Są dwie Polski – jedna, która dąży do sterylizacji polskości i druga ciążąca ku niepodległości. Ale i coś pomiędzy nimi

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Przyglądam się już od pewnego czasu dyskusji jaka toczy się w niezależnych mediach pomiędzy kilkunastoma osobami w sprawie tego czy tworzenie „Polski wolnych Polaków”, ma następować poprzez budowanie państwa podziemnego - tworzenia struktur równoległych do oficjalnych, czy też powolnego przekształcania tych, które istnieją .

Dyskusja nabrała jednak rumieńców dopiero po filmie Joanny Lichockiej „Przebudzenie”.

Nb. tytuł jest rewelacyjny. Wprawdzie opowiada on o ludziach, dla których Smoleńsk stał się impulsem do podjęcia bardziej zdecydowanych działań dla „budowania Polski swoich marzeń”, ale ja w tym tytule słyszę znacznie więcej. Smoleńsk to moim zdaniem była pobudka dla całego narodu. Nie tylko tych, których wyrwała ona z apatii i zmobilizowała do działania, ale również tych, którzy usłyszeli jej  dźwięk ale nie otworzyli jeszcze oczu. Bo zastanawiają  się nadal co jest rzeczywistością - czy to co im się śni, czy raczej te coraz mocniejsze dźwięki, które do nich zaczęły docierać z zewnątrz. I nie wiedzą jeszcze czy warto otwierać oczy.

Może zacznę jednak do dyskusji.  Najpierw przesłanie filmu na łamach Rzeczpospolitej skrytykował Łukasz Warzecha:

Fatalne jest, że zwolennicy Polski drugoobiegowej nie dostrzegają szansy ani potrzeby na prowadzenie pracy organicznej w przeciwnym obozie niezależnie od pohukiwań przywódców obu stron.

Zarzucił on „wolnym Polakom”, że zamknęli się w sferze metafizyki i martyrologii, tworząc własne getto. Tydzień później na tych samych łamach ripostował  Rafał Ziemkiewicz:

Warzecha zapomina chyba, a powinien pamiętać, że w tej niszy nikt nie zamknął się sam z własnej woli.

Dodawał też, że mechanizm wykluczania istnieje od zarania III RP i istniał będzie.  I dziwił się, że można zarzucać emigrację wewnętrzną  „ludziom, którzy właśnie wyrwali się z bierności, poświęcają bezinteresownie swój czas, swoją pasję, siły, nierzadko i pieniądze, Polsce” Twierdził także, że nie można mówić o braku pracy organicznej, kiedy właśnie mamy do czynienia z eksplozją aktywności „wolnych Polaków”. Na koniec przyznawał też rację Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi, że są dwie Polski i że "to się już nie sklei".

Warzecha na te słowa RAZa  odpowiedział z kolei w „Teologii Politycznej” akcentując, że jest pełen uznania dla wszelkich inicjatyw obywatelskich, ale obawia się autoalienacji środowiska niepodległościowego.

Tak naprawdę istota sporu pomiędzy obydwoma publicystami sprowadza się więc do kwestii, czy aktywność  „wolnych Polaków” jest właściwie ukierunkowana. Czy powinniśmy się zająć budowaniem własnych struktur i konsolidacją, czy zdobywaniem zwolenników w obozie przeciwnym.

Moim zdaniem to jest spór pozorny.

Należy bowiem budować alternatywne struktury, ale … co to miałoby być? Podziemne siły zbrojne, powstańcza poczta, dysydenckie sądy czy insurekcyjne ustawodawstwo?  Nikt przy zdrowych zmysłach chyba o tym nie myśli. Jeśli już mamy się odwoływać do terminologii powstańczej, to niech to będą raczej latające uniwersytety, alternatywny obieg wydawniczy – samoorganizujący się w różne grupy obywatele. Ale przecież nie sobie, a muzom, tylko po to, aby rozjaśnić swój przekaz, pozyskać „lud” i przejąć władzę w sposób demokratyczny

Uważam, że nie można bezmyślnie operować stereotypami typu: „są dwie Polski”. Tak są dwie Polski. Ale nie dzieli je ani linia Wisły, ani podział na odbiorców telewizji „Trwam” i TVN24, czy obozy zdrajców i patriotów.

Są dwie Polski – jedna, która dąży do sterylizacji polskości i druga ciążąca ku niepodległości. Ale co najistotniejsze i o czym się już nie mówi - w środku pomiędzy tymi dwoma „Polskami” (jako programami) są miliony zdezorientowanych obywateli podążających za tymi, którzy potrafią lepiej opowiedzieć swoją historię. Tych którzy nie mają pojęcia, że to co mówią jest  bezmyślnym powtarzaniem sloganów, zapatrzonych jak w obraz, w gówniane gwiazdy telewizji „Radość i Ekstaza”. Nie myślących, nie analizujących – powtarzających bzdury z   zachwytem dla własnej genialności i przenikliwości.

Dlaczego tak się dzieje? Bo nie dociera do nich żaden alternatywny, równie mocny sygnał, jak ten którym są programowani. Nie mają materiału ani do skonstruowania syntezy, ani tym bardziej takim, który by im pomógł w dokonaniu wyboru. Czy dlatego, że są skazani na monopol informacyjny? Nie, bo takiego nie ma! Dzieje się tak dlatego, że opowieść mediów alternatywnych nie trafia do nich mentalnie. Dlaczego? Bo nie jest do nich adresowana. Ona ma przekonywać przekonanych. To jest bez sensu.

Konieczne jest moim zdaniem zrobienie dwóch rzeczy- jak najszybciej rozwijać własne media i tak opowiadać w nich naszą historię aby przekonać nieprzekonanych. Czy to możliwe? Tak. Ja jestem żywym przykładem człowieka, który zobaczył całą tę mistyfikację powstałą przy okrągłym stole. Który przejrzał. To da  się zrobić.

Wiem co chcecie mi powiedzieć. Nie, nie jestem ślepy. Doskonale widzę jak dynamicznie rozwija się internetowa telewizja – każdy z portali ma ambicję tworzyć własne programy i codziennie zaprezentować coś nowego - ale czy nie najwyższy już czas aby powstała platforma alternatywnych telewizji, na której można byłoby obejrzeć wszystkie produkcje, bez szukania ich na oślep po całym internecie?

Kolejna sprawa to właśnie jak mówi profesor Zybertowicz – „prawda dobrze powiedziana”. I mamy od tego speców. Problem jest w tym, aby nie spierali się o kształt banana, tylko go zaserwowali, tym „tubylcom” co żyją przy biegunie.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.