"Polityka miłości" Warszawy i "Ostpolitik" Brukseli grają na rzecz Kremla. UE przewiduje surowsze sankcje za emisję dwutlenku węgla!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Sankcje, które zapowiadał świat i które powoli wprowadza, są rozpaczliwie śmieszne

– pisze w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” Irena Lasota. I ma całkowitą rację.

Co się bowiem stało? Rosja zaanektowała część suwerennego państwa, złamała prawo międzynarodowe, w tym memorandum budapesztańskiego z 14 stycznia 1994 r., które gwarantowało Ukrainie suwerenność i integralność terytorialną, w zamian za pozbycie się broni atomowej. Tymczasem państwa Unii Europejskiej po kilkunastu dniach rozmów, szczytów, spotkań, konsultacji i narad nałożyły sankcje, m.in. zablokowanie wiz, zamrożenie aktywów bankowych kilkunastu wysokich urzędników i wojskowych Rosji.

Ale czy na Władimirze Putinie zrobi to jakiekolwiek wrażenie? Odpowiedzi udzielił rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin, który znalazł się na tej liście. Zaraz po ogłoszeniu tych restrykcji wręcz śmiał się i kpił na Twitterze z podjętych działań Zachodu:

Towarzyszu Obama, a co z tymi, którzy nie mają za granicą kont ani majątku? Czyżbyście o tym nie pomyśleli?

Warto również pamiętać, że sama Unia jest znacznie surowsza i przewiduje ostrzejsze kary za przekroczenie emisji dwutlenku węgla. Restrykcyjne projekty Brukseli w sprawie gwałtownej redukcji wytwarzania energii z węgla mogą de facto zniszczyć resztki polskiego przemysłu, w tym przede wszystkim nasz „niedobity” jeszcze sektor elektro-energetyczny. Dlatego z tej pespektywy trudno mówić o sankcjach UE wobec Rosji.

Źródeł takiej postawy Unii należy poszukiwać w polityce hegemona na kontynencie, czyli Niemiec. To Berlin jest nieformalnym liderem Europy, prowadzi ekspansywną politykę gospodarczą we wschodniej Europie i w samej Rosji. Forpocztą tradycyjnej „Ostpolitik” stały się niemieckie firmy.

Według szacunkowych danych tylko w 2011 roku niemiecko-rosyjska wymiana handlowa wyniosła 72 mld dolarów, w roku następnym wzrosła do prawie 76 miliardów. Wartość niemieckich inwestycji w Rosji tylko w 2012 r. przekroczyła 25 mld dolarów. Problem ten dotyczy firm z innych krajów Unii. W dużym stopniu są to inwestycje w przemysł nowoczesnych technologii, motoryzacyjny, informatyczny, wojskowy. Dopiero po agresji na Krym Niemcy wstrzymali inwestycje w supernowoczesny ośrodek szkoleniowy dla Rosji na poligonie w Mulino. Jednak przez kilka lat państwo Putina uzyskiwało nowoczesną infrastrukturę. Na marginesie spytam się tylko, co robiły polskie służby specjalne, kiedy przez ostatnie siedem lat zacieśniały się związki unijno-rosyjskie? Czy informowały polskie władzy o takich inwestycjach i pozyskaniu przez Moskwę nowoczesnych technologii? Przypomnijmy także sprawę sprzedaży Rosji francuskich okrętów wojennych „Mistral”. Wartość tej umowy szacuje się na ponad miliard euro. Tymczasem po aneksji Krymu Francja wydała komunikat, że „mogłaby rozważyć” anulowanie tego kontraktu. I w Paryżu dalej myślą…

Dla porównania wartość niemieckich inwestycji w Polsce od roku 1989 wynosi ok. 23 mld euro. Natomiast w 2012 r. bezpośrednie inwestycje niemieckie w Polsce wyniosły 3,5 mld euro. I te liczby inwestycji w Polsce i w Rosji są odpowiedzią, dlaczego reakcja Unii ograniczyła się do propagandowych pohukiwań, zaś rosyjscy politycy mogą wyśmiewać z tych „sankcji”.

Rosjanie będą zręcznie wykorzystywali tę sytuację. Niewątpliwie pamiętają o strategii Lenina:

Kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy.

Można prognozować, że niemiecki biznes, by bronić swoich inwestycji w Rosji i uniknąć wielomiliardowych strat, stanie się lobbystą Kremla w Europie. Ewentualny kryzys gospodarczy wymusi na unijnym biznesie jeszcze większą spolegliwość wobec Kremla.

Taka postawa jest już widoczna w Polsce. Władze niemieckiego koncernu energetycznego RWE zapowiedziały sprzedaż Rosjanom prawo do poszukiwanie ropy i gazu w Polsce. W ten sposób Rosjanie mogą przejąć koncesje na ropę i gaz na terenie Małopolski i Podkarpacia, które miały uzależnić nas od rosyjskiego gazu!

Dlatego w przyszłości Berlin ratując swoją skórę, może poświęcić i inne swoje aktywa w Polsce. Siedmioletnia „polityka miłości” premiera Tuska wobec Berlina przyniosła bardzo wymierne efekty. Obecny rząd nie tylko związał polską dyplomację i gospodarkę od Niemiec, ale w konsekwencji doprowadził do jeszcze większego uzależnienia od Kremla. Historia uczy, że każdy kraj ma swoich przysłowiowych „pożytecznych idiotów”, które swoją indolencją wspierały totalitarne reżimy. To całe narody płacą bardzo wysoką cenę za te nierozgarnięte elity.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych