Jednak zbadają - i to na poważnie, czy prezydent został zamordowany. Powołano nawet międzynarodową komisję. To nie żart

Boris Trajkowski w USA, Fot. R. D. Ward/Defense.gov
Boris Trajkowski w USA, Fot. R. D. Ward/Defense.gov

Prezydent i inni pasażerowie zostali brutalnie zamordowani, samolot został zestrzelony, a rannych dobijali żołnierze

- takie szokujące stanowisko wygłosił publicznie w lutym 2012 roku adwokat jednej z rodzin, które zginęły z prezydentem śp. Borisem Trajkowskim. Mec. Ignat Pancevski informował, że ma nowe dowody ws. śmierci prezydenta Macedonii i ujawnił, że stara się o wznowienie śledztwa w tej sprawia.

Śledztwa, które w swojej pierwszej wersji ustaliło, że samolot z macedońskim politykiem uległ katastrofie z powodu błędu pilota.

O tym, że Trajkowski mógł zostać zamordowany mówiło się jednak co najmniej od 2010 roku. Dopiero w 2012 - osiem lat po śmierci Trajkowskiego - nastąpił przełom. Dopiero wtedy stwierdzenia Pancevskiego o tym, że są dowody na morderstwo, że są nagrania, na których słychać, że żołnierze chwalą się zestrzeleniem prezydenta, że są filmy dokumentujące tę zbrodnie, uruchomiły lawinę politycznych decyzji.

Po kilki miesiącach od medialnej kampanii Pancevskiego politycy zapowiedzieli, że w najbliższych miesiącach dojdzie do wznowienia prac bośniacko-macedońskiej komisji, która zajmowała się śledztwem w tej sprawie. Sotir Kostov, szef macedońskiej komisji zajmującej się wypadkami lotniczymi przyznał, że istnieją przesłanki, mówiące, że Trajkowski został zamordowany. Dodał, że komisja, która badała tę tragedię, nie wzięła pod uwagę wszelkich dowodów w tej sprawie. Zaznaczył, że zgoda strony bośniackiej na wszczęcie śledztwa jest dowodem na zaufanie do Macedończyków.

Bowiem rzeczywiście strona bośniacka, po oświadczeniu Pancevskiego, zgodziła się, że należy przyjrzeć się wszelkim dowodom w tej sprawie, że należy rozwiać wątpliwości. Omer Kulic z Ministerstwa Transportu w Bośni zaznaczał, że jego kraj uznaje, że w tej sprawie pojawiło się dostatecznie dużo nowych dowodów i wątpliwości, by sprawę wyjaśnić w drobnych szczegółach.

Ostatecznie powołano komisję, która w najbliższych miesiącach zajmie się doniesieniami Pancevskiego oraz zebranymi przez niego dowodami. W skład tejże komisji weszli eksperci z USA, Niemiec, Serbii, Chorwacji, Macedonii i Bośni.

Mają jeszcze raz przyjrzeć się katastrofie z 2004 roku oraz zbadać m.in. rolę sił SFOR, które w tym czasie patrolowały niebo nad Bośnią.

Historia śmierci Borisa Tajkowskiego być może będzie musiała zostać napisana ponownie. Być może potwierdzą się podejrzenia, być może potwierdzą się dowody, że Prezydent został zamordowany. Być może, bowiem ktoś postanowił to sprawdzić...

Temu śledztwu warto się przyglądać. Warto również tę sprawę nagłaśniać. Bowiem z niej płynie kilka ważnych wniosków dla Polaków i Polski.

Po pierwsze - pytanie i oczekiwanie rzetelnego sprawdzenia, czy prezydent państwa zginął w zamachu nie jest niczym zaskakującym, ani nie typowym. Skoro do zamachu mogło dojść do 2004 roku, mogło i w 2010 roku. Polacy mają więc nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek poważnie podejść do weryfikacji tezy, że w Smoleńsku doszło do zamachu. I nikt nie ma prawa dziwić się, że ktoś zadaje takie pytanie. Zamach, zamordowanie prezydenta nie jest jedynie scenariuszem z filmów fabularnych. Takie mordy, zabójstwa i zbrodnie się zwyczajnie zdarzają! Czy z czymś takim mieliśmy do czynienia? To trzeba rzetelnie sprawdzić.

Po drugie - jest czymś oczywistym, o czym powinni wiedzieć ludzie sprawujący władzę w Polsce, że katastrofy lotniczej, w tym sprawy Smoleńska nie da się zamieść pod dywan. Dowody zawsze jakoś wypłyną, prawdy nie da się zniszczyć ani zabetonować. Ona zawsze znajdzie dla siebie drogę. Prędzej czy później sprawa Smoleńska zostanie jeszcze raz - tym razem rzetelnie - sprawdzona. Jak sprawdzona zostanie oficjalna wersja śledztwa ws. Trajkowskiego.

Po trzecie - jak się okazuje każdą, nawet najbardziej szokującą hipotezę można i warto brać pod uwagę, warto sprawdzić i zweryfikować. Zdaje się, że w Polsce politycy jeszcze nie dojrzeli do tego, co oświadczyli ich koledzy z Bośni i Macedonii. Oni nie postanowili kpić z teorii Pancevskiego, czy go atakować. Oni postanowili usiąść przy stole, w towarzystwie ekspertów z wielu krajów i zbadać wszystko, czym adwokat dysponuje.

Po czwarte - warto przywoływać sprawę Trajkowskiego, ponieważ okazuje się, że dwa kraje mogą wspólnie działać i wyjaśniać sprawę tragedii, która miała miejsce na terytorium jednego z nich. Zbrodnia, jeśli do niej doszło, miała miejsce na terytorium Bośni. Jednak nikt nie mówił, że nie warto się Trajkowskim zajmować, bo Bałkany znów pogrążą się w wojnie. Dlaczego więc Polaków straszy się wielką, groźną Rosją, która Smoleńskiem się zdenerwuje?

Po piąte - śledztwo Trajkowskiego pokazuje, że jeśli w postępowaniu w sprawie katastrof nie bierze się pod uwagę dowodów, to znak, że postępowanie to nie jest rzetelne i nie gwarantuje dojścia do prawdy. To zdawałoby się oczywiste stwierdzenie w Polsce jednak oczywiste nie jest. I dlatego warto powtarzać za Sotirem Kostovem (odpowiednikiem Macieja Laska), że skoro w śledztwie nie zbadano w sposób rzetelny dowodów (np. zaskakującej wszystkich brzozy) to znak, że śledztwo jest obarczone dużą dozą niepewności.

Sprawa Trajkowskiego w świetle tego, co wydarzyło się w Smoleńsku, jest bardzo znamienna. Okazuje się, że w najbardziej zapalnym punkcie Europy dwa historycznie zwaśnione kraje są w stanie wspólnie usiąść do stołu i sprawdzić, czy prezydent jednego z nich został zamordowany. Zamordowany na terytorium drugiego kraju. Być może z racji oczywistych analogii nie słyszymy o tych decyzjach zbyt często w Polsce.

Wydaje się, że jest i kolejne podobieństwo w tej sprawie. Przecież kłamstwo o Trajkowskim też ktoś podtrzymywał. Przez osiem lat funkcjonowało ono w życiu publicznym. Pytanie, gdzie są obecnie macedońsko-bośniaccy "Tuskowie" i "Putinowie"? Co sprawiło, że trzymany przez nich parasol kłamstwa można było zwinąć?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych