Smoleńsk a rozliczanie PIT. Czy chcemy, by urzędnicy kierowali się przepisami czy własnym uznaniem?

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Od trzech lat rosyjscy i rządowi eksperci przekonują Polaków, że o tragedii smoleńskiej wiadomo już wszystko. Jeszcze 10 kwietnia 2010 roku ruszyła machina dezinformacji i manipulacji opinią publiczną m.in. w Polsce. Efekt jest taki, że wiele osób wycofało się ze sprawy smoleńskiej. Uznali, że weryfikacja szumu medialnego na ten temat jest dla nich zbyt kosztowna.

Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że jedną z podstawowych bitew, jaką obóz niepodległościowy musi stoczyć ws. smoleńskiej, jest przekonanie większości Polaków, że tragedią Smoleńską należy się zająć. Należy się zająć w sposób rzetelny. Sprawa właściwie powinna być oczywista, ale dzięki sprawnym działaniom PRowców Kremla, agenturze wpływu oraz współpracy polsko-rosyjskiej, nie jest.

Dla rozjaśnienia potoku dezinformacji warto jednak poświęcić chwilę na rozłożenie sprawy smoleńskiej na "czynniki pierwsze". Poniżej propozycja kilku eksperymentów myślowych, które można przytoczyć w rozmowach z przedstawicielami tych, którzy sądzą, że Smoleńskiem zajmować się nie należy, a wszystko, co do tej pory robiono, jest uczciwe.


1. Na początku każdego roku Polacy masowo kontaktują się z urzędami skarbowymi. Szczególnie intensywne kontakty widać pod koniec kwietnia, gdy czas podatników na składanie deklaracji podatkowych dobiega końca. Sprawa wydaje się dla wielu naturalna i oczywista - składamy deklarację, urzędnicy sprawdzają i weryfikują. Jednak warto zadać sobie kilka pytań w tej sprawie - co ma być podstawą działań urzędników, sprawdzających nasze zeznania podatkowe? Chcemy, by kierowali się oni przepisami, czy własnym uznaniem? Chcemy, by trzymali się litery prawa czy stosowali je wedle swojego uznania, bo ten czy inny podatnik im się nie spodoba?

Wreszcie, chcemy, by urzędnicy brali odpowiedzialność za swoje decyzje, czy byli zupełnie nieodpowiedzialni? Czy urzędnicy powinni odpowiadać za błędne decyzje o ukaraniu podatnika?

Można się jedynie domyślać, ale zapewne sondaż przeprowadzony wśród Polaków pokazałby, że zdecydowana większość z nas jest za tym, by urzędnicy działania swoje prowadzili w oparciu o prawo oraz byli odpowiedzialni za swoje błędy. Tego mamy prawo od nich oczekiwać. I zdaje się to być zupełnie oczywiste.


2. Polskie media bardzo często - niestety - donoszą o takich wiadomościach. Kolejna tragedia na torach, kolejne ofiary. Jadący samochodem wjechał na tory wprost pod pociąg. Szlaban był otwarty, więc kierowca nie spojrzał. I jest kolejny dramat i śmierć. Takich wiadomości jest zdecydowanie zbyt wiele. A nad każdym przekazem medialnym w tej sprawie zawisa apel: pamiętajcie kierowcy, nie ufajcie "na słowo", tylko sprawdzajcie przed wjechaniem na tory, czy pociąg nie jedzie.

Ile osób podpisze się pod takim apelem: "nie ufaj dróżnikowi bezkrytycznie, sam sprawdź, czy przejazd przez tory jest bezpieczny"? Zapewne i w tym zakresie sonda wśród Polaków dałaby jednoznaczne wyniki. Zasada ograniczonego zaufania jest czymś powszechnie stosowanym i akceptowanym.


3. Sądzę, że równie oczywiste byłyby wyniki kolejnego eksperymentu myślowego. Czego powinien oczekiwać pacjent, który po badaniach lekarskich i wykonanej na ich podstawie diagnozie idzie na konsultacje do innego specjalisty? Czy powinien zadowolić się bluzgiem i atakiem personalnym na poprzedniego medyka? Czy konsultujący lekarz, który nie zagląda nawet do badań, a jedynie mówi, że nic złego się nie dzieje, bo przecież poprzedni lekarz to partacz i w ogóle nie należy go słuchać, może być wiarygodny? Dla ilu pacjentów byłby?

Czy po usłyszeniu diagnozy "zapalenie płuc", wykonanej na podstawie zdjęcia rentgenowskiego, pacjent powinien przyjąć za dobrą monetę pustą opinię bez jakiejkolwiek próby weryfikacji badania?

Kto byłby spokojny w takiej sytuacji? Ile procent Polaków uznałoby, że nie warto się leczyć? Zapewne mało, bowiem na mocny argument, jakim jest wynik badania, należy oczekiwać tak samo mocnego kontrargumentu, czyli badania, a nie pustych słów i ataków na tego czy innego specjalistę.


4. Było już o wypadkach, ale jeszcze raz. W Polsce wiele jest kolizji i wypadków na drogach - od tych drobnych, do najbardziej tragicznych. Każdy, kto spotkał się z taką nieprzyjemną sytuacją, zapewne liczył na to, że uda się policji ustalić rzeczywisty przebieg zdarzenia. Że nie uzna ona, że ważniejsze od faktów są interesy jednego z uczestników stłuczki, czy też, że ważniejsze jest to, by błędy przy oznakowaniu skrzyżowania zostały zatuszowane. Każdy, kto miał wypadek - a w szczególności osoba poszkodowana - liczy na to, że służby państwowe, w tym wypadku głównie policja, odtworzą rzeczywisty przebieg wypadku i powiedzą jasno, kto zawinił.

Ciekawe ile osób, które dotknęło nieprzyjemne przeżycie w postaci wypadku, miałoby jeszcze ochotę walczyć z policją, by ta ustalała prawdę, a nie naginała ją do potrzeb jednego z uczestników wypadku czy zarządcy drogi? Zapewne nikt.


5. W światowych mediach co jakiś czas pojawiają się informacje o wyczekiwanych nowatorskich lekach i szczepionkach. Od lat na całym świecie prowadzi się wiele ważnych prac naukowych. Robi się to, by m.in. lepiej móc opisać i zrozumieć zjawiska zachodzące na świecie, a także, by lepiej tym światem zarządzać. Jak powinna zachowywać się opinia publiczna i świat naukowy wobec nowych obszarów badawczych? Czy powinien prowadzić jego eksplorację naukową, czy też udawać, że nic się nie dzieje i niczego badać nie należy? Czy świat nauki może się godzić na niezajmowanie się tym, co może pozwolić ludziom lepiej rozumieć i funkcjonować?

Zgoda na to byłaby zaprzeczeniem idei nauki oraz aberracją umysłową. Nauka musi zgłębiać wiedzę i poszerzać wiadomości o świecie. To jeden z ważnych jej celów. Nikt nie ośmieliłby się zaprzeczyć tej tezie, szczególnie w odniesieniu do takich obszarów badawczych, jak szczepionki na raka czy HIV.

Wydaje się, że przedstawione powyżej eksperymenty myślowe nie powinny budzić większych emocji czy kontrowersji. Można założyć, że zdecydowana większość ludzi nie miałaby problemów z oceną, jak się zachować i czego w tych sytuacjach należy oczekiwać. Zdrowy rozsądek nakazuje i podpowiada odpowiedzi i sposób działania.

Te same mechanizmy i pytania można postawić przy okazji tragedii smoleńskiej. Jednak w tej sprawie odpowiedzi są zgoła inne niż podpowiada rozsądek, logika i przyzwoitość.

W sprawie smoleńskiej mamy zgodę na działanie urzędników państwowych nie w oparciu o przepisy, ale własne uprzedzenia i plany polityczne.

Mamy zgodę na bezkarność urzędników i polityków, którzy podjęli bezprawne decyzje i działania.

Mamy dowód na skrajną łatwowierność ludzi rządzących Polską, którzy wierzyli na słowo zamiast sprawdzać.

Mamy stałe dyskredytowanie ekspertów i ich badań przez stronę rządową, która swoich badań nie ma.

Mamy dowody na to, że strona wyjaśniająca była sędzią we własnej sprawie, a swoje działania prowadziła w oparciu o analizę interesów politycznych, a nie dążąc do prawdy.

Mamy wreszcie niemal oficjalny zakaz zajmowania się tragedią przez polskich naukowców, choć ich praca pozwoliłaby nauce rozwijać się, a nam lepiej rozumieć to, co działo się 10 kwietnia.


Prosty wysiłek umysłowy pokazuje, że w sprawie smoleńskiej doszło do pogwałcenia ogólnie akceptowanych oczekiwań i zasad rozumowania. To, co w innych okolicznościach nie budzi wątpliwości, w kontekście 10/04 uchodzi za niegodziwość.

Fakt, że w sprawie katastrofy smoleńskiej zaprzeczono zdrowemu rozsądkowi to najlepsza sugestia, jak silne interesy polityczne rządzących kryją się za tą tragedią.

Przy nich nawet oczywistości stały się aberracją...

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych