Andriej Iłłarionow był doradcą prezydenta Władimira Putina w latach 2000-2005. Reprezentował go jak tzw. szerpa na spotkaniach grupy G8. Potem ustąpił z urzędu, krytykując władze w Moskwie za autorytarny sposób rządzenia. Obecnie mieszka w USA, gdzie pracuje m.in. dla Instytutu Katona w Waszyngtonie i dla uniwersytetu Stanforda. To właśnie on już 10 października ub.r. (a więc ponad miesiąc przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie i przed wybuchem Majdanu) zapowiadał, że Putin będzie chciał przejąć część ziem ukraińskich.
Ostatnio Iłłarionow udzielił interesującego wywiadu dla “Ukraińskiej Prawdy”, w którym powiedział, że plan agresji na Ukrainę istniał w Rosji już dość dawno:
Istnieje plan agresji na Ukrainę, który był przygotowany wiele lat temu. Sześć lat temu został on zapowiedziany m.in. przez samego Władimira Putina na szczycie NATO w Bukareszcie. W 2008 roku Putin powiedział, że Ukraina nie sprawdziła się jako państwo i że zajmuje ona olbrzymią część rdzennie rosyjskich ziem. Wynikało z tego, że wcześniej czy później kwestia odebrania tych rdzennie rosyjskich ziem –- czy też, jak przyjęło się teraz mówić: “zjednoczenia rozdzielonego narodu” -– stanie się dla Putina aktualna. Pytanie dotyczyło jedynie tego, kiedy to nastąpi. Rewolucja i obalenie poprzedniego reżimu zostały uznane za dogodny moment do rozpoczęcia owego programu.
Zdaniem Iłłarionowa władze w Moskwie same zaskoczone były tak szybką ucieczką Wiktora Janukowycza z Kijowa. Ta rejterada zmusiła Putina do przyspieszenia realizacji swego planu. Zielonym światłem dla Kremla okazało się jednak przyzwolenie Stanów Zjednoczonych:
W momencie, kiedy Obama w rozmowie telefonicznej z Putinem oświadczył, że nie zamierza podejmować żadnych działań z udziałem sił zbrojnych USA, to tym samym podpisał on układ monachijski 2014. W przekładzie z języka dyplomatycznego na potoczną mowę słowa Obamy oznaczały po prostu: “Zabieraj Krym”. Po tej rozmowie, która odbyła się w nocy z 6 na 7 marca, proces przejmowania, a de facto aneksji Krymu znacznie przyspieszył.
Według Iłłarionowa postępowanie Obamy stało się sygnałem ostrzegawczym dla wielu krajów na świecie. Ukraina bowiem w 1994 roku zgodziła się na pozbycie swego arsenału jądrowego, ale w zamian –- na podstawie memorandum podpisanego w Budapeszcie –- Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja zostały gwarantami jej integralności i nienaruszalności terytorialnej. Dziś okazuje się, jak mówi Iłłarionow, że “gwarancje Anglii i USA nie są nawet warte papieru, na którym zostały zapisane”.
Dla wielu stolic jest to czytelna wskazówka, by nie dać się rozbroić i nie wierzyć w zachodnie gwarancje, ale rozbudowywać swój program nuklearny.
W rozmowie Iłłarionow powiedział także, iż w Rosji nie tylko istnieją plany agresji na Ukrainę, lecz również na Kremlu została nawet napisana nowa konstytucja tego kraju. Przewiduje ona ustrój federacyjny Ukrainy, który da różnym podmiotom owej federacji szeroką autonomię z możliwością prowadzenia własnej polityki zagranicznej. Dokument ten wyklucza też przynależność Ukrainy do NATO.
Według byłego doradcy Putina, Rosja nie zatrzyma się na Krymie. W tej sytuacji Ukraina ma dwa wyjścia: albo wybierze drogę Czechosłowacji, albo Finlnadii. Czechosłowacja postanowiła w 1938 roku nie sprzeciwiać Trzeciej Rzeszy. Zakończyło się to rozbiorem i zniknięciem państwa z mapy świata, co zostało przyjęte bez większych protestów przez najważniejsze kraje Europy. Rok później z kolei 3-milionowa Finlandia zdecydowała się na zbrojny opór przeciw agresji 200-milionowego Związku Sowieckiego. Dzięki temu Finowie uratowali niepodległość, a także zapewnili sobie wsparcie państw europejskich. Jak mówi bowiem Iłłarionow:
Jeśli kraj nie stawia oporu, a swoją nadzieję pokłada jedynie w innych, to popełnia wielką historyczną pomyłkę. Nie było w historii przypadku, by inne państwa broniły ofiar agresji, jeżeli sama ofiara agresji nie broni się. Takich przypadków nie ma.
