Widząc zasługi Michała Tuska na rzecz odkrywania prawdy o aferze Amber Gold nie dziwi strach PO przed komisją śledczą

Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Platforma Obywatelska oraz Polskie Stronnictwo Ludowe, zgodnie z przewidywaniami, nie zgodziły się na powstanie komisji śledczej, która miałaby zbadać sprawę afery Amber Gold. Choć wydaje się, że jej powołanie jest niezbędne, by zbadać dlaczego prokuratura oraz służby specjalne w sposób zadziwiająco nieudolny zabezpieczały interesy państwa polskiego oraz Polaków, a politycy tak chętnie włączali się czynem i słowem w budowanie potęgi oszusta Marcina P., wygrały potrzeby partyjne i środowiskowe. Nie ma żadnych wątpliwości, że PO po ujawnieniu szczegółów tej sprawy mogłaby nawet zniknąć ze sceny politycznej.

Po decyzji posłów przez media przewinęła się fala komentarzy i domysłów, co stało za decyzjami Platformy. Powtarzało się, że decyzja ta ma związek ze strachem przez prawdą. I trudno się z tym nie zgodzić. Jednak mało osób zwracało uwagę, kto naprawdę może pogrążyć Platformę oraz Donalda Tuska. Z rozwoju afery AG i jej przebiegu medialnego można domniemywać, że największym zagrożeniem wcale nie jest opozycja czy dziennikarze sprawdzający władzę (tych jak na lekarstwo w Polsce). Największym zagrożeniem dla partii rządzącej i szefa rządu jest Tusk. Michał Tusk.

To on ujawnił szczegóły swoich związków z firmą OLT, to on podał do publicznej wiadomości szczegóły rozmów ze swoim ojcem Donaldem Tuskiem, który odradzał mu pracę u Marcina P. To również on opowiadał, ile zarabiał u oszusta, jak wyglądała procedura rekrutacji jego przez OLT oraz o tym, jak pomagał P. odpowiadać na pytania zadane mu przez "Gazetę Wyborczą", w której sam pracował. To również Tuskowi zawdzięczamy wiedzę o specyficznej praktyce zatrudniania w OLT ludzi zatrudnionych również na lotnisku gdańskim.

W jednym z artykułów czytamy, że młody Tusk powiedział: napiszcie, że jestem debilem. Wielu zastanawiało się, czym są wybiegi młodego Tuska. Czy to przejaw cynicznej gry i rozładowania gigantycznej afery, która i tak ujrzałaby światło dzienne? Czy też przejaw owego debilizmu, do którego Tusk sam się przyznaje? Wiele wskazuje, że mamy do czynienia z tym drugim.

Wydaje się, że młody Tusk zrobił swojemu teflonowemu tacie niedźwiedzią przysługę. Szef PO miał szansę, jak zwykle ostatnimi czasy, wywinąć się z tej afery. Mógł zrzucić z siebie odpowiedzialność, wmówić Polakom, że to oni - prokuratura, sądy, służby, ministrowie itd - zawiedli, ale nie on. Tak zresztą starał się robić w debacie sejmowej. Z pomocą przyszli usłużni dziennikarze, pokroju Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, którzy wyjaśniali, że Tusk jest czysty, a zawiodło państwo. Premier miał szansę się wywinąć, ale...

Jego możliwości skutecznie osłabił syn Tuska, Michał. To przecież on swoimi wywiadami zawiązał polityczną pętlę na premierze. On ujawnił fakt, że Tusk senior wiedział o Amber Gold, OLT i Marcinie P. wszystko, on ujawnił, że służby w Polsce nie zabezpieczyły rodziny premiera przed włączeniem się w proceder przestępczy o masowej skali. Opinia publiczna wiele zawdzięcza młodemu Tuskowi.

Widząc zasługi Michała Tuska na rzecz odkrywania prawdy o aferze Amber Gold nie dziwi strach PO przed komisją śledczą. Platforma najwyraźniej przestraszyła się, że młody Tusk wygada wszystko, co wie. Wezwanie Tuska przed komisję byłoby czymś oczywistym. Jego zeznania mogłyby natomiast utopić premiera Tuska wraz z jego (P)Okrętem. Tych zeznań nawet godny następca Mirosława Sekuły nie dałby rady przykryć. Nawet pytania do krzeseł i pustej sali mogłyby Platformy nie uratować.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych