Czy program jądrowy jest sposobem na przelewanie publicznych środków na osobiste konta „zaufanych”? Za co miliony zarobił (i zarobi) Aleksander Grad?

Ryszard Hołubowicz/Wikipedia.org na lic. Creative Commons 3.0
Ryszard Hołubowicz/Wikipedia.org na lic. Creative Commons 3.0

Działalność Aleksandra Grada, jako ministra skarbu państwa, nie budziła zachwytu. Często z kolei wywoływała słuszne oburzenie. Udział w aferze stoczniowej, sprawa forsowania prywatyzacji nie mogły spotykać się z innymi reakcjami. Trudno więc było sądzić, że nowa misja Grada, w PGE EJ, zakończy się czym innym niż spektakularnym zmarnotrawieniem publicznych środków.

28 stycznia 2014 roku rząd przyjął „Program polskiej energetyki jądrowej”. Trzy dni później z funkcji prezesa spółki Polska Grupa Energetyczna Energia Jądrowa odszedł Aleksander Grad, były poseł PO i minister skarbu państwa w rządzie Donalda Tuska. Misja Grada w PGE EJ zakończyła się po 19 miesiącach.

Jak informowały media, w tym czasie prezes PGE EJ zarabiać miał 55 tys. złotych brutto. To oznacza, że za kierowanie PGE EJ Grad otrzymał bagatela ponad 1 milion złotych (1045 tys. zł), choć niektóre media informowały o 130 tys. miesięcznie (to dawałoby w sumie prawie 2,5 mln złotych).

Czy wydanie tak ogromnych sum, wypracowanie rządowego programu oznacza, że polska elektrownia atomowa niedługo powstanie? Wręcz odwrotnie. Jak głosi komunikat rządowy polska elektrownia atomowa powstanie do końca 2024 roku. Do 2035 roku ma powstać druga elektrownia.

W najbliższych latach będą prowadzone działania związane z I etapem strategii.

Etap I - od 1 stycznia 2014 r. do 31 grudnia 2016 r. Ujęto w nim prace związane z ustaleniem lokalizacji elektrowni jądrowej i zawarcie kontraktu na dostarczenie wybranej technologii dla pierwszej elektrowni;

(…)

Podczas przygotowania do budowy, eksploatacji i likwidacji elektrowni jądrowej inwestor/operator będzie prowadził działania informacyjne i edukacyjne skierowane do społeczności lokalnej zamieszkującej tereny gminy, w której położone będą obiekty energetyki jądrowej oraz gmin sąsiednich

- głosi komunikat KPRM.

Dodaje, że „według szacunków Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), wprowadzenie energetyki jądrowej wymaga od 10 do 15 lat prac przygotowawczych, włączając w to budowę pierwszej elektrowni”.

Widząc terminarz obecnego planu oraz skalę nakładów na wydatki dla prezesa Grada rodzi się wątpliwość, czym właściwie do tej pory zajmowała się spółka PGE EJ i jej szef? Przecież przytoczona przez KPRM opinia MAEA wskazuje, że na budowę elektrowni potrzebnych jest 10 lat, czyli tyle na ile właśnie rozpisano budowę pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.

Za co pieniądze brał zatem Grad? Czym zajmowała się kierowana przez niego spółka?

Na stronie PGE EJ czytamy krótki opis procesu tworzenia polskiej elektrowni atomowej:

Przełomowym momentem było podjęcie przez Radę Ministrów uchwały z dnia 13 stycznia 2009 roku, w sprawie działań podejmowanych na rzecz rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. W tym dokumencie rząd zobowiązał Ministra Skarbu do zapewnienia współpracy PGE Polska Grupa Energetyczna SA z Pełnomocnikiem Rządu do spraw Polskiej Energetyki Jądrowej przy przygotowaniu i wdrożeniu Programu polskiej energetyki jądrowej. Podobne zapisy o roli PGE w programie zawiera Rozporządzenie Rady Ministrów z 12 maja 2009 roku, ustanawiające Pełnomocnika Rządu do spraw Polskiej Energetyki Jądrowej.

Plany PGE w obszarze rozwoju energetyki jądrowej zakładają budowę dwóch elektrowni jądrowych o mocy około 3 tys. MW każda. Uruchomienie pierwszego bloku zaplanowane jest na koniec 2023 roku.

W celu realizacji powierzonych przez Radę Ministrów zadań, PGE uruchomiła w marcu 2009 roku Projekt budowy elektrowni jądrowych, obejmujący działania na rzecz przygotowania procesu inwestycyjnego i budowy elektrowni jądrowych w Polsce. Następnie, w grudniu 2009 roku, powołała spółkę zależną PGE Energia Jądrowa SA, która odpowiada za realizację linii biznesowej energetyka jądrowa w GK PGE. W styczniu 2010 roku zarejestrowano spółkę PGE EJ 1 Sp. z o.o., która jest odpowiedzialna za bezpośrednie przygotowanie procesu inwestycyjnego, przeprowadzenie badań lokalizacyjnych oraz budowę pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.

Z kolei w przywoływanym już komunikacie KPRM czytamy:

Polska od dawna przygotowywała się do wdrożenia energetyki jądrowej – już 13 stycznia 2009 r. rząd podjął uchwałę określającą działania podejmowane na rzecz rozwoju energetyki jądrowej. Podejmowane były również inne przedsięwzięcia, w tym m.in.: powołano pełnomocnika rządu ds. polskiej energetyki jądrowej, w Ministerstwie Gospodarki utworzono Departament energii jądrowej, przygotowano i uchwalono m.in. nowelizację ustawy Prawo atomowe (wydano do niej 20 rozporządzeń) i ustawę o przygotowaniu i realizacji inwestycji w zakresie obiektów energetyki jądrowej oraz inwestycji towarzyszących. Rozpoczęto także proces kształcenia i szkolenia kadr dla instytucji i przedsiębiorstw związanych z energetyką jądrową. W marcu 2012 r. Ministerstwo Gospodarki zainaugurowało kampanię informacyjną „Poznaj atom. Porozmawiajmy o Polsce z energią!”, której celem jest dostarczenie Polakom aktualnych i rzetelnych informacji na temat energetyki jądrowej.

Rząd tłumaczy również, że:

w kwietniu 2013 r. wykonano na zlecenie Ministerstwa Gospodarki „Aktualizację analizy porównawczej kosztów wytwarzania energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych, węglowych i gazowych oraz odnawialnych źródłach energii”, w której wyraźnie potwierdzono ekonomiczną zasadność wdrożenia energetyki jądrowej w perspektywie najbliższych dziesięcioleci, aż do roku 2050. Przeanalizowano ponoszone przez gospodarkę krajową i społeczeństwo koszty wytwarzania energii elektrycznej w elektrowniach pracujących z wykorzystaniem różnych technologii, przewidzianych do uruchomienia w Polsce do 2050 r.

Z cytowanych powyżej tekstów wynika jednoznacznie, że przez ostatnie pięć lat Polska prowadziła działania proceduralne związane z przygotowaniem do budowy elektrowni atomowej. Zmieniano prawo, tworzono spółki, zmieniano ludzi, prowadzono karuzelę kadrową, prowadzono szkolenia itd.

Jednak dopiero dziś – jak głosi rządowy program energetyki jądrowej – Polska zaczyna prowadzić działania „związane z ustaleniem lokalizacji elektrowni jądrowej”. Po pięciu latach nie udało się ustalić nawet tego. Mimo powołania na stanowisko pełnomocników, tworzenia nowych spółek, mimo prowadzenia kampanii promocyjnych i informacyjnych nie ma podstawowej kwestii. Dopiero za dwa lata mamy poznać lokalizację oraz technologię, którą będziemy wykorzystywać w Polsce.

Hanna Trojanowska, urzędniczka, która odpowiada za koordynowania projektu energetyki jądrowej, w odpowiedzi na interpelację posła PiS Czesława Hoca w sierpniu 2013 przyznawała, że jeszcze kilka miesięcy temu nie wiadomo było nic o potencjalnej lokalizacji polskiej elektrowni. Rząd pytany czy i kiedy odrzuci lokalizację elektrowni w Gąskach odpowiada:

Według informacji otrzymanej od Ministerstwa Skarbu Państwa i Zarządu PGE SA eliminacja którejkolwiek z lokalizacji nie jest możliwa na obecnym etapie prac przygotowawczych, a deklaracja inwestora w tym zakresie byłaby przedwczesna i pozbawiona przesłanek merytorycznych i prawnych. (...) W lutym 2013 r. inwestor rozpoczął przygotowania do badań lokalizacyjnych i środowiskowych jedynie w dwóch lokalizacjach: Choczewie i Żarnowcu. Wyniki ww. badań pozwolą wskazać docelową lokalizację pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.

