Cel Tuska jest jasny: zastraszenie Polaków wizją wojny i tym samym obniżenie oczekiwań wobec władzy. Zauważmy, że histerię urządza wyłącznie w kraju

Tusk z Putinem na sopockim molo. Fot. PAP
Tusk z Putinem na sopockim molo. Fot. PAP

Cynizm premiera Tuska, suflującego opinii publicznej skojarzenia z 1939 rokiem ("Te wybory europejskie być może są o tym, czy dzieci w Polsce 1 września w ogóle pójdą do szkoły") może tylko, jak to się mówi, porażać. Szef rządu doskonale wie, że po pierwsze, wybory europejskie nie mają tu wiele do rzeczy, a po drugie, że do powtórki z "1 września" jest więcej niż daleko. Grozi nam raczej życie w cieniu agresywnej Rosji przez długie lata wraz z postępującą demobilizacją Zachodu. Dziś nie ma żadnego powodu, by Polaków oblewać wiadrami aż tak lodowatej wody, zwłaszcza gdy nie ma się żadnego pomysłu na realne wzmocnienie Rzeczypospolitej (gdyby plan był, alarmowanie miałoby sens jednoczenia Narodu wokół dobrego celu).

Tusk eskaluje zagrożenie, zauważmy, wyłącznie w polityce wewnętrznej. Na unijnym szczycie nie wykonał ani jednego gestu, który zmusiłby przywódców Zachodu do jakiegoś wysiłku, który miałby im uświadomić skalę zagrożenia. Tam "business as usual", tu histeria posunięta do granic absurdu, coraz bardziej komiczna. Nie widać też żadnych, ale to żadnych działań w regionie, jakiejś próby zbudowania sojuszu zagrożonych, co przecież jest JEDYNĄ długoterminową odpowiedzią na rosyjskie zagrożenie. Tu Tusk pozostaje wierny naczelnej zasadzie Berlina: kraje na wschód od Odry nie mogą szukać podmiotowości, a już na pewno nie wspólnie.

Pozostaje też pytanie zasadnicze: skoro Tusk dziś przywołuje 1 września 1939 roku, to co powie Polakom, gdy zagrożenie pojawi się naprawdę?

No i symbolika: to "1 września" 2009 roku premier spacerował z Putinem po sopockim molo, jak możemy sądzić, po niemiecku szkicując coś, co przejdzie do historii jako gra z Rosją przeciwko własnemu prezydentowi.

Tusk gra oczywiście o sukces wyborczy w maju, w wyborach do PE. Cel jest jasny: zastraszenie Polaków wizją wojny i tym samym obniżenie oczekiwać wobec władzy. Mamy się cieszyć, że nie ma wojny, i mamy już nie pytać o służbę zdrowia, zarobki, edukację, świadczenia społeczne, DEMOGRAFIĘ. Premier wstawia więc nam kozę - wizję wojny - i gdy wojny nie będzie, powinniśmy skakać do góry.

W tym wszystkim najsmutniejszy jest fakt, że gdy zagrożenie wojenne naprawdę nadejdzie, Tusk będzie najgorszym możliwym przywódcą. Nie będzie powtórki z 1 września 1939 roku. Rozkaz stawiania oporu nie padnie.

Dzisiejsza histeria Tuska - cynicznie oparta na uzasadnionej obawie Polaków przed wojną - jest tym samym, czym żenująca deklaracja sprzed paru lat, iż troszczył się będzie wyłącznie o Polaków żyjących "tu i teraz", a nie o przyszłe pokolenia. To wszystko hucpa, możliwa wyłącznie dzięki szczelnej osłonie medialnej.

PS. Gdzie jest prezydent? Od ładnych paru dni milczy. Coś nie tak na Wschodzie?

PS2. Wrzutka Żyrinowskiego o "rozbiorze Ukrainy" arcygroźna. Ludzi niemądrych i w Polsce nie brakuje. Cel oczywisty: rozbić solidarność z Kijowem.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.