Na tym świecie i zdrada stanu, i antysemityzm istnieją. W dzisiejszej Polsce jednak o tej pierwszej mówić ponoć nie wypada. O tym drugim woła się bez skrępowania. Ale poza samymi czynami zdrady i zachowaniami antysemickimi istnieje jeszcze wymiar zarzutów. Działania polegające na zarzucaniu komuś zdrady i antysemityzmu. A wiemy, że każde zarzuty mogą być zasadne, przesadne albo zupełnie bezpodstawne.
Rzeczywistość społeczną współtworzą nie tylko czyny (tu interesują nas zdrada i antysemityzm), ale i wyobrażenia czynów. Zarzuty – nawet bezpodstawne – jeśli są dostatecznie nagłośnione, mogą wytwarzać poważne społeczne skutki. Znana socjologom koncepcja definicji sytuacji mówi, iż ludzie w swym działaniu nie są kierowani przez fakty, ale przez to co uznają za fakty. Dlatego słowa – niezależnie od ich prawdziwości - są tak potężnym orężem w społecznych grach. Dlatego słowa mogą przynosić dobro lub zło.
Spłaszczona debata
Słowa o fikcyjnych zachowaniach mogą tworzyć rzeczywiste reakcje. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy przestrzeń dyskursu publicznego jest zdeformowana, gdy liczne media i tzw. autorytety nie są nastawione na osiąganie prawdy, ale na zarządzanie wyobraźnią masową w obronie interesów grupowych. Wtedy debata spłaszczana jest do wątków personalno-emocjonalnych. Pod tym względem typowe było sejmowe wystąpienie premiera Donalda Tuska po uzasadnieniu przez Jarosława Kaczyńskiego wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Nawet komentatorzy nieżyczliwi Prawu i Sprawiedliwości zwrócili uwagę, iż uzasadnienie było rzeczowe, a reakcja premiera demagogiczna.
Sprowadzanie problemów do ich warstwy emocjonalnej to świadomy propagandowy zabieg premiera, jego politycznego obozu oraz medialnych sojuszników. Smuci jednak, gdy do poziomu tego schodzą badacze – profesorowie. To, iż tak faktycznie bywa, pokazałem dwa lata temu w opracowaniu „Strategie unieważniania prawdy” (dostępne na stronie: zybertowicz.pl), gdzie opisałem reakcje na książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka dokumentującą blokowatość Lecha Wałęsy.
Przed przeczytaniem – skrytykuj!
Zanim książka się ukazała, „Gazeta Wyborcza” opublikowała list Przeciwstawmy się kampanii nienawiści podpisany przez znane osoby. Czytamy tam m.in.:
„Wobec ofiary ubeckich prześladowań ci policjanci pamięci stosują pełne nienawiści metody tamtych czasów. Gwałcą prawdę i naruszają fundamentalne zasady etyczne. Szkodzą Polsce.”
Wśród sygnatariuszy byli profesorowie: Jerzy Buzek, Bronisław Geremek, Karol Modzelewski, Henryk Samsonowicz i Barbara Skarga. Zwracam uwagę na cenzus akademicki tych osób, bo podpisując ów tekst, zaprzeczyły temu standardowi etosu pracownika nauki, który mówi, że siła asercji wypowiadanych twierdzeń nie powinna wykraczać poza poziom uzasadnienia tych twierdzeń. Tymczasem te mocne, obraźliwe słowa podpisali ludzie, którzy książki jeszcze nie znali.
Wierni własnym stereotypom
Dla części dzisiejszych środowisk patriotycznych sporo zachowań obecnej ekipy rządzącej wygląda na zdradę naszego interesu narodowego. Zuzanna Kurtyka w listopadzie 2010 roku zauważa: „jeżeli sięgalibyśmy po takie mocne słowa jak "zdrada", to ja tego określenia używałabym w stosunku do tego, co zrobił polski rząd, oddając śledztwo Rosjanom, bo zdradził polską rację stanu.” Czy Kurtyka ma rację? Przecież zarzut uzasadniła. Ale któż chce to rzeczowo rozważyć?
W debacie rzetelnej oskarżenia wysuwa się, gdy widać, że wyczerpane zostały znamiona czynów, które usprawiedliwiają zarzucenie – np. kierownictwu państwa – zdrady, albo - profesorowi historii - antysemityzmu. Często jednak występuje niechęć do podejścia rzeczowego, empirycznego. Bo gdy zapoznamy się bliżej z warunkami działania polityków, którym zarzucana jest zdrada, może okazać się, iż była to Realpolitik. Z drugiej strony, gdy zapoznamy się z niektórymi – wyglądającymi na antysemickie – tezami, może okazać się, iż znajdują one potwierdzenie w historycznych badaniach.
Ale przedstawicielom wielu środowisk bardziej zależy na wierności własnym stereotypom niż na analizie faktów. Bo fakty często prowadzą do bolesnych dysonansów poznawczych.
W obu przypadkach poważne zarzuty bywają słabo uzasadnione. Różnica polega na tym, że – zdaniem mainstreamu - w dzisiejszej Polsce zdrady stanu zarzucać nie wypada, zarzutem antysemityzmu zaś wolno posługiwać się przy każdej okazji. Zarzut zdrady wolno bezpodstawnie ośmieszać; do zarzutów antysemityzmu podchodzi się bezkrytycznie. Gdy zarzucą ci zdradę kraju, roześmiej się w twarz; gdy zarzucą antysemityzm – schyl kark i przepraszaj.
Takiej asymetrii nie akceptuję.
Tekst ukazał się w tygodniku "Sieci". Tam w każdym numerze nowy felieton profesora!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/155806-zdrada-stanu-i-antysemityzm-o-pierwszym-w-polsce-mowic-nie-wypada-o-drugim-wola-sie-bez-skrepowania