Zaczęło się przechwalanie brukselskimi sukcesami. Rządzący wpadli w zachwyt w związku z decyzjami podjętymi na szczycie w Brukseli. Publicyści i ekonomiści wyliczają, komentują i analizują. Warto jednak spojrzeć na unijny szczyt trochę z innej strony.
W jednym ze swoich ostatnich przemówień David Cameron powiedział rzecz oczywistą, ale o której wielu - szczególnie w Polsce - zapomniało: Unia Europejska jest narzędziem realizowania interesów państwa narodowego.
Jest NARZĘDZIEM, a nie celem tego państwa.
To oznacza, że z UE powinniśmy korzystać w sposób strategicznie korzystny dla Polski. To stwierdzenie każe inaczej patrzeć na kwestie budżetu, jaki ma otrzymać Polska w nowe perspektywie.
Wydaje się, że unijny budżet jest dla Polski przede wszystkim szansą, szansą na zmiany gospodarcze, które pozwolą Polsce stawać do walki z największymi potęgami unijnymi. Ten cel powinni mieć rządzący dziś Polską.
I tu zaczynają się problemy.
Dziś bowiem ani rząd Donalda Tuska, ani Unia Europejska nie jest zainteresowana, ani zdolna dopuścić do sytuacji, w której pieniądze z Unii idą na prawdziwy - strategicznie uzasadniony - rozwój Polski.
Polska pieniądze z Unii powinna wykorzystywać przede wszystkim na budowę infrastruktury gospodarczej, która pozwoli nasze gospodarce być w pełni samodzielną. Co więcej, pozwoli zagrozić gospodarkom silniejszych państw UE, a nawet Niemiec, czy Wielkiej Brytanii.
To oznacza, że pieniądze z Brukseli powinny iść na budowę i rozwój polskich zakładów produkcyjnych, na inwestowanie w rozwój polskiej produkcji, na innowacyjność gospodarki, na działania, które pozwolą nam promować i tworzyć narodowe marki, towary, które są w stanie zawojować rynek światowy.
I na to niestety nie jest gotowa ani ekipa Tuska, ani ekipa Merkel z Brukseli.
Unia, czyli kraje dominujące, nie chcą w Polsce mieć konkurencji, nie chcą mieć silnej polskiej produkcji, nie chcą mieć silnego polskiego przemysłu u boku. One chcą mieć słabą Polskę, którą można wykorzystywać jako usługodawcę, dostarczyciela tanich i solidnych - ale tylko półproduktów, które dopiero w Niemczech staną się towarami eksportowymi. Oni w Polakach chcą widzieć nie rozwijający się naród, podbijający Europę, ale naród taniej siły roboczej, naród na tyle bogaty, by móc kupować niemieckie towary i na tyle biedny, strukturalnie niedorozwinięty, by nie myśleć o konkurowaniu z najsilniejszymi. Takiej Polski chce Unia, takiej Polski chcą Niemcy. i zrobią wiele, by polski rząd nie wykorzystywał pieniędzy unijnych na budowanie konkurencji Niemcom.
Polski rząd tymczasem zdaje się nie widzieć ani nie być zainteresowanym zmianą dyrektyw płynących z Unii. Słucha ich i je wypełnia. Dla niego Unia wygląda inaczej niż w wypowiedzi Camerona - zdaje się być naszym celem. Rząd Tuska zadowala się tym, co dostajemy z Unii, zadowala się, że możemy wybudować drogę, stadion, że możemy wydać na ludzi władzy, że możemy wydać na społeczeństwo, by kupić dla władzy przychylność. Sprawa budowy podstaw dla samodzielności gospodarczej w Polsce zupełnie go nie interesuje.
Bo i nie może - obecny rząd nie jest w stanie korzystać z unijnych środków w sposób zgodny z polską racją stanu. To wymaga bowiem nie lada wysiłku - trzeba przeprowadzić gruntowne zmiany w polityce krajowej (obniżyć koszty pracy, obniżyć koszty funkcjonowania państwa, unarodowić znaczną część kapitału i sprywatyzowanych firm istotnych dla narodowej produkcji, stworzyć mechanizmy przyjazne dla inwestowania, zbudować warunki do wzmacniania produkcji) oraz - co może być dla rządu znacznie poważniejszym wyzwaniem - przygotować się na ostrą walkę z Unią. Z nią trzeba nieustannie wchodzić w spór, bo ona Polsce na prawdziwy rozwój, na rozwój samodzielności polskiej gospodarki się nie zgodzi, i zgodzić się - w obecnym kształcie - nie może.
Unia - co widać coraz lepiej - przejęła sposób funkcjonowania strefy euro. Jedno i drugie działa na tej samej zasadzie. Największe państwa-płatnicy wydają pieniądze, które potem w rezultacie wracają do nich, dając im możliwość dominacji gospodarczej w UE. I tak ma być również w najnowszej perspektywie budżetowej.
Kraje takie, jak Polska, mają w Unii pełnić co najwyżej role bogatego niewolnika, który w wolnym czasie, za własne pieniądze kupuje towary w sklepie swojego pana.
Problem w tym, że polski rząd zadowala się rolą bogatego niewolnika... O własną wolność i silną pozycję zawalczyć nie ma zamiaru.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/150574-problemem-nie-jest-ilosc-euro-z-brukseli-problemem-jest-to-ze-przez-ue-i-rzad-euro-nie-mozna-wykorzystac-z-sensem-dla-polski