Okazuje się więc, że do dziś w grze są trzy potencjalne lokalizacje elektrowni. Co więcej Trojanowska wskazuje również, że inwestor „miał możliwość wyboru innych miejscowości nie tylko z rankingu potencjalnych lokalizacji wskazanych w ww. ekspertyzie (˝Ekspertyza na temat kryteriów lokalizacji elektrowni jądrowych oraz wstępna ocena uzgodnionych lokalizacji˝ - red.)”. Czy oznacza to, że również nowe lokalizacje są wciąż możliwe?

Trojanowska wskazuje, że „zarząd PGE podkreśla, iż kwestia społecznej akceptacji inwestycji budowy elektrowni jądrowej nie jest obojętna i niewątpliwie jest brana pod uwagę w procesie związanym z ustaleniem docelowej lokalizacji tego przedsięwzięcia”. Właśnie w związku z koniecznością przekonania mieszkańców potencjalnej lokalizacji PGE EJ1 zacieśnia współpracę z samorządami Pomorza.

30 stycznia 2014 roku podpisano umowę o współpracy obejmującą m.in. edukację oraz rozwój infrastruktury towarzyszącej elektrowni, z możliwością współfinansowania jej budowy. Sprawa przekonania lokalnej społeczności może być sporym wyzwaniem, bowiem – jak informuje PAP - najnowszy z serii sondaży opinii publicznej, zlecany przez PGE EJ1 w regionie potencjalnej budowy elektrowni jądrowej pokazuje, że poparcie dla atomu w Pomorskiem utrzymuje się na poziomie 60 proc.

Ta sama depesza PAP informowała o kolejnej mało znaczącej roszadzie: „PGE EJ1 - spółka-córka PGE - wkrótce zmieni udziałowców. Po 10 proc. udziałów mają w niej objąć: Enea, Tauron i KGHM. Umowa w tej sprawie czeka jeszcze tylko na zgodę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów”.

PAP zapowiada również:

17 lutego mija termin składania ofert w szacowanym na ponad 1 mld zł przetargu na inżyniera kontraktu-doradcę technicznego. Aby zmieścić się w harmonogramie przewidzianym przez PPEJ, PGE EJ1 powinna w najbliższych miesiącach uruchomić postępowanie zintegrowane - rodzaj złożonego przetargu, w którym wybierze partnera strategicznego, finansowanie, technologię reaktora i usługi dla pierwszej elektrowni jądrowej. Zgodnie z PPEJ, rozstrzygnięcie postępowania ma nastąpić do końca 2016 r.; wtedy też ma być już znana lokalizacja elektrowni.

Analiza doniesień i rządowych opinii dotyczących programu elektrowni atomowej pokazuje, że do dziś właściwie nic nie wiadomo. Nie ma wyboru lokalizacji, nie ma decyzji o tym, kto będzie budował elektrownię atomową, ani jaka technologia zostanie wykorzystana. Zamiast tego od pięciu lat widać przerzucanie się zmianami w prawie, roszady kadrowe, powoływanie pełnomocników oraz tworzenie sztucznego ruchu wobec bardzo ważnego – ponoć także dla rządu – projektu. Jak widać rząd robi wiele, by prace w tej sprawie były bardzo nieefektywne.

Efektywne jest jedynie wydawanie pieniędzy. Jak wynika z prostych rachunków za prowadzenie prac dotyczących przygotowań polskiej elektrowni atomowej sam prezes PGE EJ zarobił ponad 1 mln złotych (według innych doniesień medialnych może to być aż 2,5 mln złotych). Od lat swoje zarabiają również inni pracownicy odpowiedzialni za program jądrowy – minister Trojanowska, pełnomocnicy, doradcy, prawnicy itd. Wyniki ich prac nie uzasadniają jednak ponoszonych nakładów. Wyniki prac na pewno nie uzasadniają pensji Grada.

Wygląda na to, że program jądrowy do dziś jest głównie sposobem na wydawanie publicznych środków i przelewanie ich na osobiste konta wybranych „zaufanych”.

Astronomiczne wydatki Aleksandra Grada mogą stać się symboliczne dla ery Donalda Tuska. Nieudolny minister, który nie wsławił się niczym poza głośną aferą, dzięki politycznej nominacji od lat zarabia gigantyczne pieniądze za nic. To istota dotychczasowej działalności Grada. Jak również działań rządów Donalda Tuska, bowiem – jak informuje spółka Tauron – Grad właśnie objął funkcję wiceprezesa spółki. Znów będzie dobrze zarabiał. Czy zrobić coś jeszcze?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.