Od lat w Polsce obserwujemy obniżanie się standardów debaty publicznej. Wielu komentatorów wskazuje, szczególnie w ostatnich latach, że poziom publicznego dyskursu sięgnął już dna. Jałowość większości przekazów mediów głównego nurtu oraz polityków z dominujących środowisk jest ogromna. Coraz częściej wśród ich wypowiedzi i narracji pojawia się kłamstwo i niegodziwość. Powszechność tego zjawiska budzi niepokój i każe domniemywać, że są one elementem systemowych wbudowanym na stałe w rzeczywistość współczesnej Polski.
Polskie życie polityczne przeżarte jest do cna tymi kłamstwem i niegodziwością. Najczęstszą emanacją tej ostatniej są manipulacje i celowe przemilczanie niewygodnych faktów. W ten sposób publicznego dyskursu włączają się najważniejsi politycy w kraju, w tym Prezydent Bronisław Komorowski. W jednym z wywiadów stwierdził, że w Polsce należy uważać z grami komputerowymi i serwisami satyrycznymi, które zachęcają do "strzelania" do prezydenta. Swoją obawę Komorowski motywował tym, że w Polsce zabito Gabriela Narutowicza. I w słowach prezydenta nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to z jego ust padły znacznie groźniejsze niż gry stwierdzenia, gdy w 2008 roku Rosjanie ostrzelali w Gruzji kolumnę śp. Lecha Kaczyńskiego. Wtedy Komorowski mówił o tym, że snajper musiał być ślepy, ponieważ nie trafił z 30 metrów. Czy wtedy historia Narutowicza nie miała znaczenia? Wydaje się, że nie, ponieważ całe otoczenie polityczne Bronisława Komorowskiego i jego partii politycznej kontynuowało kampanię, opartą na podobnych stwierdzeniach. "Strzelanie do Kaczek", ich "patroszenie", czy życzenie śmierci Jarosławowi Kaczyńskiemu to jednak zdaje się co innego niż gry w internecie, wymierzone w Komorowskiego. Gry, co warto zaznaczyć, polegające na „strzelaniu” w postać prezydenta Komorowskiego kaloszem.
Obecny Prezydent niestety często sięga do manipulacji, nie tylko bieżącą polityką. Świadczą o tym jego wypowiedzi dotyczące rocznic historycznych. Przykładem tego niedawna uroczystość związana z Sierpniem 80. W czasie wręczania odznaczeń podziemnym wydawcom Komorowski przyznał, że najchętniej odznaczyłby Donalda Tuska. Za co? Nie wiadomo, ponieważ jego dokonań z czasów stoczniowego strajku z 1980 roku nikt nie zna. Nie przeszkodziło to jednak promować obecnego premiera na lidera sierpniowej walki o wolną Polskę. Prezydent swoją wypowiedzią wpisał się w ten sam nurt działań, jaki miał wynieść do rangi bohaterki narodowej Henrykę Krzywonos. Kampania promowania jej jako legendy zaczęła się od słynnej i szokującej wypowiedzi, w której zarzuciła Jarosławowi Kaczyńskiemu niszczenie godności jego niedawno zmarłego brata. Te słowa stały się początkiem medialnej kariery Krzywonos. Zaczęto ją lansować na nową legendę „Solidarności”. Cel był jasny, podobnie jak słów Komorowskiego o sierpniowych zasługach Tuska. Media i politycy PO chcieli zafałszować historię i wylansować nowych bohaterów. Krzywonos miała "zastąpić" tragicznie zmarłą śp. Annę Walentynowicz, nielubianą na salonach. Historycy szybko naświetlili fałsz tej próby. Niestety, jak widać po słowach z ostatnich sierpniowych uroczystości, kłamstwo historyczne nadal jest sprzedawane Polakom.
Trudno się jednak dziwić. Obecna władza często dopuszcza się kłamstw i nie jest z tego rozliczana. Kłamstwom Donalda Tuska poświęcono wiele artykułów. Mijanie się z prawdą premiera ws. obietnic wyborczych, w ostatniej aferze Amber Gold czy w wypowiedziach na temat katastrofy smoleńskiej opisywane było wiele razy. Jednak w świetle ostatnich doniesień i pomyleniu ciała śp. Anny Walentynowicz czy Ryszarda Kaczorowskiego, warto smoleńskie kłamstwa przypomnieć. Najważniejsi polscy urzędnicy, z Donaldem Tuskiem i obecną marszałek Ewą Kopacz na czele, wielokrotnie kłamali, zapewniając Polaków, że identyfikacje zwłok i sekcje są przeprowadzane z udziałem polskich ekspertów, a każda rodzina może mieć pewność kogo pochowała. Dziś wiadomo, ile te zapewnienia były warte. Niestety coraz więcej rodzin mówi twardo o masowych fałszerstwach strony rosyjskiej, do których dopuściły polskie władze. Choć dziś widać, ile warte były słowa Kopacz i Tuska, jak dalece okłamali Polaków, nikt nie pociągnął ich do odpowiedzialności. Nie widać, by opinia publiczna była skłonna i chętna, by na nich to wymusić.
Wątpliwe również, by sprawa kłamstwa, które uderza w podstawowe bezpieczeństwo Polski miała jakiekolwiek skutki. Obecnie okazuje się, że forsowana przez miesiące kampania zapewniania Polaków, że Gazociąg Północny nie jest dla polskich interesów groźny również była cynicznym oszustwem. Minister Radosław Sikorski jeszcze w marcu 2010 roku mówił, że „Polska nie jest entuzjastą tego projektu, ale strona niemiecka uwzględniła polskie postulaty dotyczące tego, aby rurociąg nie zagrażał ani teraz, ani w przyszłości dostępowi do portu w Świnoujściu”. Dziś z kolei okazuje się, że właśnie Nord Stream blokuje polski port i nie pozwala na jego rozwój. Nawet prorządowa „Gazeta Wyborcza” wskazuje, że rosyjsko-niemiecka rura szkodzi Polsce.
Port w Świnoujściu mógłby zostać wielkim węzłem transportu na Bałtyku. Ale to plany pisane palcem po wodzie, bo gazociąg Nord Stream z Rosji do Niemiec zablokuje rejsy do Świnoujścia statkom o dużym zanurzeniu
- czytamy w „GW”. I tak oto kolejne zapewnienia okazują się być bezczelnym kłamstwem. Kłamstwem, jakich wiele już obecnej ekipie udowodniono.
Polacy zdają się jednak nie przejmować kłamstwem w życiu publicznym. Być może jest to skutek wszechobecności oszustwa. Nie dotyczy to jedynie życia politycznego. Do cynicznego i celowego kłamstwa doszło również w apolitycznej historii kapitana Tadeusza Wrony, który lądował awaryjnie na Okęciu. Kapitan Wrona stał się bohaterem mediów, lansowanym przez tygodnie na wzór. Maszyna musiała lądować na brzuchu, ponieważ nie wysunęło się jej podwozie. Wrona uznany został za cudotwórcę. Jednak szybko okazało się, że naprawdę to on mógł być winny całego zamieszania. Jak pisał tygodnik "Wprost", komisja badania wypadków lotniczych wykryła, że samolot, który lądował na brzuchu, był sprawny, a załoga nie włączyła bezpiecznika odpowiedzialnego za awaryjny system hydrauliczny. Te doniesienia idą w parze z wcześniejszymi, wstępnymi ustaleniami ekspertów. Choć były one znane, nie przeszkadzało to mediom i politykom promować kłamliwych tez o wielkich zasługach kapitana Wrony. Otrzymał on nawet order od Prezydenta RP. Okazało się, że de facto to Wrona naraził życie wielu osób oraz – co mniej istotne – spowodował ogromne straty narodowego przewoźnika.
Ludzie i instytucje lansujące fałszywy obraz kapitana Wrony mieli świadomość tego, co robią. Jednak podjęli kłamliwą akcję chwalenia kapitana Wrony. Podobny mechanizm widać było, gdy rozpętano burzę wokół gimnazjum salezjańskiego w Lubinie. Media ujawniły zdjęcia z "kocenia" pierwszoklasistów. Pisano o zlizywaniu bitej śmietany z kolan księdza dyrektora, tworzono atmosferę niemal pedofilskiego wykorzystywania dzieci. Jeden z dziennikarzy "Gazety Wyborczej" porównywał zdjęcia do filmów pornograficznych! Rozpętano absurdalną i jak się wydaje kłamliwą kampanię wokół szkolnej zabawy. Same dzieci, biorące udział w tej zabawie, oraz ich rodzice, a także nauczyciele szkoły tłumaczyli, że w scenie ujawnionej przez media nie było niczego oburzającego. Uczniowie musieli dotknąć nosem pianki do golenia, która znajdowała się na kolanie księdza dyrektora. Nie miejsce tu na ocenę tej zabawy. Trzeba bowiem przede wszystkim zaznaczyć, jak wielkiego oszustwa dokonano w tej sprawie. Media, mając świadomość kłamstwa, pastwiły się nad szkołą oraz jej dyrektorem. Dokonano manipulacji, pokazano zdjęcia, tak, by móc je od razu zakłamać i wmówiono opinii publicznej, co ma na nich widzieć. Zachowanie mediów, które rozpoczęły i podsycały atmosferę wokół gimnazjum, zasługuje na szczególnie mocne napiętnowanie.
Kłamstwo medialne jest popularne w wielu krajach świata. Ratunkiem dla ludzi dotkniętych medialnym kłamstwem mają być sądy. Jednak w Polsce zdarza się nawet, że to sądy sankcjonują kłamstwo. Wystarczy przypomnieć historię agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy oraz procesów, jakie wytacza osobom mówiącym o TW Bolku. Krzysztof Wyszkowski po dziś dzień zmaga się ze skutkami sankcjonowania przez sądy i instytucje państwowe kłamstwa na temat Wałęsy. Choć Piotr Gontarczyk i Sławomir Cenckiewicz wykazali i zgromadzili nowe dowody na to, że TW Bolek to Wałęsa, choć dokumenty na ten temat i nowi świadkowie pojawiają się ostatnio coraz częściej, sądy wciąż skazują m.in. Wyszkowskiego za mówienie, że Lech Wałęsa był agentem SB. Nakazują mu nawet przepraszanie go za powiedzenie prawdy! Przez niezgodną z prawem decyzję Leona Kieresa, który jako prezes IPN nadał Wałęsie status osoby pokrzywdzonej przez SB, choć nie miał do tego prawa (istniały bowiem podejrzenia o współpracy Wałęsy z SB, co wykluczało nadanie tego statusu), Wałęsa przez lata ciągał po sądach tych, którzy o jego związkach z aparatem represji PRL mieli odwagę mówić. A sądy zamiast zająć się rzetelne sprawą, z racji uwikłania w aparat represji PRL czy z racji politycznej poprawności, uznawały, że IPN miał rację i skazywały tych, których do sądu ciągał Wałęsa. Historia przeszłości Wałęsy została zakłamana w majestacie prawa i na sali sądowej.
Lista kłamstw w polskiej debacie publicznej, jedynie z ostatniego miesiąca, zajęłaby wiele stron. Kłamstwo i nieprawość jest zdaje się wpisana na stałe w rzeczywistość III RP. Skoro występuje na tak różnych płaszczyznach życia publicznego oraz społecznego można uznać, że jest elementem współkształtującym polską rzeczywistość. Winę za taki stan rzeczy ponoszą środowiska, które nadają kształt debacie publicznej. To głównie media liberalno-lewicowe oraz środowiska postkomunistyczne. Dziś emanacją polityczną jednych i drugich jest Platforma Obywatelska. Wygląda na to, że PO i jej zaplecze potrzebuje kłamstwa i manipulacji do swoich celów. Dzięki temu udaje się krępować debatę publiczną i zwiększać jej jałowość. W Polsce coraz częściej spór ideowy czy spór o interpretacje faktów zastępowany jest sporem o uznanie prawdy za prawdę a kłamstwa za kłamstwo. Potencjał ludzki w Polsce jest marnowany na prostowanie manipulacji, szerzonych przez dominujące środowiska. Na spory poważniejsze często brakuje czasu i możliwości. Media i politycy skutecznie wiążą Polaków swoimi kłamstwami. Dla nich ma się liczyć ciekawa opowieść, medialny show, budzący emocje, czasem złość, czasem euforię. To, czy jest on zgody z prawdą, nie ma znaczenia. Promowanie oszustwa ma również inny cel, polityczny. Pozwala politykom i urzędnikom żyć w permanentnym kłamstwie. Skoro opinia publiczna niemal co dzień epatowana jest nieprawdą, Polacy stają się coraz mniej wyczuleni na fałsz. Dzięki temu politycy mogą kłamać, a gdy ich ktoś przyłapie nie muszą już nawet się wypierać. To, że oszukali, przestaje kogokolwiek obchodzić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143168-niegodziwosc-i-klamstwo-w-centrum-iii-rp-to-pozwala-politykom-i-urzednikom-zyc-w-permanentnym-klamstwie