Z Dumy Państwowej Rosji do polskiego MSZ nadeszła propozycja rozbioru Ukrainy – taki komunikat usłyszały miliony Polaków w „Wiadomościach” TVP. A za nimi powtórzyły to inne media. I tak miało być, bo taki plan powstał w Moskwie. Tyle że nie w Dumie Państwowej, lecz rozpisały go na role rosyjskie tajne służby. A „Wiadomości” oraz inne programy te role gorliwie odegrały. Odporniejsze na tę grę okazały się media na Węgrzech i w Rumunii, bo i tam trafiła propozycja rozbioru. Polskie media zachowały się więc co najmniej jak bardzo użyteczni idioci, jeśli nie wręcz rzecznicy rosyjskich interesów neokolonialnych. Owszem, list do MSZ napisał wiceprzewodniczący Dumy Państwowej, szef Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimir Żyrinowski, ale nie reprezentował on Dumy. Bo wprawdzie trudno mieć złudzenia co do niższej izby parlamentu Rosji, ale nawet ona nie zdecydowałaby się na działanie „na rympał” i w najbardziej ordynarny sposób. Propozycja upomnienia się przez Polskę o obwody lwowski, wołyński, tarnopolski, rówieński i iwanofrankowski, a przez Węgry i Rumunię o zakarpacki i czerniowiecki była oczywistą prowokacją. A Żyrinowski w przeszłości wiele razy był przez tajne służby Rosji wykorzystywany do robienia takich wrzutek. To jest zresztą raczej pierwszy akt z całej serii rosyjskich prowokacji, które pojawią się w najbliższych tygodniach. List Żyrinowskiego można traktować jako swego rodzaju razwiedkę.
Rosyjskie służby liczyły na to, że poważne media w Polsce nadadzą wrzutce swojego agenta rangę dużego wydarzenia i się nie przeliczyły. Głównym celem było obudzenie w Polakach antyukraińskich resentymentów i zainspirowanie różnych osób, ugrupowań i stowarzyszeń, by sprawę polskości wschodnich kresów II RP uczyniły gorącym tematem publicznej debaty. Żeby powstało wrażenie, iż kwestia granic jest wciąż otwarta i zmiany terytorialne są możliwe. Innymi słowy, chodziło o wytworzenie napięcia na tle rewindykacji i rewizji granic, jakie swego czasu powstało w Jugosławii, a co doprowadziło do krwawej i okrutnej wojny.
Chodziło także o to, żeby rosyjskie roszczenia terytorialne do Krymu i innych części Ukrainy rozpuścić w szerszym procesie, Żeby nie tylko Rosjanie byli postrzegani jako chętni do wywracania status quo w Europie, ale także Polacy, Węgrzy czy Rumuni. Każdą debatę na ten temat, natychmiast podkręcano by przy użyciu rosyjskiej agentury oraz jej agentów wpływu i lobbystów, żeby sprawić wrażenie, iż to temat żywy i absorbujący społeczne emocje. Czyli chodziło o znalezienie wspólników do brudnej roboty. Tak samo postępował Adolf Hitler, gdy dokonał rozbioru Czechosłowacji i jemu się wtedy udało.
Akcja rosyjskich służb za pośrednictwem Żyrinowskiego miała oczywiście rozbudzić w Ukraińcach w zachodniej części kraju banderowskie resentymenty i zmobilizować do antypolskich wypowiedzi, a nawet roszczeń terytorialnych. Na zachodniej Ukrainie miały się na nowo ujawnić nacjonalistyczne nastroje, miało powstać podglebie do polsko-ukraińskich konfliktów, wzajemnych roszczeń, pretensji i oskarżeń. Miało zatem dojść do odwrócenia wektorów konfliktu, podzielenia i skłócenia ukraińskiego społeczeństwa, przez co kolejne akty agresji ze strony Rosji byłyby łatwiejsze do przeprowadzenia. Miało też dojść do wysadzenia w powietrze polsko-ukraińskiej solidarności i generalnego zbliżenia. Po liście Żyrinowskiego można się spodziewać kolejnych prowokacji umożliwiających realizację tych celów.
Prowokacje rosyjskich służb, które już się pojawiły i te, które dopiero nastąpią mają też zachęcić wszystkich „pokrzywdzonych” w Niemczech do otwartego zgłaszania swoich roszczeń i oczekiwań, gdyby w Polsce sprawa została podjęta i stała się elementem publicznej debaty. Wtedy znalazłoby się w Niemczech wystarczająco wielu chętnych (także agentów wpływu Rosji), żeby się upominać o niemieckie dziedzictwo na tzw. polskich ziemiach odzyskanych oraz w czeskich Sudetach. Byłby to początek procesów mogących doprowadzić do niewyobrażalnych obecnie skutków.
„Wiadomości” TVP i inne media nie powinny bezrefleksyjnie działać zgodnie ze scenariuszami rosyjskich prowokacji, tylko wyjaśnić, widzom, słuchaczom i czytelnikom, o co w tym wszystkim chodzi. I powinny ostrzec przed kolejnymi prowokacjami, informując, na czym mogą one polegać. Nie zrobiono tego, lecz przedstawiono sprawę tak, jak sobie założyli autorzy prowokacji z rosyjskich służb. A przecież to dopiero początek całej serii takich wrzutek. To wszystko dowodzi, że w wielu polskich mediach pracują ludzie albo niczego nie rozumiejący, albo użyteczni idioci, albo po prostu agentura wpływu. I wszyscy oni służą za pas transmisyjny bądź wzmacniacz rosyjskich scenariuszy i prowokacji. To jest nie tylko żenujące, ale po prostu groźne.
——————————————————————————
——————————————————————————
Polecamy wSklepiku.pl!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/188620-rosyjska-wrzutka-z-rozbiorem-ukrainy-w-wielu-polskich-mediach-pracuja-albo-uzyteczni-idioci-albo-po-prostu-agentura-wplywu