Donald Tusk w nowym nurcie. Dlaczego premier przyjął wobec rosyjskiej agresji postawę zaskakująco (dla niektórych) radykalną?

fot. PAP/ Radek Pietruszka
fot. PAP/ Radek Pietruszka

Cały świat zastanawia się, jak na rosyjską inwazję na Ukrainę zareaguje Zachód. Przez „Zachód” należy tu rozumieć USA i Niemcy, bo wszyscy inni zachodni gracze albo nie mają możliwości adekwatnej reakcji, albo po prostu się nie liczą w sensie geopolitycznym (Unia Europejska). Ja oczywiście nie wiem, co Zachód zrobi.

Ale jestem skłonny do postawienia hipotezy, że zareaguje w sposób zdecydowany i ostry.
Dlaczego tak sądzę? Oczywiście po trosze dlatego, że tak powinien zrobić, bo dla wszystkich jest ewidentne, że Kreml przekroczył granicę, której przekroczyć mu nie wolno. Że już wcześniej przyjął postawę konsekwentnie agresywną wobec Zachodu (Syria). I po trosze dlatego, że język używany wobec Rosji przez czołowych polityków z Waszyngtonu i Berlina stał się bardzo ostry.


Ale przede wszystkim sądzę tak dlatego, że… tak wynika z zachowania Donalda Tuska.
Premier przyjął bowiem wobec rosyjskiej agresji postawę zaskakująco (dla niektórych) radykalną. Używa słowa „wojna” („konflikt mający wszelkie znamiona konfliktu, który może poprzedzić wojnę”). Używa języka, od którego dotąd stronił i który krytykował (co więcej, jego image opierał się w dużej mierze na walce z tym „pisowskim” językiem („musimy być tymi, którzy nie pozwalają Europie i światu ani na moment odwrócić się od Ukrainy. Powtarzam to za każdym razem, bo to jest dla Polski w przyszłości "być albo nie być"; „nie rozmawiać z Rosją językiem bezradności”).


Co się stało? Standardowa odpowiedź brzmiałaby: tak mu po prostu wyszło ze słupków sondażowych; pracownie badań społecznych ustaliły, że takiej właśnie postawy większość Polaków) oczekuje od szefa rządu.
To zapewne prawda, ale chyba nie cała.


Nawet bowiem na skutek jednoznacznych wskazań wszystkich sondażowni Tusk nie poszedłby w swojej retoryce tak daleko, gdyby mógł się obawiać, że spowoduje ona irytację tych, na których zależy mu najbardziej. Czyli wielkich graczy Zachodu, a przede wszystkim – wielkich graczy Unii Europejskiej. To na nich się zawsze orientował i orientuje, to oni dzierżą klucze do jego politycznego sukcesu i politycznej przyszłości. Przecież od lat jego polityka zagraniczna polega na „płynięciu z głównym europejskim nurtem”.

Skoro więc w tych uwarunkowaniach premier zdecydował się na przyjęcie tak radykalnego języka (a decyzja o podjęciu takiej a nie innej narracji to nie jest decyzja zero-jedynkowa, gdyby nie chciał zachować się tak, jak się zachowuje obecnie, nie musiałby przecież chwalić Putina, mógłby ogólnikowo potępić agresję i wezwać do spokoju, i tak zapewne uczyniłby „dawny, nie zreformowany Tusk”) to coś oznacza. Oznacza zapewne że wie on, iż zachodni decydenci myślą teraz właśnie w sposób, odpowiadający jego retoryce.

Mówiąc prościej: Tusk wie, że twórcy zachodniej polityki nie myślą teraz w kategoriach appeasement’u. Czynienie historycznych porównań częściej prowadzi na manowce, niż do twórczych rezultatów. Ale gdyby jednak takie porównanie poczynić – to są oni obecnie bardziej w rzeczywistości sierpnia ’39, niż kryzysu sudeckiego i Monachium. A Tusk zdaje sobie z tego sprawę.
Dalej „płynie w głównym nurcie” – tylko ten nurt jest teraz gdzie indziej, niż kiedyś. Tusk nie przyłożył ręki do tego przemieszczenia się nurtu, ale potrafi z niego skorzystać. Takie są paradoksy polityki.

 

 

 

 

 

 

-------------------------------------------------------------------------------

-------------------------------------------------------------------------------

Polecamy wSklepiku.pl!

"Anatomia władzy"

autorzy:Michał Karnowski, Eryk Mistewicz.

Anatomia władzy


Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych