władzy. Ponownie redaktor Lis „stanął na wysokości zadania” i uratował sytuację.

Kiedy rzecznik Prawa i Sprawiedliwości starał się wytłumaczyć gawiedzi, że wszystko było w porządku, ktoś zadał pytanie mające w intencji dobić prezesa – czy ów zapłacił od tej darowanej mu sumy podatek. A podatek! To już zatroskani dziennikarze, nie redaktor Lis, odkryli, że przecież możemy mieć tu do czynienia z próbą oszukania fiskusa. A to wszystko w kontekście katastrofy smoleńskiej. Nie wiem dlaczego Hofman nie wytłumaczył rozgrzanym tematem żurnalistom kwestii podatkowych, ucinając zadawanie dalszych pytań krótkim żołnierskim „Nie!”. Wtedy całe stado poleciało na łeb, na szyję do największego autorytetu prawniczego, mecenesa, posła i celebryty w jednej osobie - Ryszarda Kalisza. – Tak, tak. Oczywiście – zagaił jowialnie przed kamerami Kalisz – od tej kwoty w dodatku przysługuje podatek od darowizny. Towarzystwu miny zaczęły rzednąć dopiero po ukazaniu się dokumentu Kancelarii Sejmu, który stwierdzał, że pieniądze pochodziły ze składek parlamentarzystów PiS (Z/0806/01/08/2012 z dnia 1/08/2012 pt.: usługa prawna - Smoleńsk). Ponieważ już od jakiegoś czasu Kalisz w ogóle nie przejmuje się tym co mówi, odbębnił rozmowę z dziennikarzami o podatku i udał się na spotkanie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i”. Tam wydawał się być naprawdę ciężko zdziwiony, kiedy prowadząca podetknęła mu pod nos wyżej wspomniany dokument.

– No tak - przyznał zmieszany poseł, celebryta i adwokat w jednej osobie, przyznając rację, że rzeczywiście pieniądze pochodziły z prywatnego majątku posłów. – Ale podatek od darowizny prezes musiał zapłacić. Monika Olejnik nie protestowała i przeszła do innego tematu. A otóż nie musiał panie mecenasie! Jeżeli darczyńcą jest osoba zaliczona do III grupy podatkowej (obca) a, tacy są dla Jarosława Kaczyńskiego posłowie Prawa i Sprawiedliwości, to nie musi on płacić podatku, jeżeli kwota darowizny nie przekroczyła 4902 złotych polskich. Skoro Klub Parlamentarny liczy sobie 138 członków, to jego posłowie mogą raz na pięć lat darowywać swojemu prezesowi dokładnie 676 476 złotych, która to kwota będzie zwolniona od podatku od darowizny i w dodatku nikt nie musi o tym fakcie informować stosownego urzędu podatkowego. Ale redaktora Lisa zdają się te fakty nie przekonywać. Dalej twierdzi na swoim blogu, że to Hofman kłamie, bo co innego mówił „Super Ekspresowi”, a co innego twierdzi teraz.

Za Rogalskiego zapłacił klub PIS, a więc podatnik. I to by było na tyle

- kwituje Lis.

Pan Hofman może sobie mówić, co mu ślina na język przyniesie, bo nie jest stroną w tym sporze. Dla sądu ważne są przede wszystkim dokumenty. Chyba, że naczelny propagandysta III RP liczy na to, że do sprawy zostanie oddelegowany „sędzia na telefon” z Trójmiasta, który właśnie wrócił do pracy. Jeśli nie, to ostatnią deską ratunku pozostaje skorzystanie z usług Rafała Rogalskiego zwanego mecenasem, który już nie jednemu klientowi (w tym red. Lisowi) się przysłużył. Bo nie wiadomo, czy adwokat Roman Giertych znajdzie wolne terminy.

 

Tylko w Sklepiku.pl do nabycia najnowszy numer dwumiesięcznika"Na poważnie"

Tytuł numeru to "Giganci Ducha", a w środku m.in. rozmowa Marcina Wikły z prof. Andrzejem Zybertowiczem pt. "Nie wystarczy być obywatelem raz na cztery lata". Poza tym stałe felietony Piotra Zaremby i Ryszarda Czarneckiego oraz artykuły: Michała Komudy "Wokół płonącego Getta", Pawła Skibińskiego o "Recepcie na Uniwersytet", a także prof. Aleksandra Nalaskowskiego, Mileny Kindziuk i prof. Jana Żaryna.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.