Z książką Anny Kłys „Brudne serca” mam problem. A właściwie kilka problemów.
Poznańska autorka napisała rzecz dziwną – mieszaninę historycznego reportażu i własnej historii rodzinnej. Ten pierwszy komponent to historia dwóch chłopaków z wielkopolskiej prowincji, którzy w ’45 roku wstępują do milicji. Potem jeden zabija radzieckiego oficera, gwałcącego kobietę, dostaje za to trzy lata więzienia, ucieka, ukrywa się i dołącza do grupy partyzanckiej, zaraz zostaje schwytany, skazany na śmierć i stracony. Drugi robi karierę, zostaje szefem aresztu w Poznaniu. Osobiście wykonuje egzekucje i w tym charakterze zabija pierwszego.
Powiedzmy od razu: wywody Kłys (masa w nich nieznośnego patosu, masa infantylnego psychologizowania, masa godnych pensjonarki odkryć na poziomie dramatycznego okrzyku „ludzie kłamią!” czy retorycznych pytań na poziomie „dlaczego ludzie kłamią?”, a całość zatrąca o histerię – na skutek tego wszystkiego przez książkę brnąłem z trudem) służą uargumentowaniu tezy: dobra i zła w tych czasach (a pewnie i każdych innych) nie było. Wszystko było przemieszane, wprawdzie narzucony system był zły, ale nie można mówić o bojownikach o wolność i sługach dyktatury. To byli tacy sami ludzie (dodajmy: bardzo nieciekawi), to gdzie ktoś się znalazł wynikało z przypadku i z tego, jaką ścieżką poprowadziły go jego złe instynkty i wojenna demoralizacja.
Czyli – wszystko szare.
Choć autorka i w swojej książce, i w towarzyszących jej wydaniu wywiadach prasowych podaje bardzo wiele przykładów zbrodni i pospolitych przestępstw, popełnianych przez antykomunistyczną partyzantkę (skądinąd opisuje przede wszystkim oddziały i partyzantów, którzy zaczęli swoją działalność dopiero po wojnie – nie są to więc najbardziej typowi „żołnierze wyklęci”; tym bardziej że jest to Wielkopolska, gdzie „za Niemca” partyzantki w ogóle nie było, zaczęła się dopiero w ’45 roku – więc nie bardzo na tej podstawie można uogólniać) to taka teza jest w oczywisty sposób ahistoryczna i nieprawdziwa.
Bo oczywiście to nie jest tak, żeby w Polsce po ’44 roku wszyscy dobrzy walczyli w lesie czy w PSL, a wszyscy źli wsparli nowy reżim. Oczywiście i po stronie PPR było sporo uczciwych. Tym niemniej w sytuacji, w której obce państwo na swoich bagnetach instaluje w drugim wbrew woli większości niechciany system, generalnie ci którzy czynnie sprzeciwiają się temu gwałtowi częściej są ludźmi czystszymi moralnie niż ci, którzy na tym gwałcie zaczynają budować swoją karierę. To psychologiczna i historyczna oczywistość. Zaprzeczać jej może tylko ktoś, kto albo nie uważa, że nastąpił gwałt (czyli że nowy system został zainstalowany siłą, a zdecydowana większość Polaków go nie chciała, tylko widziała że za PPR stoją rosyjskie tanki) albo… Albo, ujmijmy to grzecznie: jest osobą nieskończenie naiwną.
Skoro więc oceniam książkę Kłys tak krytycznie, zarówno w warstwie przesłania i tezy, jak i warstwie literackiej (miejscami narzuca się niestety słowo „grafomania”), to dlaczego, jak napisałem, mam z nią problem i nie potrafię zdecydowanym ruchem wyrzucić jej na stos makulatury?
A to dlatego, że oprócz komponentu historycznego reportażu zawiera ona i drugi – historię rodzinną autorki. I ten element jest poruszający, a także bardzo ważny.
Otóż Kłys w trakcie pisania książki dowiedziała się, że jej ojciec był ubekiem. Co było dla niej wstrząsem, bo dotąd – będąc w latach 80 zaangażowaną w ruch sprzeciwu wobec systemu licealistką, potem studentką, potem dziennikarką - wiedziała tylko, że był dyrektorem Archiwum Państwowego w Poznaniu.
I te passusy książki są jednoznacznie poruszające. A momentami wręcz wstrząsające. Wstrząsająca jest walka autorki, która próbuje coś zrobić z tą wiedzą, i popada przy tym w przejmująco opisany konflikt z obojgiem rodziców, którzy (cóż za nieoczekiwany obrót sytuacji…) o przeszłości w ogóle rozmawiać nie chcą. A za ponawiane próby jakiegoś rozwikłania tematu, wydobycia z nich (czyli z ojca, ale zębami i pazurami bronionego przez matkę) jakiegokolwiek ustosunkowania się do tej przeszłości zostaje wręcz niemal formalnie usunięta z rodziny...). Również rodzona siostra zrywa z nią kontakty.
„Pęka mi serce” – pisze Kłys. Pęka jej serce za każdym razem kiedy dowiaduje się, że jej ojciec, jej ubóstwiany w dzieciństwie tata („do którego mam tak podobne rysy twarzy, do którego tak podobnie mówię, podpisuję się podobnie”) zrobił coś niegodziwego. Czujemy sami to pękanie córczynego serca.
I w tym aspekcie jest to książka wielka, nie znalazłem bowiem dotąd równie potężnego świadectwa dowodzącego, jak strasznie toksyczne jest to, co przez popeerelowskie ćwierćwiecze usiłowano nam (na szczęście nieskutecznie) zaserwować – czyli wyparcie przeszłości. Czyli ideologia „wybierzmy przyszłość”, doprowadzona do swojego apogeum.
Autorka, pomimo całej swojej naiwności, zdaje sobie z tego sprawę.
„Wyobraźmy sobie, że nagle rozgrywa się scena jak z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa: ludzie w czasie jakiegoś zgromadzenia zaczynają mówić o sobie prawdę – mówi w wywiadzie prasowym. „Ktoś podnosi rękę, wstaje i przyznaje: „Byłem TW i donosiłem na kolegów na studiach”. I następny, i następny. Że nie ma tchórzy.
I co się stanie? Może zostaną przekreśleni na wieki, ale może poczują się wolni? Nikt już im nigdy nie powie: „kolego, jak będziesz fikał, to mam teczkę na ciebie”. Bo, po pierwsze, on sam już to powiedział. Po drugie, i to byłoby najbardziej wartościowe, może opowiedzieć, dlaczego to zrobił. Jak z tym żyje? Czy zrobiłby to jeszcze raz? (…) Ale tej rozmowy nie ma. Zaraz pojawiają się klisze: samokrytyka, dzieci donoszące na rodziców, stalinizm, rewolucja kulturalna… Nie stać nas już na normalną rozmowę?”
Nie stać? Chyba rzeczywiście ciągle nie stać. Ale Anna Kłys –przy całej swojej naiwności i (może udawanej?) nieporadności intelektualnej, przy całym infantylizmie końcowego przesłania (dziecinny pacyfizm jako lek na całe zło świata) – zrobiła swą książką wiele, żeby było stać.
I wszystkie złe strony „Brudnych serc” nie odbiorą jej tej zasługi.
-------------------------------------------------------------------------------
Do nabycia wSklepiku.pl!
"Brudne serca. Jak zafałszowaliśmy historię chłopców z lasu i ubeków"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186620-brudne-serca-ksiazka-zla-infantylna-naiwna-i-zarazem-wielka