Mowa w walce z demokracją. "PO przekłamuje definicję mowy nienawiści. Najczęściej określa nią twarde krytykowanie rządu"

fot. PAP / D. Delmanowicz
fot. PAP / D. Delmanowicz

"Mowa nienawiści" - to hasło robi wielką furorę w ostatnich dniach. Platforma Obywatelska postanowiła rozpętać nowy etap wojno polsko-polskiej. Tym razem zamierza wziąć się za uzdrawianie polskiej debaty publicznej. I słusznie wielu komentatorów ostrzega przed inicjatywą rządzących i alarmuje, że mamy do czynienia z groźnym precedensem. Wydaje się, że PO znów nie chodzi o to, co zapowiada.

Platforma zdaje się bowiem nie pojmować, co to jest mowa nienawiści, oraz kto jest odpowiedzialny za wzrost agresji w Polsce. Zapowiedzi ścigania księży za zbyt ostrą krytykę rządu lub też internautów oskarżających legalne władze Polski o zdradę i mordy pokazują, że rządzącym nie na walce z mową nienawiści zależy. Oni zdają się budować kolejne narzędzie nacisku na krytyków i tworzyć nowy mechanizm niszczenia ich. Manipulacje przy okazji debaty o mowie nienawiści pokazują, że intencje PO ma inne niż mówi.

Platforma przekłamuje bowiem definicję mowy nienawiści. Tym określeniem zwykło się najczęściej określać twarde krytykowanie rządu. Od dawna pojawiają się głosy, że mówienie o rządzących per zdrajcy, czy oskarżanie ich o mord jest mową nienawiści i należy z tym skończyć. Premier wielokrotnie oskarżał politycznych oponentów o budowanie napięcia wśród społeczeństwa oraz nawoływanie do zbrodni. Jednak słowa Donalda Tuska i jego sposób narracji jest typowym odwracaniem kota ogonem.

Mówienie o rządzie "zdrajcy", oskarżanie go o mord, to drastyczne sformułowania, ale nie są w żadnej mierze przykładem mowy nienawiści. Te słowa są oceną polityczną działalności polityka. Można się zgadzać z tym stwierdzeniem, albo nie zgadzać, jednak nie ma cienia wątpliwości, że nazwanie polityka zdrajcą, zaprzańcem, spiskowcem, agentem wpływu jest oceną polityczną jego działalności. I to nie może podlegać w żaden sposób sankcjom. No chyba że Platforma - jak wiele osób wskazuje - już przystąpiła do budowy państwa totalitarnego.

Walka z mową nienawiści rzeczywiście jest potrzebna, jednak w przeważającej części musi ona objąć ludzi obecnej władzy oraz establishmentu. To oni bowiem mają pozycję dominującą, oni więc są odpowiedzialni za kształt debaty publicznej. I nie jest prawdą, że to PiS podgrzewa atmosferę, nawołuje do agresji i sprzyja emocjom. Jest dokładnie na odwrót. Platforma działając aktywnie na rynku mediów, dążąc do przejęcia całego spektrum medialnej przestrzeni w sposób niezwykle niebezpieczny podwyższa emocje Polaków. Powoduje, że nie mają one którędy uciec. Nie ma wentyla bezpieczeństwa. Pojawiają się więc napięcia ponad miarę. Do tego dochodzi niesamowita wręcz skala kłamstwa i niegodziwości, która jest obecna w wypowiedziach i działalności ludzi władzy. Skala niegodziwości znów wzmaga emocje Polaków i powoduje, że przypadków ostrych reakcji i komentarzy jest coraz więcej. To Platforma jest więc odpowiedzialna za te emocje.

Jednak nawet one nie są kluczowe dla zrozumienia pojęcia mowy nienawiści. Kluczowe w walce z tym pojęciem wydaje się bowiem nie to, co pojawia się w komentarzach, ale to, co jest w tle. To atmosfera, klimat społeczny buduję narzędzia mowy nienawiści. Czy dziś w Izraelu nazwanie kogoś Żydem jest przykładem mowy nienawiści? Nie jest. A w III Rzeszy było. Było, bowiem kontekst sytuacyjny, propaganda oficjalna niemieckiego państwa czyniła z Żyda rzecz. Nazwanie kogoś ty Żydzie w sytuacji, gdy państwo i elity tego państwa Żydów skazują na zagładę i traktują jak niechciany przedmiot, jest przykładem mowy nienawiści. Jest przykładem dehumanizującego podejścia do człowieka.

Mowę nienawiści buduje się w dwojaki sposób. Po pierwsze należy zbudować kontekst, przedstawić grupę społeczną, np. Żydów w Niemczech, jako zdehumanizowaną społeczność, nie mającą cech i przymiotów ludzi, nie mającą godności człowieka. I tę grupę niszczyć, ośmieszać, atakować, a w końcu - gdy państwo będzie gotowe - zabić. Mowa nienawiści ma swoich "utrwalaczy", którzy powtarzają, że dana grupa jest bezludzka, że jest niegodna życia w danym państwie, że należy ją zdegradować. Mowa nienawiści ma również swoich "praktyków", którzy w sposób bezpardonowy pokazują - nie słowami, ale postawą, że z danymi ludźmi nie warto polemizować, nie warto rozmawiać, ani się nawet kłócić. Nie warto, bo nie, bo oni są sobą.

W ostatnich latach tę pierwszą rolę - rolę utrwalaczy - w Polsce szczególnie gorliwie pełnią Janusz Palikot - były działacz PO oraz Stefan Niesiołowski z PO, a także przychylni Platformie dziennikarze. Wspólnie pracują nad zdehumanizowaniem PiSu oraz każdej formy patriotyzmu. Drugą rolę - rolę "praktyków" - sprawują niemal wszyscy politycy Platformy (może z wyjątkiem Jarosława Gowina), z Donaldem Tuskiem oraz Jackiem Rostowskim na czele. Ich zadanie jest proste - kłamać, mataczyć, podnosić emocje Polaków niegodziwością i praktykować dehumanizację PiSu. Tą formacją, jej politykami pogardzać co dzień. I to się kręci, przy wsparciu największych mediów. Przemysł pogardy w pełni.

Jeśli więc Platforma chciałaby rzeczywiście walczyć z mową nienawiści, najpierw powinna zastukać do drzwi swojego kierownictwa oraz zaplecza medialnego. Tylko wybitny naiwniak jest w stanie sądzić, że tak właśnie będzie. Skoro więc nie o walkę z mową nienawiści tu chodzi to o co. Można zacząć się bać...

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.