Synoptycy przewidują dla Warszawy, na sobotę, 29 września 2012 roku bezchmurne niebo, 23 stopnie ciepła, lekki wietrzyk. Ma być pogodnie i sucho. To jest bardzo dobra prognoza dla wszystkich, którzy wybierają się na Wielki Marsz Solidarności "Obudź się Polsko".
Po samej demonstracji nie oczekuję żadnych wielkich politycznych przełomów. Chcę tylko czuć, że moje życie ma sens, że jestem cząsteczką narodu, atomem większej całości. Że nie żyję sam dla siebie, a mój świat nie ogranicza się tylko do ogródka, grilla i garażu. Może jest to wrażenie iluzoryczne, że ode mnie jako jednostki coś zależy, ale w państwie, w którym nie ma niezależnej władzy sądowniczej, czy wolnych mediów, a sejm, rząd i prezydent są z jednej opcji politycznej – demonstracja staje się jedyną dostępną mi formą sprzeciwu.
Wychodzę na ulicę, bo mam poczucie, że ta władza, działająca już teraz całkowicie bez kontroli, jest zdegenerowana. Nie domagam się wiele: pluralizmu w mediach, dostępu do prawdy Niczego więcej nie chcę.
Może dlatego marzy mi się, że 29 września przyjedzie do Warszawy 10 milionów rodaków. Tak wielkie masy mogłyby sparaliżować w leniwe, sobotnie popołudnie, wszelki ruch w mieście. Nie dałoby się wówczas ich nie zauważyć, wyrażać ze wzgardą, czy pomijać ich obecność w głównych serwisach informacyjnych. I ton wiadomości też musiałby być inny – nie podszyty ukrytą kpiną i wyższością. Nie można lekceważyć wielkich ruchów społecznych. Potężnej fali, która właśnie przetacza się przez stolicę.
Kiedy patrzę na pokojowe marsze po 10 kwietnia 2010 roku, przychodzi mi na myśl sanskrycka filozofia biernego oporu. Mahatma Gandhi mówił, że najlepszą techniką sprzeciwu nie jest żadna forma agresji czy to fizycznej, czy słownej. Najlepiej spokojnie usiąść na bruku, trzymając się za ręce.
Tymczasem my idziemy. Tłumy, pogrążone w modlitwie, przelewają się spokojnym nurtem, traktem Krakowskiego Przedmieścia, Placem Trzech Krzyży. A brzegi strumienia wolnej myśli, obsadzają jak worki wałów przeciwpowodziowych - policjanci i straż miejska. Jak pachołki wynurzają się spoza nich prowokatorzy. Zaś pod prąd płynących mas, jak ostre głazy wyrastają wrogo nastawione wyspy telewizyjnych ekip - filmujące twarze, za wszelką cenę starające się wyłapać emocje, które mogłyby posłużyć im za kolejny dowód do tezy o "nienawistnym tłumie".
Nie spodziewam się tej soboty żadnych ekscesów, ale chyba warto przypomnieć to, co mówią doświadczenia ostatnich "jedwabnych, aksamitnych i flanelowych rewolucji", w Serbii, na Ukrainie, w Gruzji i Azerbejdżanie. Mundurowi powinni wiedzieć, że ten marsz nie jest wymierzony przeciwko nim. Wręcz odwrotnie – on jest po to, aby mogli mieć większą satysfakcję ze swojej pracy, którą jest (wiem, że zabrzmi to naiwnie - ale tak daleko odeszliśmy od ideału) służba społeczeństwu i jego ochrona przed mordercami, rabusiami, aferzystami i mafią. W każdym razie nie są po to, aby służyć tej ostatniej. Ta demonstracja nie jest wymierzona także przeciwko żadnemu Komorowskiemu, Arabskiemu czy Tuskowi, ale przeciw filozofii rządzenia, polegającej na zawłaszczaniu państwa przez "ciemną elitę". I to zawłaszczania we wszystkich wymiarach: gospodarczym, historycznym, politycznym, społecznym...
Po to tam będę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/140992-29-wrzesnia-2012-roku-wychodze-na-ulice-bo-mam-poczucie-ze-ta-wladza-dzialajaca-calkowicie-bez-kontroli-jest-zdegenerowana