Premier Tusk i PO odpowiadają za defetyzm i infantylny pacyfizm. To oni apelowali, by "nie robić polityki", tylko żreć, kupować i bawić się

Fot. KPRM
Fot. KPRM

Donald Tusk wygłosił 19 marca uspokajające orędzie do narodu. Powołał się na trzy filary bezpieczeństwa Polski: osiągnięcia ostatniego 25-lecia, zakorzenienie w Europie oraz sojusz północnoatlantycki i szczególne stosunki z USA. Z tego powodu Polacy mogą ponoć spać spokojnie i zająć się pracą, zamiast rozważać: „bić się czy nie bić”. Mimo patriotycznej oprawy, czyli lasu biało-czerwonych flag w tle, to orędzie nie uspokaja, a bardzo niepokoi. Bo o tym, że nie mamy się czego bać zapewnia nas polityk, który sam się boi.

Donald Tusk boi się, bo ma świadomość własnych błędów i zaniedbań. I swojej udawanej naiwności. Udawanej, bo żaden polski polityk, a tym bardziej o tak długim stażu jak obecny premier, nie może być tak po prostu naiwny wobec Rosji. Ta udawana naiwność była strategią na pognębienie politycznych oponentów, czyli Lecha i Jarosława Kaczyńskich, zwolenników realistycznej i twardej polityki wobec Rosji. Putin to wykorzystał i wciągnął Tuska w niebezpieczne i w efekcie tragiczne gry przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Otrzeźwienie przyszło o kilka lat za późno. A wciągnięcie w te ryzykowne gry skutkowało kompletną bezradnością na absolutnie bezczelne i cyniczne zagrania Moskwy. Skutkowało ponadto kilkuletnim uśpieniem, a wręcz rozbrojeniem polskich tajnych służb wobec destrukcyjnych i dezinformacyjnych działań Rosji. Na szczęście, gdy zrobiło się groźnie, mogliśmy liczyć na wywiady sojuszników.

Udawana naiwność była też strategią nastawioną na podlizywanie się Niemcom oraz generalnie Zachodowi, gdzie rusofilia była (i jest) czymś bardzo rozpowszechnionym i wręcz nagradzanym. Stąd się brała rusofilia, a momentami wręcz putinofilia Tuska i Sikorskiego. Potrzebowali oni pochwał (głównie w zachodnich mediach) i liczyli na jakieś posady w Brukseli. Nieudawane były tylko fatalne skutki tej ruso- i putinofilii. Rządzący w Polsce stworzyli alibi dla jeszcze gorliwszych zachodnich putinofili, i wespół z nimi dali Putinowi wolną rękę w realizowaniu agresywnej, imperialnej polityki, która teraz skutkuje napaścią na Ukrainę i zaborem Krymu. Ona była bardzo widoczna dużo wcześniej, tylko polscy i zachodni politycy byli na to ślepi. Z założenia i dla wygody.

Premier Tusk musi wiedzieć, że przez ostatnie ponad sześć lat z tymi filarami, o których mówił jest równie pozornie jak z demokracją w Rosji Putina. Realnie nie zmieniły się tylko gwarancje NATO wynikające z artykułu piątego. Ale one dotyczą bezpośredniego ataku na nasze terytorium, więc nie działają w wypadku pełzającej agresji, która nie jest otwartą wojną. Natomiast nie ma co liczyć na solidarność w ramiach Unii, bo ta solidarność jest coraz słabsza i coraz bardziej iluzoryczna. Wszystko inne zmieniło się na niekorzyść.

Owszem, Polska jest coraz bogatszym krajem, tylko niewiele z tego wynika dla poprawy bezpieczeństwa państwa. To bogacenie się wpływa ponadto na szerzenie się infantylnego pacyfizmu i defetyzmu (zresztą podobnie było i jest z bogatszymi od nasz państwami Zachodu). U nas infantylny pacyfizm stał się ideologią partii rządzącej, która apelowała, by „nie robić polityki”, tylko żreć, kupować, bawić się i podróżować. Skrajnym przykładem tego defetyzmu i dziecinnego pacyfizmu jest manifest Marii Peszek „Sorry, Polsko”, akceptowany przez wielu młodych Polaków, w którym deklaruje ona: „Nie oddałabym ci, Polsko, ani jednej kropli krwi”.

Donald Tusk musi sobie zdawać sprawę, że to on i jego rząd odpowiadają za zmarnowane dla bezpieczeństwa Polski lata w związku z kompletnie nieodpowiedzialnymi grami z Putinem i dziecinnymi złudzeniami co do Rosji. Był to czas zmarnowany, bo przez ponad sześć lat można było wiele zrobić nie łudząc się, że „Polska jest bezpieczna jak nigdy”, przede wszystkim bezpieczna na wschodzie. Oczywiście, bezpośrednia napaść na Polskę jest mało prawdopodobna, ale przecież nie wiemy, w co się Putin jeszcze uwikła i jak desperacko będzie próbował postawić na swoim. Gdyby ekipa Tuska nie ulegała złudzeniom, postawiłaby na najważniejszy filar bezpieczeństwa, którego premier 19 marca w ogóle nie wymienił w swym orędziu – na zdolność odstraszania.

Nie chodzi o to, by potrząsać szabelką wobec państwa mającego około 4,5 tys. głowic jądrowych. Bo te głowice służą Rosji do zastraszania i odstraszania, a ich użycie to ostateczna ostateczność. Natomiast państwo takie jak Polska może mieć sporą siłę odstraszania bez broni atomowej. Taką siłę odstraszania ma na przykład Turcja, posiadająca półmilionową armię (drugą pod względem liczebności w NATO). Turcja dysponuje ponad dwustu myśliwcami F-16, ponad czterystu śmigłowcami, piętnastoma okrętami podwodnymi, ponad 3 tys. czołgów etc.

Polska nie musi i nie będzie mieć półmilionowej armii, ale może mieć dwustutysięczne, nowoczesne siły zbrojne, dające nam wystarczającą siłę odstraszania. Ale tego nie mogła osiągnąć ekipa, która nie widziała zagrożeń, a jeszcze je mnożyła, podkładając się Putinowi, byle dokopać krajowej opozycji i być lubianym w Europie. Premier Tusk ma więc powody do strachu. Ale Polska nie, bo to wszystko można jeszcze nadrobić.

 

 

 

 

 

------------------------------------------------------------

------------------------------------------------------------

Promocje na książki wSklepiku.pl!

Rabaty nawet do 90%!

SPRAWDŹ SAM!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.