Policja mogła przyczynić się do wywołania zamieszek. Pytania o prowokację coraz bardziej zasadne

Fot. PAP/Jakub Kamiński
Fot. PAP/Jakub Kamiński

Wydarzenia z niedzielnego wieczora zostały natychmiast wykorzystane, by pokazać Polakom, że Święto Niepodległości psują nam prawicowcy i ich marsz. Pytanie o polityczną prowokację wymierzoną w legalny marsz jest coraz bardziej zasadne.

W czasie Marszu Niepodległości podobnie jak w zeszłym roku mieliśmy do czynienia z zaskakującą działalnością polskiej policji. Brak działań prewencyjnych, dopuszczenie do wmieszania się w tłum chuliganów, zatrzymanie pochodu, zamknięcie w kwadrat uczestników Marszu z jednoczesnym apelowaniem, by uczestnicy się rozeszli, aktywna działalność mająca na celu odwołanie całej imprezy, relacje świadków, którzy mówią, że policja biła kogo popadnie oraz relacje tych, którzy widzieli, jak z wozów policyjnych wysiadają zamaskowani ludzie, potem wszczynający burdy - to wszystko składa się na uzasadnione podejrzenie, że znów wobec Marszu Niepodległości zorganizowano prowokację medialno-policyjno-polityczną.

Jej cel był jasny i oczywisty - na co wskazują komentatorzy od niedzieli. Media mogły - i to robiły - pokazywać, że marsz prezydencki był niezwykle cenną, ważną i godną kontynuowania inicjatywą. Pozostałe marsze były ok. W sumie Święto Niepodległości się udało. Jest jednak małe ale, podkreślane w medialnej narracji. Ta prawica! Marsz Niepodległości na tle wszystkich imprez miał wypaść, jako pochód skrajnych radykałów, którzy zagrażają polskiej demokracji i bezpieczeństwu.

Podłoże do tej propagandy od lat dają media, na czele z "Gazetą Wyborczą". To ona przed marszem znów ostrzegała przez faszyzmem itd. Dała w ten sposób pożywkę dla interpretowania zamieszek, które mogły być wynikiem politycznego zlecenia.

Technicznie policyjna prowokacja na Marszu Niepodległości była bardzo prosta do przeprowadzenia. Wystarczyło odpowiednio zaostrzyć sytuację, np. poprzez demonstrację siły oraz otoczenie uczestników pochodu kordonem. Następnie trzeba było zorganizować małą grupkę inicjującą, która rozpocznie zamieszki ze swoimi policyjnymi kolegami. Funkcjonariusze mają wprawy w takim działaniu, ponieważ odgrywają takie scenariusze na ćwiczeniach przed manifestacjami. Nic więc prostszego niż odegrać znaną scenkę w centrum Warszawy.

Prawdopodobieństwo, że obecni w okolicy chuligani się dołączą do walki jest wysokie, więc warto zaryzykować. Relacje uczestników, którzy widzieli zadymiarzy wysiadających z policyjnych suk czy relacje posłów, którzy mówili, że jeden z zamaskowanych mężczyzn biegający z pałką nie zaprzeczał, że jest policjantem, wskazują, że takie działania mogły mieć miejsce w Warszawie.

Na podstawie starć w niedzielę media wyciągają pochopne wnioski i dyskredytują Marsz Niepodległości. Pomijają przy tym wszystkie fakty wskazujące na możliwość prowokacji politycznej. Motywacje mediów zdają się być oczywiste.

Tymczasem media powinny zająć zupełnie inne stanowisko wobec zajść. Przede wszystkim należy publicznie stawiać pytania:

Dlaczego policja po raz kolejny wykazała się nieskutecznym zabezpieczeniem prewencyjnym Marszu Niepodległości i nie zabezpieczyła jego uczestników przed wmieszaniem się chuliganów w tłum?

Dlaczego grupy chuligańskie nie zostały w czasie Marszu wezwane na komisariaty policji? Czy grupy chuligański są w ogóle znane policji?

Kto podjął decyzję, by otoczyć uczestników Marszu Niepodległości i straszyć ich agresją policjantów, jeśli się nie rozejdą?

Dlaczego policji tak bardzo zależało na tym, by Marsz został odwołany?

Czy prawdą jest, że wśród osób inicjujących starcia byli policjanci albo prowokatorzy policyjni?

Czy gdyby nie zaskakująca działalność policji w ogóle do starć by doszło?

 

To ostatnie pytanie jest niezmiernie istotne, ponieważ wydaje się, że bez bodźca zewnętrznego chuligani obecni w centrum Warszawy mogli nie włączyć się w burdy i walkę z policją. Relacje świadków, którzy widzieli, jak w miejsce zamieszek kierują się kolejne grupy chuligańskie pokazują, że wiele z nich mogło przybyć do Warszawy, licząc, że coś się będzie działo. Dopiero gdy się zaczęło wybuchła w nich agresja.

Zadawanie przytoczonych pytań są niezmiernie istotne. Wydaje się bowiem wielce prawdopodobne, że sama policja przyczyniła się do wywołania zamieszek na ulicach Warszawy, że wzięła udział w prowokacji wymierzonej w legalny Marsz Niepodległości. Bez jej działań Marsz Niepodległości być może byłby niezakłóconym pochodem ludzi świętujących Niepodległość, na pewno byłby mniej chaotyczny i spokojniejszy. To jednak nie dawałoby nadziei na polityczne zyski tych, którzy na walce z patriotyzmem budują swoją pozycję.

W zeszłym roku walki chuliganów w czasie Marszu Niepodległości (wtedy również policja odegrała niezwykle kontrowersyjną rolę) zostały wykorzystane do zmiany ustawy o zgromadzeniach publicznych oraz do ograniczenia konstytucyjnych swobód Polaków. Ciekawe, co władza wymyśli w tym roku, by "uzdrowić" polską rzeczywistość...

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.