Dzisiejsza aktywność medialna pułkownika Mikołaja Przybyła zmieniła zupełnie wydźwięk jego poniedziałkowej konferencji prasowej oraz strzału jaki oddał – ponoć - do siebie. Bez względu na to, czy chciał się zabić, tylko postrzelić, czy zorganizował skrupulatnie wielką mistyfikację, co również jest bardzo prawdopodobne, wydarzenia z Poznania budzą przerażenie i ogromne wątpliwości, dotyczące sytuacji wewnętrznej w prokuraturze wojskowej.
Nie ulega już żadnej wątpliwości, mówił z resztą o tym sam Przybył, że za poniedziałkowymi wydarzeniami stała tylko i wyłącznie chęć obrony Naczelnej Prokuratury Wojskowej i jej szefa gen. Parulskiego. Mniejsza z tym, jak naprawdę wyglądały wydarzenia z poniedziałku oraz czy Przybył chciał się zabić czy tylko postrzelić. To jest mniej istotne. Istotne jest to, że prokurator wojskowy był w stanie próbować popełnić samobójstwo lub zorganizować mistyfikację dla swojego szefa. To pokazuje skalę uwiązania oraz wzajemnych zależności panujących w prokuraturze wojskowej. Biorąc pod uwagę wydarzenia z Poznania należałoby uznać, że dzisiejsza prokuratura wojskowa jest sektą, w której prokuratorzy są tak związani, a może manipulowani, że za swoim szefem pójdą w ogień.
Jak informował portal wPolityce.pl postrzał Przybyła zbiega się w czasie z planowanym ogłoszeniem przez Andrzeja Seremeta decyzji o likwidacji prokuratur wojskowych. Dla gen. Parulskiego, którego nie znosi Prokurator Generalny, oznaczałoby to zwolnienie i koniec służby w prokuratorze. Jednak obecnie do tego nie dojdzie. Dzięki decyzji Przybyła sprawa została odłożona i być może zarzucona w ogóle. Co ważne, w Poznaniu wystąpił nie byle kto. Pułkownik Przybył był – jak mówił sam Parulski – wychowankiem szefa NPW, zawdzięcza jemu pozycję. Cieszył się również ogromnym zaufaniem, ponieważ to właśnie Przybyłowi zostało powierzone zadanie skompromitowania prokuratora Pasionka. Przybył prowadził jego sprawę. Sprawę opartą m.in. na dziwacznych zeznaniach Parulskiego.
Bieg wydarzeń pozwala wyciągać wnioski o ratowaniu gen. Parulskiego przez Mikołaja Przybyła. Mówił o tym dziś dla PAP sam ranny, który przyznał, że strzelał do siebie, ponieważ chciał bronić istnienia prokuratury wojskowej pod kierownictwem obecnego szefa. To pokazuje, że w prokuraturze wojskowej panuje toksyczna atmosfera. Jak już pisałem istnieje kilka hipotez dotyczących wydarzeń z Poznania. Każda z nich pokazuje skalę patologicznego uwiązania lub samozwiązania prokuratora.
Co mówi to o polskiej prokuraturze wojskowej? To, że jest ona zdominowana przez szefa, że panują tam warunki przypominające sektę, w której członkowie są w stanie poświęcać się bez reszty jednemu człowiekowi, który uchodzi za guru czy bóstwo. I podobny obraz prokuratury rysuje się po ostatnich wydarzeniach. Co szczególnie niepokojące, osobą wiążącą swych podwładnych jest gen. Parulski, który skompromitował się przy okazji śledztwa smoleńskiego, a swoją obecną pozycję zawdzięcza aktywności politycznej za czasów rządu PiSu. To po protestach przeciwko rzekomym naciskom politycznym Zbigniewa Ziobro stał się postacią pierwszo planową i właśnie za to otrzymał nominację generalską.
Biorąc pod uwagę wagę śledztwa smoleńskiego czy śledztw dotyczących korupcji przy wojskowych przetargach na masową skalę sytuacja, w jakiej znajduje się prokuratura wojskowa, ma dziś przełożenie na bezpieczeństwo państwa oraz jego suwerenność. Wydarzenia z Poznania pokazują, że sytuacja wewnętrzna NPW stanowi zagrożenie dla jednego i drugiego. Bowiem środowisko sekciarskie o patologicznej lojalności względem jednego skompromitowanego człowieka nie jest w stanie rozwikłać żadnej sprawy. Choć motywacją płk. Mikołaja Przybyła była chęć obrony wojskowej prokuratury i sądów oraz gen. Parulskiego wyrządził on im raczej krzywdę. Dał argument w ręce tym, którzy wzywają do likwidacji wojskowych struktur. I coraz trudniej dziś oponować. Sekty wojskowych śledczych nam nie trzeba…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/125172-naczelna-sekta-wojskowa-w-prokuraturze-wojskowej-panuje-toksyczna-atmosfera