Europa Plus czy Minus? "Oczywistym beneficjentem wojny pozycyjnej na lewicy jest i raczej będzie w dalszym ciągu PO"

PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Wbrew moim przypuszczeniom zawartym w notce z grudnia ubiegłego roku, Aleksander Kwaśniewski nie chciał już dłużej czekać na ostateczne wykrwawienie stron w trwającej od ponad roku wojnie pozycyjnej między RuPa i SLD. Z tajemniczych powodów, mimo ostatnich kłopotów Janusza Palikota z feministkami, zdecydował się na zawarcie z nim taktycznego sojuszu. Uaktywnił też swojego człowieka nr 1 w SLD czyli Ryszarda Kalisza, którego odchodzenie/wyrzucanie z Sojuszu będzie teraz zapewne przez pewien czas wiodącym tematem dla mediów, tak jak przez kilkanaście dni był nim konflikt Wandy Nowickiej z Palikotem.

Czy jednak znaczy to, że w wyborach do PE lewicowy wyborca będzie miał do wyboru zaledwie dwie listy czyli Europy Plus (Kwaśniewskiego, Palikota i Siwca) oraz SLD? Tak się oczywiście może zdarzyć, ale skruszona mina Palikota w trakcie konferencji z Kwaśniewskim i wymuszone przez tego ostatniego przeprosiny pod adresem Nowickiej nie muszą wcale oznaczać bezwarunkowej kapitulacji. Palikot, który popełnił ostatnio kilka błędów i znalazł się w defensywie, wciąż ma za sobą - co pokazał wynik głosowania nad wykluczeniem Nowickiej - niemal cały klub parlamentarny RuPa i zalążek struktur terenowych. Natomiast Kwaśniewski poza nieco już wyblakłą legendą Mojżesza lewicy ma do dyspozycji jedynie Siwca, Kalisza oraz konta, o których zawartości najpewniej już wkrótce napisze szczegółowo „Gazeta Wyborcza”.  A jak nie o nich, to o jakiejś kolejnej z licznych synekur byłego prezydenta (zainteresowanych tym wątkiem polecam np. stronę firmy APCO). I wtedy zapewne Palikot spróbuje odzyskać utracone pole, co może zaowocować szybkim rozpadem skleconego z takim trudem sojuszu. W efekcie lewicowy wyborca może mieć już trzy listy do PE, a jak Wanda Nowicka i jej koleżanki nie zawiodą, to może nawet cztery. Słowem perspektywy dla  pluralizmu na lewicy są coraz większe.

Oczywistym beneficjentem nasilającej się wojny pozycyjnej na lewicy jest i raczej będzie w dalszym ciągu PO. Partia rządząca trzeszczy wprawdzie w szwach coraz mocniej, ale nie pęka i nie wydaje się by nastąpiło to przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. Chyba, że sprawdzą się spekulacje niektórych komentatorów, że nowy minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz okaże się dla Tuska równie udaną nominacją, co niegdyś Janusz Kaczmarek dla Jarosława Kaczyńskiego. Wtedy wszystko może się zdarzyć.  Historia III RP – i nie tylko jej – już wielokrotnie pokazała, że „reformowanie” służb specjalnych przypomina zabawę w odpalanie sztucznych ogni w rafinerii.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.