Centra polskich miast zamieniają się w tandetne lunapary. To żadna europeizacja, to tajlandyzacja i trzeba wyjątkowej ślepoty, by tego nie dostrzec.
Już kilka lat temu przekonałem się, że nie da się przejść wieczorem po krakowskim Rynku, by nie dostać co najmniej kilku propozycji odwiedzenia „klubu ze striptizem”. Naganiacze stoją wszędzie, a pod Bazyliką Mariacką wręcz biją się o miejsca. Cóż, widocznie pod Wawelem chcą budować drugi Bangkok, a nie Wiedeń – pomyślałem.
Piszę te słowa z Wrocławia, gdzie działający w Rynku, a jakże by inaczej, klub go go (i nie jest to lokalny oddział partii Gowina – Godsona) wypuszcza hordy rajfurek, by napastowały naiwniaków wypuszczających się po 21.00 do miasta. Nie wiem czy opiewany w (uzależnionych od municypalnych reklam) lokalnych mediach prezydent Dutkiewicz bywa w centrum po zmroku. Polecam mu spacer z przyjacielem – naganiaczki nie dadzą wam dojść do słowa, ale też o czym tu rozmawiać, gdy wszystko jasne.
W Warszawie rajfurów nie ma, bo w mieście nie ma prawdziwego rynku. Są za to tony ulotek wkładanych za szybę samochodów. Każdy, kto zaparkował choć na chwilę w centrum wie o czym mówię.
Wiem, że takie miejsca nie znikną. Wiem jednak, że nie muszą straszyć w historycznych centrach miast, bo to jest właśnie równanie do Manili, nie do starej Europy. Jasne, w Londynie czy Paryżu bez trudu można znaleźć takie przybytki, ale nikt nie atakuje z ulotkami pod pałacem Buckingham czy w Luwrze. I pamiętam, że jedynym prezydentem miasta, który choć próbował walczyć u nas z tą plagą był śp. Lech Kaczyński.
I jeszcze jedno. Nie, moralnych pouczeń nie będzie. Wszystkim panom korzystającym z tych lokali szczerze życzę, bo zobaczyli tam kiedyś swoje córki. To będzie niezapomniane spotkanie.
----------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------
Tylko u nas w sklepie wSklepiku.pl, możesz kupić gadżety z logotypem wPolityce.pl ti:
oraz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/185940-nie-da-sie-przejsc-wieczorem-po-krakowskim-rynku-by-nie-dostac-co-najmniej-kilku-propozycji-odwiedzenia-klubu-ze-striptizem-to-tajlandyzacja