Jako pozytywny przykład Iłłarionow podał Gruzję, która w 2008 roku stawiła opór Rosji. Gdyby nie broniła się wówczas, to utraciłaby nie tylko dwie prowincję (Abchazję i Osetię Południową), ale także niepodległość. Nie zdołałaby też zmobilizować w swojej obronie przywódców innych państw.
Podobnie, zdaniem Iłłarionowa, było z Majdanem. Dopiero walka o swoje, a nie pokładanie nadziei w pomocy z zagranicy, przyniosła realne skutki:
Zachodnie kraje nie okazywały żadnej rzeczywistej pomocy. Zaczęły wprowadzać sankcje przeciw reżimowi Janukowycza dopiero wtedy, gdy zginęli ludzie, a naród Ukrainy udowodnił, że będzie stawiał opór. Takie jest prawo życia na całym świecie, takie jest prawo dyplomacji. Nikt nie pomaga ofierze agresji – ani wewnętrznej, ani zagranicznej – jeśli sama ofiara się nie sprzeciwia.
Iłłarionow odniósł się też do kwestii Tatarów krymskich, których jest na półwyspie ponad 200 tys. i którzy najgłośniej protestują przeciwko wcieleniu ich do Rosji:
Wyrażając się językiem naukowym, na półwyspie krymskim nastąpią istotne zmiany składu etnicznego. To absolutnie konieczne. Wystarczy spojrzeć na doświadczenie Abchazji: czystki etniczne, likwidacja Greków, Bułgarów, Estończyków, radykalne zmniejszenie liczebności innych grup etnicznych. W Osetii Południowej etniczne enklawy Gruzinów w Wielkiej Liachwii i Małej Liachwii przestały istnieć jako warstwa społeczna. Zresztą prezydent Osetii Kokojty uroczyście oświadczył: “Wyczyściliśmy tam wszystkich”. Nie mogę jednak powiedzieć, jaką formę przybierze zmiana etnicznego składu półwyspu krymskiego. Jest jednak jasne, że dla zabezpieczenia możliwości funkcjonowania nowej potężnej bazy wojennej na Krymie nie potrzeba dwóch milionów mieszkańców. Tak samo jak niepotrzebni są ci, którzy już nie raz mówili o swej nielojalności wobec nowych władz na półwyspie. W pierwszej kolejności są to właśnie Tatarzy krymscy.
Iłłarionow wyraził też swoje zdanie na temat ewentualnych szans na odzyskanie Krymu przez Ukrainę:
Nieraz słyszę, że Krym albo ziemie południowo-wschodnie pozostaną w składzie Ukrainy dzięki działaniom USA, gwarancjom memorandum budapeszteńskiego, wydarzeniom w Rosji itd. Jestem jednak całkowicie pewny, że jeśli tylko w tym pokładacie nadzieję, to Krym nigdy nie powróci do Ukrainy. Mało tego: nie tylko Krym nie wróci do Ukrainy, ale Ukraina nie obroni swojej niepodległości (…) Czy ktoś może podać jakiś przykład, że dzięki oświadczeniom, wyrażeniom swojego zaniepokojenia czy innym straszliwym groźbom w rodzaju “nie pojedziemy na szczyt G8 do Soczi”, można przekonać czołgi lub systemy obrony przeciwlotniczej S-300, by opuściły Krym? Czy widział ktoś kiedyś takie przykłady?
Pod koniec rozmowy Iłłarionow odniósł się też do nadziei wyrażanych przez niektórych komentatorów, że przykład Majdanu może być zaraźliwy i Rosja podąży drogą Ukrainy, pozbywając się despotycznych władz. Jego zdaniem jest to iluzja, gdyż nie ma żadnego porównania między rządami chwiejnego Janukowycza i zdecydowanego Putina:
Reżim Putina w klasyfikacji politologicznej nazywa się “surowym autorytarnym reżimem politycznym” i sytuuje się w tej samej grupie co np. reżim Baszara Asada w Syrii. W tym ostatnim kraju od trzech lat trwa wojna domowa, zginęło ponad 120 tysięcy osób, a reżim nadal nie upadł.
—————————————————————————-
—————————————————————————-
Polecamy wSklepiku.pl książkę:„Ukraina wobec Rosji”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/188313-gorny-dla-wpolityce-byly-doradca-putina-ukraina-ma-dwa-wyjscia-albo-droga-czechoslowacji-i-kapitulacja-albo-droga-finlandii-czyli-walka