Czy Henryk Sienkiewicz przewidział, że jego prawnuk Bartłomiej będzie łasił się do zaborcy i sprzeciwiał się burzeniu pomników oprawców Polaków?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. MSW/ typ.pl
fot. MSW/ typ.pl

Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” na pytanie Pawła Wrońskiego i Wojciecha Czuchnowskiego (obu nie trzeba specjalnie prezentować), czy należy zburzyć sowieckie pomniki, takie jak „Czterech śpiących” w Warszawie czy gen. Iwana Czernichowskiego w Pieniężnie, odparł:

Jestem zwolennikiem, by do tego przykładać perspektywę historyczną, a nie polityczną. Polski rząd urzęduje w dawnych koszarach pułku rosyjskiego i jakoś nikomu nie przyszło do głowy, aby burzyć budynki przy Al. Ujazdowskich ze względu na to, że kiedyś stacjonowali tam zaborcy.

Obserwując wcześniejsze wypowiedzi tego polityka, ta odpowiedź nie dziwi; on by chętnie  – wraz ze środowiskiem „Wyborczej” - parę pomników sowieckim mordercom jeszcze postawił lub odbudował, np. Dzierżyńskiemu na pl. Bankowym w Warszawie.

Na użytek swojego elektoratu i obu redaktorów „Wyborczej” Sienkiewicz w zakres „ochrony dziedzictwa” historii włączył budynki pozostałe po zaborcach. Jest to rodzaj paraboli stosowanej przez obrońców sowieckiej przeszłości Polski mającej sprowadzić rzecz do absurdu, bo przecież nikomu z przeciwników ideologicznych Sienkiewicza i „Wyborczej” nie chodzi o to, żeby burzyć Cytadelę Warszawską czy Uniwersytet Warszawski. Chodzi tylko o usunięcie z polskiej przestrzeni publicznej świadectw chwały tych, którzy Polskę podbili, a Polaków zabijali.

Gdyby Niemcy wygrali wojnę, a ich okupacja Polski zakończyła się w 1989 r., to Bartłomiej Sienkiewicz pewnie chciałby zachowania pomników Hitlera czy Himmlera, bo pewnie takich mnóstwo powstałoby nad Wisłą.

Dlaczego osobom z obecnego kręgu władzy tak zależy na zachowaniu świadectw sowieckiej chwały  w Polsce? Pewnie dowiedzielibyśmy się więcej, gdyby otwarty został wreszcie zbiór zastrzeżony IPN.

Bardzo ciekawe w tym wszystkim jest to, że o tym, iż jednostki z takimi poglądami na temat przeszłości mogą pojawić się wśród Polaków (a i nie tylko) przestrzegał nie kto inny jak… pradziadek obecnego ministra spraw wewnętrznych – Henryk Sienkiewicz. Swoje przewidywania zawarł w noweli „Sachem” napisanej w 1889 r. Nie każdy ją czytał, więc krótkie streszczenie.

W widłach pewnej teksańskiej rzeki leżała indiańska osada plemienia Czarnych Węży. W pobliżu niej zbudowali osadę koloniści – przybysze z Niemiec. Pewnego razu Europejczycy zaatakowali nocą indiańską osadę i zabili wszystkich jej mieszkańców, zaś po wyłapaniu wojowników – powiesili ich. Na gruzach wioski zbudowali własne miasto – Antylopę. Po odkryciu w pobliżu dużych złóż srebra miasto rozwinęło się, a mieszkańcy stali się bogaczami; nie chcieli wspominać swej ponurej przeszłości i egzekucji ostatnich dziewiętnastu wojowników Czarnych Węży.

Kilkanaście lat po zniszczeniu indiańskiej osady do Antylopy przyjechał cyrk. Gwoździem programu miał być występ indiańskiego akrobaty chodzącego po linie, który – jak wynikało z afisza - był synem zabitego sachema (wodza) Czarnych Węży. Atmosferę zagęścił dyrektor cyrku, który poprosił widzów o zachowanie absolutnej ciszy, gdyż indiański artysta od czasu przyjazdu do Antylopy jest „bardzo rozdrażniony”. Indianin wyszedł na scenę i zaśpiewał pieśń, w której opisana była tragiczna historia wioski. Widzowie – sprawcy tej tragedii – byli coraz bardziej przerażeni. Ich strach sięgnął zenitu, gdy Indianin zakończył pieśń przerażającym wyciem i wskoczył z długim drągiem na podwyższenie, pod którym wisiał żyrandol z lampami naftowymi. Wszyscy widzowie już widzieli się oczami wyobraźni oblani płonącą naftą. Jednak Indianin zeskoczył z kozła i zniknął za kotarą. Wrócił po chwili z blaszaną miską i kłaniając się wpół prosił publiczność o datki dla ostatniego z Czarnych Węży. Mordercy odetchnęli z ulgą i z przyjemnością rzucali srebrne monety.

Nasz geniusz literacki, który nie dożył wolnej Polski przewidział jednak trafnie, że nawet po wydobyciu się na niepodległość (Indianin-cyrkowiec był wolny) część jego rodaków zachowa schylony kark i uzna wyższość swoich niegdysiejszych oprawców.

Niechęć do likwidowania pomników władzy okupacyjnej jest niczym innym, jak takim schylonym karkiem i rodzajem szacunku wobec czerwonych morderców. Zaś śpiewanie „pieśni wojennych” i strojenie się w pióra wojowników to jedynie anturaż. Obecne polskie władze - szczycący się swoją przeszłością opozycyjną, to w większości tacy właśnie cyrkowcy-przebierańcy.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych