Labirynty jałowych diagnoz. "A gdy - zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?"

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Grzegorzowi B.

W styczniu 2012 roku gościem toruńskiego klubu „Szewska Pasja” był prof. Zdzisław Krasnodębski. Mówił o relacjach polsko-niemieckich. Przedstawił niekorzystny dla nas bilans tych relacji. Zarazem wskazał kilka pól, na których można by działać, by nadać tym relacjom bardziej partnerski charakter. Po wykładzie dyskutowano. Jak? Dodawano kolejne informacje i interpretacje pogłębiające pesymistyczny obraz. Nikt, choć na obecni byli także przedstawiciele środowiska akademickiego, nie podjął wątku działań prowadzących do poprawy pozycji naszego kraju w stosunkach z Niemcami. Nikt nie próbował skierować uwagi obecnych na te części wykładu, które określały pola, na jakich nadal możliwe jest działanie na rzecz interesów Polski.

Czy taka reakcja wynikała z niewiedzy? Nie sądzę – niektórzy dyskutanci wykazali się sporą wiedzą o stosunkach polsko-niemieckich. Czy z braku umiejętności twórczego myślenia – tak, w pewnej mierze. Bo szkicowanie nowych ścieżek działania właśnie takiego myślenia wymaga. Ale widzę jeszcze inną, ważniejszą i silniejszą przyczynę takiego zachowania. Pewien – zabójczy dla nas-Polaków – nawyk myślowy.

 

Mistrzowie defetyzmu

Otóż jesteśmy mistrzami defetyzmu. Zwłaszcza zaś my-obóz niepodległościowy. Ekspertami w tworzeniu map zagrożeń. Gorzej z rysowaniem realistycznych projektów pozytywnych zmian.

Potrzebę diagnozy najczęściej czuje się wtedy, gdy coś nie gra. Gdy chce się bliżej uchwycić, co nie gra. Dlaczego nie gra. I co zrobić, żeby grało. Trzy są kroki sensownej diagnozy: określić, co nie gra; wskazać, dlaczego nie gra; zaproponować, jak to naprawić. Trzy kroki – jeśli diagnoza ma być skuteczna. Ale rzadko jest.

Przykład - służba zdrowia. Kłopot z każdym krokiem. Po pierwsze, nie całkiem wiemy, co nie gra (przecież coś chyba musi grać, nieprawdaż?). Są poważne oznaki, że np. w systemie ratownictwa sporo nie gra. Krok drugi: dlaczego ten system nie działa należycie? Tu mamy mnóstwo, w większości domysłów, często niezbyt poważnych. I nie tylko przepychanki i interesy polityczne utrudniają spokojne określenie przyczyn niesprawności, ale także ograniczone umiejętności analityczne. Wreszcie trzeba by zrobić krok trzeci – bo bez niego przecież cała diagnoza psu na budę warta! Cóż nam bowiem po diagnozie, która nie prowadzi do skutecznych kroków zaradczych. Tak byłoby logicznie. Tymczasem spora (chyba większość!) diagnoz nie służy rozwiązaniu problemów. Przynajmniej nie tych, które są diagnozowane.

 

Rytualne diagnozy niemocy

Ileż to razy słyszeliśmy, że nic nie możemy zrobić, bo wszędzie są agenci – gdy tylko coś zainicjujemy, zaraz będą nas rozbijali (jakbyśmy sami nie potrafili się namiętnie skłócać). Ileż to razy słyszeliśmy, że ponad naszymi głowami Niemcy się dogadały z Rosją i teraz jesteśmy w kleszczach. Ileż razy słyszeliśmy w mediach wolnego obiegu, jak bardzo nasza obecność w Unii Europejskiej pozbawia nas suwerenności. I o tym, jak bardzo obecne w Polsce wielkie międzynarodowe korporacje osłabiają polski biznes i jednocześnie nasilają presję kultury konsumpcyjnej. Są też głosy o niepokojącej uległości władz polskiego państwa wobec interesów izraelskich oraz żydowskich.

Często autorzy tych diagnoz uważają, że są bardzo odważni, że tylko oni głośno mówią, co nam naprawdę grozi. W każdym z tych głosów jest pewna słuszność. Kłopot z tym, że zazwyczaj dają one tylko jeden efekt: wzmacniają poczucie zagrożenia i bezsilności. I dlatego są szkodliwe. Tak, prawda może być szkodliwa. Tak, prawda może paraliżować.

A gdy - tak silnie zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?

 

Chcesz diagnozować – zarazem proponuj!

Diagnoz ci u nas dostatek. Ale ich ogromna większość to tzw. diagnozy bez konsekwencji. Takie, z których nic nie wynika. Nic dobrego. Często wynika z nich bowiem przygnębienie samych diagnozujących oraz odbiorców tych diagnoz. Nic dziwnego zatem, że spora część Polaków – zwłaszcza zaś ci, którzy popierają obecny układ rządzący – nie chce naszych diagnoz w ogóle słuchać. I to jest normalne i zrozumiałe. Zdrowi psychicznie ludzie nie chcą bowiem się dołować, skoro i tak nic dobrego z tego nie ma.

W III RP diagnozowanie – zazwyczaj tyleż krytyczne, co jałowe - stało się rytuałem. Dlatego jakiś czas temu podczas moich podróży z „Pociągiem do Polski”, na spotkaniach m.in. klubów „Gazety Polskiej” wysunąłem postulat: za każdym razem, gdy diagnozujemy jakąś bolączkę, czujmy się zobowiązani do zaproponowania jakichś, choćby roboczych, kroków zaradczych.

Artykuł ukazał się w tygodniku "Sieci". Kolejny artykuł profesora Zybertowicza w najnowszym wydaniu:


Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.