Premier Donald Tusk przyznał, że nie popiera powołania komisji śledczej ds. weryfikacji WSI. Szef rządu stanął jak się zdaje w poprzek coraz silniejszej i bardziej oczywistej presji, jaką na władze wywierały środowiska związane z WSI i lokujące w nich nadzieje. Choć słowa Tuska przez ludzi tych służb zapewne zostaną odebrane chłodno, podobnie jak przez część PO, niczego innego nie należało się spodziewać.
Od początku było wiadomo, że Tusk będzie stał na stanowisku, że komisja ds. weryfikacji nie powinna powstać. Nie ma ku temu przesłanek merytorycznych, a sama działalność komisji śledczej mogłaby być dla Platformy bardzo kompromitująca. Ci, którzy nakłaniali i wciąż nakłaniają Tuska do powołania tej komisji, kręcą sznur na polityczną szyję PO.
Ustawa i rozporządzenie formułujące komisję weryfikacyjną wskazywały jasno, że przewodniczący i członkowie komisji nie są pracownikami tejże komisji. To z kolei oznacza, że nie byli funkcjonariuszami publicznymi. Nie wypełniali podstawowego warunku, jaki muszą spełnić ludzie, by być funkcjonariuszem publicznym. To oznacza, że decyzja o umorzeniu śledztwa dotyczącego nieprawidłowości jest spójna i zasadna. Weryfikatorzy nie mogą odpowiadać jako funkcjonariusze publiczni, ponieważ nimi nie byli. To nie budzi wątpliwości. Decyzja o powołaniu komisji śledczej nie ma więc racji bytu, ponieważ rozumowanie prokuratury dot. umorzenia jest racjonalne.
Co więcej argumentów na rzecz umorzenia śledztwa dostarcza również racjonalna analiza tego, czym właściwie zajmowała się komisja weryfikacyjna.
Mówił o tym w przystępny sposób niedawno Andrzej Seremet.
Nie można poświadczyć nieprawdy w dokumencie, który ma charakter analityczny, jest stworzony po zebraniu faktów, dowodów i jest efektem analizy tych dowodów. To jest identycznie jak w przypadku wyroku sądu, albo raportu komisji śledczej. Chyba państwo nie uważają, że należałoby pociągać do odpowiedzialności przewodniczącego którejś z komisji śledczych za to, że któraś z części raportu nie zgadza się z rzeczywistością. Zawsze tego rodzaju dokument jest wyrazem subiektywnej - ale nie w złym znaczeniu – oceny
- mówił prokurator generalny wskazując, że „możliwa byłaby odpowiedzialność karna za niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień”. Jednak to nie dotyczy osób nie będących funkcjonariuszami publicznymi, a ludzie zasiadający w komisji weryfikacyjnej nie byli.
W świetle przytoczonych faktów i opinii prokuratora generalnego należałoby stwierdzić, że cała sprawa nadaje się na komisję śledczą. Tyle tylko, że nie powinna ona się zajmować weryfikacją WSI, ale śledztwem, które przez sześć lat prowadzone było w sposób ewidentnie bezzasadny. Prokuratura musiała mieć tego świadomość wcześniej, ponieważ umarzając śledztwo powtórzyła tezy skarg, jakie do śledczych wpływały od osób objętych postępowaniem prokuratorskim.
Jak to możliwe, że w prokuraturze przez lata toczyło się postępowanie przeciwko niewinnym ludziom, w sprawie, która ewidentnie była do szybkiego umorzenia? Kto podjął takie decyzje? Kto wziął za nie odpowiedzialność? Kto umożliwił działania prok. Kucińskiemu, który z uporem maniaka prowadził śledztwo w dętej sprawie? Czy w tej sprawie były naciski polityczne i jak wyglądały? Na te pytania warto dziś odpowiedzieć, a nie zajmować się wyimaginowanymi nieprawidłowościami przy weryfikacji WSI. Weryfikacji, która odbyła się zgodnie z przyjętą przez Sejm procedurą.
I na te pytania powinna odpowiedzieć komisja śledcza, której celem byłoby zbadanie, dlaczego w latach 2007-2013 widać było w Polsce mechanizmy znane z państw niedemokratycznych. Dajcie człowieka, a znajdę paragraf – zdaje się, że ta myśl przyświecała śledczym od sprawy weryfikacji.
Powołanie komisji śledczej byłoby kompromitacją państwa polskiego i rządzących nim formacji. Szybko wyszłoby na jaw, że mamy do czynienia z kolejną polityczną hucpą. Hucpą, za którą Platforma szybko zapłaciłaby wysoką cenę.
Są bowiem znacznie ważniejsze powody niż brak merytorycznych przesłanek, dla których komisja śledcza nie powinna powstać. Włączenie się Platformy Obywatelskiej w hucpę polityczną wymierzoną w likwidację WSI, oznaczałoby wzięcie w obronę tych służb. A to byłoby zupełną kompromitacją. Działania komisji śledczej – jawne, jeśli miałaby ona mieć dla inicjatorów jakiś sens – pokazałyby skalę infiltracji rosyjskiej w WSI, pokazałyby skalę uwikłania ludzi tych służb w kontakty z rosyjskimi służbami. I ich uzależnienie od strony rosyjskiej. Takich ludzi i takiej instytucji Platforma chce bronić? To pytanie pojawiało by się w głowach Polaków, również wyborców, czy potencjalnych wyborców PO.
Wraz z tokiem prac komisji powstawałyby kolejne pytania. Przecież WSI brały udział w nielegalnym handlu bronią, również do krajów objętych embargiem, czy brały udział w mafii paliwowej. Czy tego Platforma też chce bronić? Czy nielegalny handel bronią jest dla PO dobry czy zły? Czy dla PO to dobrze, że WSI prowadziły działania dotyczące mafii paliwowej czy źle? Jak PO ocenia fakt, że WSI pomagały przejąć jedną z polskich rafinerii przez rosyjski kapitał? Dlaczego Radosław Sikorski tak mocno broni WSI, skoro był przez nie inwigilowany? Co się kryje za obecną postawą szefa MSZ? Jakie związki z WSI ma Bronisław Komorowski? Dlaczego gen. Marek Dukaczewski promował kandydata PO na prezydenta? Jak to możliwe, że w III RP działała służba oparta na ludziach z komunistycznych służb PRL, czy to PO nie przeszkadza? Czy zdaniem PO to dobrze, że zlikwidowano służby, które od początku do końca swojej działalności miały na koncie afery gospodarcze uderzające w Polskę i Polaków?
To pytania, które zapewne pojawiłyby się w Polakach, śledzących prace komisji śledczej. A audytorium dla tej komisji byłoby na pewno ogromne. Skala zagrożenia dla Donalda Tuska jest więc olbrzymia.
Wydaje się bardzo prawdopodobne, że komisja śledcza uderzyłaby w rządzących tak mocno, że mogłaby doprowadzić do poważnych zmian na scenie politycznej. Oczywiście temat byłby prezentowany przez główne media w typowy dla nich, skrajnie tendencyjnie antyPiSowski, sposób, ale tej sprawy nie udałoby się zapewne przekazać w taki sposób, jak życzy sobie Tusk. Sprawa jest zbyt groźna i zbyt zawiła, by móc ją w pełni kontrolować.
Wydaje się więc, że komisja śledcza może powstać jedynie w jednej sytuacji. Jeśli w samej Platformie uznają, że warto w ten sposób osłabić premiera Donalda Tuska. Jasne stanowisko Grzegorza Schetyny, który mówił, że rekomendacji Tuska nie przyjmuje wskazuje, że być może w walce wewnątrzpartynej komisja śledcza stanie się ważnym narzędziem.
Jednak nie będzie to miało żadnego związku z dążeniem do prawdy, dbaniem o interesy narodowe czy bezpieczeństwo państwa. Dla obecnego rządu te hasła niewiele znaczą. Gdyby znaczyły Polska i polska polityka wyglądałyby zupełnie inaczej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/185020-komisja-sledcza-jednak-powinna-powstac-nie-by-wyjasnic-sprawe-weryfikacji-ale-toczace-sie-przez-lata-bezzasadne-sledztwo-ktos-chcial-dopasc-macierewicza